Connect with us

Rozmowy i opinie

Naczelny brd24: KRBRD chwali się nie swoim sukcesem

Na drogach w 2013 r. było bezpieczniej – wynika z najnowszego raportu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Rada sugeruje, że to dzięki jej strategii. To manipulacja. Już bardziej sukces powinna odtrąbić GDDKiA

Opublikowano

-

Na drogach w 2013 r. było bezpieczniej – wynika z najnowszego raportu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Rada sugeruje, że to dzięki jej strategii. To manipulacja. Już bardziej sukces powinna odtrąbić GDDKiA

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl

W informacjach o nowych danych na temat wypadków w Polsce (ogólnie pocieszających, choć nadal jesteśmy w ogonie Europy), KRBRD wybija wybija grubą czcionką informację, że to właśnie w 2013 r. zaczął obowiązywać Narodowy Program Poprawy Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego na lata 2013 – 2014. Można by się nabrać. Gdyby nie to, że jeszcze od żadnego papierka napisanego przez urzędników coś się realnie zmieniło, zwłaszcza w bezpieczeństwie na drodze.
Nie boję się zaryzykować stwierdzenia, że mniejsza liczba wypadków to właściwie wyłączna zasługa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Bo głównie to, że Polacy mają do dyspozycji więcej kilometrów autostrad i ekspresówek, sprawia, iż wypadków jest mniej.

Jeden sondaż za 28 tys. zł Ile badań, ile wniosków
A KRBRD tak naprawdę działa bardzo słabo. Jedyna instytucja w Polsce, która ma koordynować najważniejsze sprawy związane z bezpieczeństwem drogowym w kraju, prowadzi prace raczej pozorowane. Najlepszym przykładem mogą być np. badania. Bez analiz dotyczących tego, co dzieje się na drogach, trudno coś poprawiać. Bo przecież nie wiadomo co.
Tymczasem w całym 2013 r. – tym samym, którym tak się Krajowa Rada chwali – zamówiła tylko jedno (sic!) i to nie badanie naukowe, a badanie opinii. KRBRD zleciła za ponad 28 tys. zł badanie “kwestii związanych z przekraczaniem dozwolonej prędkości przez wszystkich użytkowników dróg w Polsce”. Bardzo cenne badanie, przyznacie państwo sami.
Tymczasem w ciągu całego roku Krajowa Rada zamówiła zaledwie kilka niewielkich badań i analiz: Stan bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce w 2012 (Instytut Transportu Samochodowego); Raport dotyczący ochrony pieszych w wybranych 15 krajach Europy (Schonherr); Metoda oraz wycena kosztów wypadków i kolizji drogowych na sieci dróg w Polsce na koniec roku 2012, z wyodrębnieniem średnich kosztów społeczno-ekonomicznych zdarzeń drogowych na sieci TEN-T (Instytut Badawczy Dróg i Mostów); Prędkość pojazdów w Polsce (Konsorcjum Fundacji Rozwoju Inżynierii Lądowej, Politechniki Gdańskiej oraz Politechniki Krakowskiej); Stosowanie pasów bezpieczeństwa w Polsce w 2013 r. (j.w.); Stosowanie urządzeń zabezpieczających dzieci w Polsce w 2013 r. (j.w.); Stosowanie kasków ochronnych w Polsce w 2013 r. (j.w.).
A w rocznym sprawozdaniu nie widać, by wnioski z tych analiz posłużyły jakimkolwiek działaniom – oprócz nadmiernej prędkości oczywiście.

I jedna kampania za 8 mln zł
Widać jak na dłoni, że urzędnicy z KRBRD idą po linii najmniejszego oporu. Ludzie jeżdżą za szybko – hurra! To popytajmy ich o różne rzeczy i trzaśniemy potem kampanię. No i zobaczyliśmy kampanię skierowaną wyłącznie do jednej grupy czyli kierowców samochodów. “Promowanie idei bezpiecznej jazdy i respektowania wyznaczonych limitów” w spotach telewizyjnych kosztowała w ubiegłym roku blisko 8 mln zł.
Odklepane? Odklepane.To jedziemy dalej. w tym roku dmiemy dalej w tę samą trąbkę. Sekretarz KRBRD zapowiedział, że pojawią się nowe spoty. Tak, zgadliście państwo, dotyczyć będą nadmiernej prędkości.

Tymczasem nadmierna prędkość nie jest główną przyczyną wypadków na drogach w Polsce. Przyznali to sami policjanci, których przepytywała Najwyższa Izba Kontroli. Okazało się, że policyjny system SEWiK pozwala wpisać tylko jedną przyczynę wypadku. To wpisują “niedostosowanie prędkości do warunków na drodze”. Ale tak naprawdę ich zdaniem główny powód wypadków to złe drogi oraz zmęczenie kierowców.

Czyli warto byłoby jednak robić rzetelne dochodzenia po wypadkach z udziałem zarządców dróg (w przytaczanym wcześniej wywiadzie sekretarz KRBRD przyznaje z rozbrajającą szczerością, że o tym w ogóle nie myśleli), albo choć kierować kampanie dotyczące jeżdżenia zbyt długo, symptomów zmęczenia itd.

Ale po co? Skoro napisało się jeden dokument i w 2013 r. wypadków jest mniej! Prawda?