Badania
Badacze: przez carsharing i firmy typu Uber więcej wypadków na drogach
Opublikowano
5 lat temu-
przez
AgnieszkaWygodne zamawianie transportu przez aplikację, niższe ceny niż w tradycyjnych taksówkach – to spowodowało, że Uber i inne firmy przewozowe działające na podobnej zasadzie podbijają kolejne miasta. Okazuje się jednak, że boom na takie przewozy może mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa. Według amerykańskich badaczy wraz z wysypem takich przejazdów przybyło ofiar śmiertelnych na drogach
Amerykańscy badacze z Uniwersytetu Chicagowskiego i Uniwersytetu Rice’a w Huston w Teksasie wzięli pod lupę statystyki National Highway Traffic Safety Administration na temat śmiertelnych wypadków w USA i sprawdzili, jak zmieniają się one od czasu kiedy w konkretnych miastach pojawiły się przewozy firm Uber i Lyft. Doszli do wniosku, że wraz ze wzrostem popularności tych przejazdów, rośnie też śmiertelność na amerykańskich drogach.
W 2010 r. Stany Zjednoczone mogły cieszyć się ze spadku liczby ofiar śmiertelnych na drogach do najniższego poziomu od 1949 r. (32 tys. 885 zabitych na drogach). Kiedy jednak w kolejnych miastach udostępniano klientom aplikacje typu Uber, śmiertelność na amerykańskich drogach zaczęła stopniowo rosnąć. – Pojawienie się współdzielonych przejazdów wiąże się ze wzrostem liczby ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych o 2-3 proc. – powiedział „Business Insider” John Barrios z Uniwersytetu Chicagowskiego, jeden z autorów badania („The Cost of Convenience: Ridesharing and Traffic Fatalities”).
W miastach gdzie pojawiły się Uber i jego konkurent Lyft (np. San Francisco, gdzie Uber zadebiutował w 2010 r.) amerykańscy badacze obliczyli współczynnik wypadków na jedną przejechaną przez samochody milę. W San Francisco wzrósł on dramatycznie odkąd na rynku pojawił się Uber, a następnie konkurujące z nim firmy. Zdaniem analityków może to wynikać po części z tego, że kierowcy, których pasażerowie zamawiają przez aplikację w poszukiwaniu klientów, pokonują duże odległości między kursami – w Nowym Jorku to około 5 km.
Autorzy badania wskazują również, że sprawdzali globalny wzrost wypadków w danych miastach w okresie, kiedy aplikacje typu Uber zyskiwały na popularności. Nie określili, w ile śmiertelnych wypadków byli zaangażowani kierowcy Ubera czy Lyft. Podkreślili, że potrzebne są dokładniejsze badania na ten temat.
Uber i Lyft skrytykowały ustalenia badaczy nazywając je „głęboko wadliwymi”. Przedstawiciel Ubera stwierdził, że firma wnosi wkład w bezpieczeństwo na drogach. Rzecznik Lyft stwierdził z kolei, że „bezpieczeństwo i ochrona wszystkich na drodze jest ich priorytetem”.
Pijani jadą Uberem zamiast siadać za kierownicę?
Wpływ przewozów typu Uber na bezpieczeństwo na drogach ma także inny wymiar. Może wpłynąć na zmniejszenie liczby pijanych kierowców na drodze i spowodowanych przez nich wypadków. W 2015 r. Uber wraz z organizacją MADD (Mothers Against Drunk Driving) przygotował raport na ten temat („More Options. Shifting Mindsets. Driving Better Choices”). Wskazuje w nim, że w Kalifornii, gdzie narodził się Uber, liczba wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców w obszarze obsługiwanym przez aplikację spadła o 6,5 proc. od 2012 r.
Z kolei „Miami Herald” podał w lipcu 2018 r., że liczba aresztowań osób prowadzących pod wpływem alkoholu dokonana przez policję z Miami-Dade spadła w 2017 r. aż o 65 proc. w porównaniu z danymi z 2013 r.
Do podobnych wniosków doszedł Lucas Vinicius Silva Pinto, który badał wpływ takich aplikacji i usług na wypadkowość w Brazylii („The effect of carsharing apps on traffic accidents”). Nie zauważył wzrostu wypadkowości i liczby śmiertelnych wypadków. Odnotował za to, że w weekendy wręcz zmniejszyła się liczba wypadków – zwłaszcza w sobotę i w niedzielę w nocy. Silva Pinto stwierdził, że wyniki potwierdzają popularne hipotezy o tym, że platformy carsharingowe pomagają w ograniczeniu jazdy pod wpływem alkoholu.
Jak jest w Polsce? Firmy unikają odpowiedzi
W Polsce jak dotąd brakuje badań na temat wpływu korzystania za carsharingu i firm typu Uber na bezpieczeństwo na drogach. W Policyjnych danych nie wyróżnia się niczego poza samochodami osobowymi i ciężarowymi.
Po wypożyczalniach samochodów na minuty widać jednak, że wypadki zaczęły stanowić problem. Firma Innogy go! zdecydowała niedawno o podwyższeniu wieku kierowców, którzy mogą korzystać z jej samochodów. By móc wypożyczyć auto od Innogy go! trzeba mieć co najmniej 22 lata i prawo jazdy co najmniej od 6 miesięcy. Zmiany weszły w życie od 23 sierpnia. Powód? Za 60 proc. wypadków z udziałem wypożyczonych aut odpowiadały osoby w wieku poniżej 22 lat.
Informacje o kolizjach i zderzeniach samochodów Ubera czy firm carsharingowych rzadko przedostają się do mediów – jedynie w spektakularnych wypadkach np. gdy kierowca Innogy go! wjechał w środku stolicy w przystanek komunikacji publicznej.
Jak sprawdziliśmy jednak, w jednym z podwarszawskich warsztatów zajmujących się naprawą powypadkowych aut, wciąż parking pełen jest uszkodzonych samochodów z sieci Panek. Kilka miesięcy temu poprosiliśmy firmę o podanie liczby szkód komunikacyjnych, w których uczestniczą jej samochody. Odmówiono nam takich informacji.
AN, luz