Społeczeństwo
Wkrótce ostateczna decyzja o ekstradycji Sebastiana M. z Dubaju

Opublikowano
4 tygodnie temu-
przez
luzSąd w Dubaju cztery miesiące temu zgodził się na ekstradycję Sebastiana M., sprawcy wypadku, w którym spłonęła rodzina. Polak miał prawo złożyć skargę na tę decyzję. Tę już 7 maja rozpozna Sąd Najwyższy Zjednoczonych Emiratów Arabskich

Syn łódzkiego biznesmena w 2023 r. pędził po autostradzie A1 co najmniej 253 km/h i uderzył w samochód rodziny z małym dzieckiem. Ich auto wpadło na bariery i się zapaliło. Wszyscy spłonęli. Sebastian M. uciekł wówczas z Polski. Został schwytany w Dubaju. Tam po początkowym aresztowaniu, został wypuszczony z zakazem opuszczania Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Polska długo nie mogła doprosić się o wszczęcie procedury ekstradycyjnej. Udało się to dopiero w styczniu tego roku – sąd w ZEA stwierdził, że można przeprowadzić ekstradycję Sebastiana M. do Polski.
Tę decyzję pierwszej instancji oskarżony o spowodowanie wypadku zaskarżył. Jak poinformowała dziś Prokuratura Krajowa, tę skargę rozpatrzy Sąd Najwyższy Zjednoczonych Emiratów Arabskich w dniu 7 maja 2025 r.
Pędził 300 km/h, wjechał w rodzinę. Wszyscy spłonęli
Do wypadku na autostradzie A1 doszło w 2023 r. niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Osobową Kią podróżowała rodzina – mama, tata i 5-letni synek. Sebastian M. kierował BMW, które pędziło co najmniej 253 km/h (odczyt z wraku BMW) i uderzyło w samochód rodziny. Kia stanęła w płomieniach. Świadkowie opowiadali o krzykach, ale nikt nie był już w stanie uratować płonących. Spalili się we wraku. Według niezależnych ekspertów, którzy na własną rękę podjęli się rekonstrukcji wypadku, Sebastian M. miał jechać ponad 300 km/h w momencie wypadku.
Tuż po zdarzeniu policja z Łodzi najpierw wskazywała w mediach, że rozbiło się jedno auto – sam kierowca Kii miał wpaść na bariery. Dopiero strażacy ujawnili, że na miejscu stało też rozbite BMW. Wówczas do sieci społecznościowych trafiło nagranie z momentu wypadku, a użytkownicy portali społecznościowych szybko rozszyfrowali, że BMW prowadził syn biznesmena z województwa łódzkiego.
Prokuratura z Piotrkowa Trybunalskiego nie reagowała nawet, gdy w Internecie dostępne było już nagranie zdarzenia. Śledczy twierdzili, że nie dostali jeszcze oryginału. W tym czasie Sebastian M. uciekł z Polski. Po ujawnieniu ucieczki przez media, polskie służby zorganizowały pościg. Mało brakowało, by złapano Polaka na lotnisku w Turcji, ale zdążył wsiąść do samolotu do Dubaju. Prawdopodobnie nie wiedział, że Polska ma świeżo podpisaną z tym krajem umowę o ekstradycji. Został tam zatrzymany w jednym z hoteli.
Wirtualna Polska ustaliła potem, że pasażerem Sebastiana M. w chwili wypadku był łódzki adwokat. O wypadku nie chciał rozmawiać. Wp.pl zauważyła, że z sieci zniknęły strony internetowe związane z jego działalnością. Na archiwalnych zapisach stron w Google widać, że zachęcał do kontaktu zarówno ofiary wypadków drogowych, jak i oferował pomoc ich sprawcom. Mężczyzna usunął też swój profil z portalu społecznościowego. Nie został ukarany przez izbę adwokacką.
„Rzeczpospolita” ujawniła z kolei, przyznała, że po wypadku na A1 powstały dwie policyjne notatki. Pierwsza, którą sporządzili funkcjonariusze na miejscu zdarzenia, miała być rzetelna. Policjanci mieli wskazać, że w zdarzeniu brało udział BMW prowadzone przez Sebastiana M. Drugą notatkę. z tego wypadku sporządził “wysoki oficer policji”. Ta już wybielała rolę Sebastiana M. w wypadku. Bo według “Rz” informacje w niej zawarte stały w sprzeczności z tym, co napisali w swojej notatce funkcjonariusze zajmujący się wypadkiem na autostradzie.
Niejasności dotyczące działań prokuratury i policji miało wyjaśnić odrębne śledztwo. Prokuratorzy ostatecznie je zamknęli, bo nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości. Po zmianie władzy śledczy ponownie sprawdzali, czy na pewno policja i prokuratura działały w sprawie Sebastiana M. prawidłowo. Również jednak nie dopatrzono się nieprawidłowości i śledztwa umorzono.
Odpowie tylko za wypadek
Choć sprawa zbulwersowała kraj i politycy mówili o tym, że Sebastian M. powinien odpowiadać za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, to w Polsce w rzeczywistości będzie mógł odpowiadać tylko za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Za to grozi mu kara maksymalnie do 8 lat pozbawienia wolności.
Łukasz Zboralski