Społeczeństwo
Bloger chciał udowodnić, że nie musi przepuszczać pieszych. Stanie przed sądem
Opublikowano
1 rok temu-
przez
luzKierowca ciężarówki i bloger przekonywał w sieci, że po zmianie prawa nie musi ustąpić pieszym zanim nie będą w rozkroku nad krawężnikiem przy przejściu. Nagrywał filmy, w których tak zachowywał się wobec pieszych i zachęcał, by zgłosić je na policję, by mógł udowodnić swoje racje. Ktoś zgłosił. Policja skierowała sprawę do sądu, a bloger założył zrzutkę na swoją “walkę”
Kierowca zawodowy, który prowadzi bloga PrzPrzemyslenia.blogspot.com od miesięcy prowadzi w sieci krucjatę przeciw nowym przepisom w sprawie pieszych. Publikuje własne analizy prawne, w których przekonuje, że pieszy w Polsce ma dopiero pierwszeństwo, gdy jest w rozkroku nad krawężnikiem. Jego zdaniem ludzie, którzy zatrzymają się przed wejściem na pasy, też nie mają pierwszeństwa – bo nie są “wchodzący”. W takim rozumowaniu w komentarzach w Internecie wspiera go m.in. inżynier zajmujący się rekonstruowaniem wypadków – Piotr Krzemień.
Nagrywał filmy, jak nie wpuszcza pieszych
Pan Przemysław próbując udowadniać swoje racje, publikował w sieci nagrania ze swojego samochodu. Widać na nich, że dojeżdża do przejść, na które wyraźnie zamierzają wejść piesi, ale nie ustępuje im i przejeżdża.
Bloger zachęcał innych w sieci, by zgłosili jego filmy na policję. Pragnął bowiem udowodnić wszystkim, że kiedy pieszy znajduje się przed krawężnikiem, kierowca nie musi go wpuszczać.
I wszystko wskazuje na to, że jego marzenie się spełni, przynajmniej częściowo.
Nie pomogły 242 strony amatorskich analiz, sprawa trafiła do sądu
W maju Komenda Powiatowa Policji w Starogardzie Gdańskim – bo na terenie tego miasta kierowca nagrywał swoje zachowania wobec pieszych – wezwała pana Przemysława na przesłuchanie jako świadka w sprawie o wykroczenie. Chodziło o art. 86b par. 1 – policjanci uznali, że kierowca nie ustępował pieszym.
Bloger przyznał się, że to on kierował pojazdem na filmach. Upierał się jednak na komisariacie, że pieszy “wchodzący” to dopiero taki człowiek, który przekracza krawędź jezdni. Następnie złożył w starogardzkiej komendzie 242 strony swoich amatorskich analiz prawnych, które mają dowodzić jego racji (zawierały m.in. trzy artykuły biegłego Piotra Krzemienia, czy stenogram zapisów posiedzenia Komisji Infrastruktury, a nawet… stenogram wystąpienia rzecznika Ministerstwa Infrastruktury w telewizji).
Okazało się, że policjantów nie przekonał. Nie wzruszyły ich setki zapisanych stron. Uznali, że mandat się należy. Pan Przemysław odmówił jego przyjęcia. Policjanci skierowali więc wniosek o jego ukaranie do sądu. “Prowadzone w sprawie wspomnianego materiału wideo czynności zakończyły się w dniu 24.05.2023 r. sporządzeniem wniosku o ukaranie z art. 86b. §1 pkt 1 KW” – informuje brd24.pl asp. sztab. Marcin Kunka, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Starogardzie.
Sądowa sprawa w sprawie dwóch wykroczeń na filmach to poważny problem dla blogera, który jest kierowcą zawodowym. Za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu na przejściu grozi dziś bowiem 15 punktów karnych i 1500 zł grzywny – a to oznacza, że panu Przemysławowi grozi utrata uprawnień do kierowania pojazdami.
Po skierowaniu wniosku o ukaranie, bloger założył zrzutkę – która wyraźnie związana jest z jego sprawą sądową. Oficjalnie w opisie pan Przemysław zbiera pieniądze na “walkę” o udowodnienie właściwej interpretacji prawa. Jeśli jednak chciałby je wykorzystać na zapłacenie grożącej mu grzywny, popełniłby wykroczenie – art. 57 KW zakazuje prowadzenia publicznych zbiórek w tym celu.
Policja ze Starogardu nie mogła uważać inaczej niż KGP
Trudno się dziwić decyzji policjantów ze Starogardu Gdańskiego. Komenda Główna Policji ma jasne zdanie dotyczące tego, czy należy ustępować pierwszeństwa pieszym, którzy zatrzymali się przed wejściem na pasy, by upewnić się, że mogą to zrobić.
„Nie można zgodzić się z poglądami, że skoro pieszy zatrzymał się (ustał czynnik ruchu) na chodniku (A więc w strefie dla niego bezpiecznej), to kierujący pojazdem staje się bezwzględnie zwolniony z obowiązku udzielenia mu pierwszeństwa” – wyjaśniał portalowi brd24.pl insp. Leszek Jankowski, naczelnik Wydziału Opiniodawczo-Analitycznego Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
W Polsce zapadł już także pierwszy wyrok sądu w sprawie kierującej, która nie ustąpiła pieszej pierwszeństwa. Sąd zdecydowanie odrzucił teorię o tym, że gdy pieszy z ostrożności zatrzymuje się przed wkroczeniem na “zebrę”, to rzekomo traci pierwszeństwo.
“Absurdem jest w takiej sytuacji uznawanie, że skoro piesza czekała, choć chciała wejść na przejście to nie miała pierwszeństwa, a takie pierwszeństwo miałaby gdyby postawiła nogę na przejściu ryzykując potrącenie przez obwinioną; stanowiłoby to karanie pieszej za rozwagę i rozsądek, co nie było celem ustawodawcy. Przyjmując takie rozumowanie obwinionej i zaprezentowane przez nią zachowanie (bezrefleksyjny przejazd przez przejście dla pieszych) piesza, nigdy nie weszłaby na jezdnię i nie uzyskała pierwszeństwa, gdyż uniemożliwiałyby jej to jadące pojazdy, których kierujący staliby na stanowisku, iż skoro pieszy nie wszedł na przejście to nie muszą się zatrzymać i ustąpić mu pierwszeństwa. Taka interpretacja przepisów jest pozbawiona racji (…) – napisał sąd w uzasadnieniu.
Sąd zaznaczył też, że pierwszeństwo pieszego w Polsce należy rozumieć dokładnie tak samo, jak rozumiane jest od dekad w krajach Europy Zachodniej, które właściwie implementowały do swojego prawa Konwencję Wiedeńską o ruchu drogowym.
„Choć piesza nie postawiła nogi na przejściu to uznać należy, że chciała przez nie przejść i oczekiwanie na wejście poprzedzone podejściem do przejścia sąd ocenia jako ruch pieszej wchodzącej na przejście. Należy uznać, że każde zachowanie pieszego zdradzające zamiar wejścia na przejście dla pieszych kierujący pojazdem musi odebrać, jako sytuację „wchodzenia na przejście”. Wchodzenie należy potraktować jako cały proces, a nie tylko „stawianie nogi”. Idąc dalej można powiedzieć, że gdyby piesza postawiła nogę na przejściu to by już przez nie „przechodziła”, a nie na nie „wchodziła”, a przepis te sytuacje odróżnia” – czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Tak samo wcześniej rozumienie nowej regulacji dotyczącej pieszych przedstawiali uznani karniści. Polski obowiązek ustępowania pieszemu „wchodzącemu” na przejście oznacza faktycznie nakaz ustępowania pieszym zamierzającym przejść. Także tym, którzy się zatrzymali i czekają – dowodził w analizie dr Mikołaj Małecki, wykładowca prawa karnego na Uniwersytecie Jagiellońskim.
„Określenia >>wchodzący<< nie można rozumieć zbyt wąsko, zarówno w aspekcie czasowym, jak i przestrzennym. Wchodzenie na przejście nie ogranicza się do wykonania jednego kroku, decydującego o tym, że z przestrzeni chodnika przenosimy się jedną nogą na obszar jezdni. Czynność ta nie ogranicza się do jednego ruchu ciała, który trwa sekundę. Obrazowo nie wygląda to więc tak, że ktoś stojący obiema stopami na chodniku odrywa i unosi jedną nogę tak, że w kolejnym kroku jest w stanie postawić ją już na jezdni, i dopiero wówczas, od momentu uniesienia nogi pieszy przez momencik „wchodzi” na jezdnię, bo w kolejnym kroku już przez nią „przechodzi”. Gdyby to rozumieć w ten sposób, byłby to kompletnie niefunkcjonalny absurd” – czytamy w analizie dr. Małeckiego.
Także znany interpretator Prawa o ruchu drogowym, karnista prof. Ryszard Stefański uznał, że za “pieszego wchodzącego” należy rozumieć człowieka, który jeszcze znajduje się na chodniku. Zdaniem profesora to osoba, która znajduje się ok. 1,5 m od krawędzi “zebry”.
” (…) Słusznie w piśmiennictwie zauważa się, że wchodzenie na przejście nie ogranicza się w praktyce do wykonania jednego kroku, decydującego o tym, że z przestrzeni chodnika pieszy przenosi się jedną nogą w przestrzeń nad obszarem jezdni. Takie rozumienie tego pojęcia powodowałoby, że zwrot „pieszy wchodzący” byłby zbędny, co naruszałoby zakaz intepretowania przepisów prawnych tak, by pewne ich fragmenty okazały się zbędne (zakaz wykładni per non est). Byłoby to także sprzeczne z ratio legis art. 13 ust.1a p.r.d., którego celem jest zapewnienie daleko idącej ochrony pieszemu. Ponadto dla kierującego pojazdem zbliżającego się do przejścia dla pieszych, dostrzeżenie momentu oderwania od podłoża nogi pieszego, biorąc pod uwagę dynamikę sytuacji, byłoby często trudne lub wręcz niemożliwe, a nie można wymagać od kierującego, by dostosował się do normy, której nie jest w stanie spełnić” – tłumaczy prof. Stefański.
Łukasz Zboralski