Connect with us

Rozmowy i opinie

#ZderzenieCzołowe 1/2021

Opublikowano

-

Dlaczego po przegłosowaniu przez Sejm prawa nakazującego kierowcom większą ostrożność przed przejściami dla pieszych cześć kierowców wpadła w szał w Internecie? Dlaczego policja z Wielkopolski myśli, że robi dobrze polecając odblaski na przejściach pieszym? Dlaczego 1300 idiotów dało się złapać na odcinkowy pomiar prędkości pierwszego dnia działania na A1? I co władza próbuje zasłaniać krokodylkiem TIR-kiem z GITD?

Zderzenie Czołowe felieton

Koniec pisania z grubej rury. Na nowy rok – nowe wyzwanie: pokazać błędy i wypaczenia, ale omówić je i wytłumaczyć. Nie ma we mnie wielkiej wiary w to, że to błądzącym pomoże, ale przynajmniej części z nas pozwoli zastanowić się nad tym, dlaczego ludzie w Polsce mają właśnie takie przekonania oraz dlaczego urzędnicy i politycy robią to, co robią. A to już dobry podkład do próby wepchnięcia wszystkiego na właściwe tory.

Słychać wycie – znakomicie! Ale dlaczego je słychać?

Po wczorajszym przegłosowaniu przez Sejm zmian w polskim prawie drogowym, w znanych i nieznanych zakątkach Internetu – tych, co zwykle i u tych co zwykle – lament “kierowców”. Jak by się dobrze przyjrzeć, to jest to jednak zawsze lament dość wąskiej, nieświadomej grupy z beretem przybitym gwoździem, za to głośnej (ciekawe byłyby badania socjologiczne w tej sprawie).

Nie wnikając już, co wnoszą zmiany (o tym w portalu aż nadto), chciałbym zwrócić uwagę na to, dlaczego właściwie część osób podobno posiadających prawo jazdy tak bardzo się denerwuje. Dlaczego też rękami i nogami przed zmianą bronili się tak zwani dziennikarze motoryzacyjni, blogerzy i politycy kierujący swój przekaz do prostych ludzi, których można uwieść populizmem?

Być może mało kto to dostrzega, ale ustawowy obowiązek zmniejszania prędkości przed przejściami dla pieszych i nakaz ustąpienia pieszemu już wkraczającemu, wcale nie zmienia tylko i wyłącznie relacji pieszy-kierowca (wreszcie na równoważną). Nie da się bowiem postępować w taki sposób jeżdżąc samochodem tak, jak robi to 90 proc. polskich kierowców – a więc zdecydowanie za szybko (dodając słynne +10 czy +20 km/h). Nie da się jeździć w nowy sposób nie obserwując okolicy przejścia i nie zwracając uwagi na pieszych, którzy to do tej pory mieli “sami uważać na siebie” czy “uważać bardziej” – i znów, wracamy do prędkości, bo bez jej dostosowania, czyli głównie zmniejszenia, obserwować dobrze się nie da.

Czy już widzicie, o co idzie ta gra? Nowe zasady spowodują, że wschodnia mentalność za kółkiem, tak pielęgnowana latami przez motoryzacyjne media, tak omijana skrzętnie przez polityków wszystkich opcji, musi zniknąć. A przynajmniej zostanie poważnie ograniczona. Stąd ta wściekłość. Bo patrole policji w Polsce mają sito z tak wielkimi dziurami, że wyglądają jak wiadro z oberwanym dnem. Bo GITD położyła kompletnie system fotoradarowy i urządzeń jest tyle, co kot napłakał. Można więc do tej pory było sadzić, ile się chce (do pierwszego wypadku i wyroku, zwykle i tak łagodnego).
A teraz, przez zmianę zasad i strach przed ich łamaniem (bo pieszy mi wejdzie!) kierowcy będą musieli zwolnić. I to nie dlatego tylko, że stanie nad nimi ktoś z batem w postaci radarów. Będą mieć własny, wewnętrzny przymus. I to jest naprawdę dla nich bolesne – czasem bowiem wychowanie boli. Można wszak tłumaczyć dziecku, że się czegoś zakazuje dla jego dobra, ale – dopóki nie dojrzeje do zmiany – będzie odczuwało to jako bodziec negatywny. Chciałoby się, ale nie wolno…

Idźmy dalej – pomijając oczywistość jednolitej prędkości 50 km/h w obszarze zabudowanym – bo także przepis dotyczący konkretnej bezpiecznej odległości na drogach szybkiego ruchu w istocie bije nie tylko w zachowanie polegające na dojeżdżaniu do zderzaka. Przecież to właśnie bije w nadmierną prędkość! Nie da się zachować bezpiecznej odległości, jak się chce jechać “szybko ale bezpiecznie”. To dlatego ten przepis storpedował minister Ziobro (tak, jak wyrzucił Morawieckiemu z nowelizacji możliwość odbierania praw jazdy za 50+ poza obszarem zabudowanym). Solidarna Polska – to widać – celuje w taki sam elektorat w tej sprawie jak Konfederacja. Prawica nie jest tu jednolita.

1300 idiotów jako dowód

A że z prędkością mamy problem potężny, to wiemy. Wiemy to z wielu badań deklaratywnych, w których ponad 90 proc. kierowców z Polski przyznaje się do przekraczania dopuszczalnej prędkości na drodze. I wiemy to też z pomiarów badawczych, jak te ITS, które dowiodły, że ponad 90 proc. kierowców przekracza dopuszczalne prędkości przed przejściami dla pieszych. Wiemy to też po ponownych wzrostach liczby uprawnień zatrzymywanych na 3 miesiące za jazdę szybszą o 50 km/h lub więcej niż dopuszcza się w miastach (choć to wskaźnik nijaki, bo jak policji by się naprawdę chciało, to mogliby pokazać i wzrost o 200 proc.).

W końcu – wiemy to po ostatnim doświadczeniu na A1, gdzie wreszcie udało się w Polsce coś czego nie było – zacząć nadzorować automatycznie kierowców łamiących ograniczenia na remontowanych i budowanych odcinkach dróg (do czego publicznie zachęcają ich niektórzy publicyści, wmawiający ludziom, że te ograniczenia często są “po nic”).
Napisałem ostro, że 1300 “idiotów” dało się złapać na pierwszy odcinkowy pomiar prędkości na remontowanym 18-kilometrowym odcinku A1 pomiędzy Tuszynem, a Piotrkowem Trybunalskim. Trzeba być bowiem ciężkim cymbałem, żeby: 1. Nie zobaczyć znaków ograniczenia, 2. Nie zobaczyć znaku ostrzegającego przed pomiarem (w myśl polskiej strachliwej polityki: oj, oj – tu akurat zwolnij, bo mandat, dalej sobie już gnaj), 3. Nie zastosować się do znaków, 4. Przegapić doniesienia o uruchomieniu tych pomiarów wałkowane we wszystkich mediach.

No, ale… pomyślcie sami. 18 km jazdy 70 km/h! Przecież to katorga dla tych, którzy mają na co dzień ograniczenia w tyłku. A tymczasem dziś ma zostać uruchomiony kolejny pomiar na odcinku od obwodnicy Częstochowy do Kamieńska. Ciekawe, ilu cymbałów i tam nie wytrzyma presji poprawnej jazdy?

Krokodyl TIR-ek jako listek figowy

Wróćmy do polityki, która w ciągu ostatnich 6 lat miała jeden (literalnie) przebłysk w postaci projektu, który wczoraj przegłosowano w Sejmie. Cała reszta polskiej polityki BRD – oddanej w ręce ministra Andrzeja Adamczyka, który dużo zapowiadał, ale potem nic nie robi – jest nieustannym udawaniem działań.

Przy udawaniu działań potrzebna jest zawsze jakaś medialna osłona. Bez niej przecież trzeba by się borykać z faktami – a to, że od 2016 r., czyli od objęcia rządów przez Zjednoczoną Prawicę mamy pierwszą od dekad stagnację w ograniczaniu ofiar śmiertelnych wypadków drogowych, a to, że NIK pokazał, iż CANARD GITD zupełnie już nie panuje nad automatycznym nadzorem kierowców, przez co zadanie dyscyplinowania się nie udaje, a do budżetu nie trafiają setki milionów złotych z niepobranych mandatów, i tak dalej, i tak dalej.

Najlepszą osłoną medialną są zawsze… dzieci! Tu nie ma problemu, że coś się karze, zmieni, narzuci. Dzieci się poucza, robi się z tego zdjęcia i pokazuje, jak to “dba się o bezpieczeństwo”, choć wcale się akurat nie dba. Tu wkracza krokodyl TIR-ek, czyli maskotka GITD. Bo akurat tak się składa, że szef GITD Alvin Gajadhur jest doskonałym PR-owcem i tak się składa, że jego zwierzchnikiem jest minister Adamczyk. Jeśli więc trzeba “coś” pokazać, minister bierze krokodylka TIR-ka pod pachę, albo każe samemu gadowi kręcić się po sieci i telewizjach.

Okazało się niedawno, że PR-ową ochronę krokodyla trzeba rozciągnąć na kolejny resort. Otóż MEN nie przygotował nic na ferie dla dzieci, którym ograniczono wyjazdy lockdownem. Więc nagle minister Czarnek pojawił się z… TIR-kiem i opowiadał banialuki, że dzieci w ferie będą mogły uczestniczyć przez Internet w lekcjach BRD. No naprawdę… Szał!

Ponieważ krokodyl wydeptał też sobie drogę do prezydenckiego pałacu (pierwsza dama też musi pokazać, że coś tam, coś tam – jak mawiała posłanka Kruk), to i ostatnio pierwsza dama prowadziła lekcję z bezpieczeństwa. W takich sytuacjach TIR-ek daje dobry PR dla dużego pałacu, a jednocześnie wewnętrznie politycznie zyskuje minister Adamczyk. Sprytne to i dobrze pomyślane, z tym, że dzieci i bezpieczeństwo nic z tego nie mają. Ale przecież nie o to idzie…

Nie tylko polskie trucie, to Wielkopolskie trucie

I na koniec – bo wzbudziło to żywą dyskusję w sieci – piekło, które wybrukowali policjanci z Wielkopolskiej Policji. Pełni dobrych chęci opublikowali zestawienie dwóch zdjęć pokazujące pieszego przed przejściem dla pieszych, którego raz widać słabo, a raz lepiej – bo ma odblask.

 

Bądź jak Jasiu👍

Opublikowany przez Wielkopolska Policja Czwartek, 21 stycznia 2021

 

Takimi babolami skutkuje 30-letni utrwalony problem “polityki odblaskowej” polegający mniej więcej na tym samym, co zasłanianie się krokodylkiem TIR-iem – czyli wmawianiem najczęściej poszkodowanej stronie na przejściach, że to ona ma coś dodatkowego zrobić, zamiast zabrać się za rozwiązywanie problemu w tych miejscach (o tym za chwilę).

W skrócie – Wielkopolska Policja stała się niechlubnym przykładem zupełnego wypaczenia idei takiej kampanii. Otóż zdjęcia, które w Polsce się wciąż powiela (albo wzoruje na nich własne, jak drogówka z Poznania) pochodzą ze Szwajcarii. I były tam używane w zupełnie odwrotnym celu – tłumaczono nimi kierowcom, że powinni być ostrożni, bo czasem pieszego nie widać, a należy go zobaczyć. W Polsce jednak, dotkniętej stygmatem antykultury drogowej zaszczepionej nam w kodeksie przez urzędników w okresie PRL, ten przekaz nie został zrozumiany. Wypaczono go i wykorzystuje w sposób zaprzeczający rozsądkowi i całej idei. (kto ciekawy może sobie przeczytać, kto dokładnie pierwszy zza granicy pokazał Polakom te zdjęcia i jak to wypaczono, opisało to dokładnie Zielone Mazowsze).

A co powinno się zrobić z przejściem, które pokazali tak głupio policjanci z Wielkopolski? Powinno się je przede wszystkim przebudować – bo nie może być przejść przez więcej niż jeden pas ruchu bez sygnalizacji, gdyż to po prostu miejsca niebezpieczne. Trzeba by więc pasy ruchu przed przejściem zawęzić, albo zamontować tam sygnalizację świetlną. Można też takie przejście, gdzie drzewa rzucają cień, doświetlić. I wbrew pozorom policja też może mieć w tym swój udział – jako organ odpowiedzialny za ruch, jako członkowie wojewódzkich rad ruchu drogowego, mają prawo a nawet obowiązek domagania się od zarządcy drogi zmiany. Tylko… jaki lokalny komendant będzie fikał prezydentowi miasta, albo marszałkowi? Lepiej zrobić obrazek w sieci, prawda?
Poza tym – jeśli policja chce już coś robić – powinna skupić się na nadzorowaniu takiego miejsca, zamiast proponować tam pieszym strojenie się w odblaski. Skoro wiemy, że 90 proc. kierowców w Polsce jeździ w takich miejscach za szybko, radar powinien tam stawać często a mandaty być bezlitosne… No dobra, ha, ha – max 500 zł… Zawsze policjant może zatrzymać prawko i skierować sprawę do sądu. Zawsze? A jak będą kierować dużo, to dostaną pouczenie za to, że zasypią sądy od swojej “góry”… No nijak nie może być lepiej?

A poza tym uważam, że w Polsce powinna powstać Agencja Bezpieczeństwa Transportu (inaczej nie będziemy nigdy nic robić przemyślanie, systemowo i omijając patologię związaną z bieżącą polityką i wyborami).

Łukasz Zboralski