Społeczeństwo
Producenci fotelików będą musieli pokazać wyniki testów homologacyjnych?
Opublikowano
3 lata temu-
przez
luzNiedawna rezolucja Parlamentu Europejskiego w sprawie bezpieczeństwa drogowego otwiera konsumentom drogę do wiedzy o tym, jak urządzenia do przewożenia dzieci wypadają w testach homologacyjnych. Jak dowiedział się portal brd24.pl walka o ten zapis w rezolucji była zaciekła
Rezolucja Parlamentu Europejskiego z 6 października 2021 r. dotycząca sprawniejszych działań w sprawie bezpieczeństwa na drogach UE, była głośno dyskutowana w mediach. Głównie za sprawą opacznie zrozumianego w Polsce postulatu dotyczącego prędkości 30 km/h w strefach zamieszkania. Angielskie sformułowanie „residental areas” przetłumaczono jako „obszar zabudowany” i uznano, że posłowie PE domagają się odgórnie wprowadzenia maksymalnej prędkości 30 km/h w obszarach zabudowanych. To oczywiście nieprawda. PE domaga się po prostu wyznaczania więcej stref Tempo 30 tam, gdzie rzeczywiście występuje duże natężenie niechronionych uczestników ruchu drogowego – na osiedlach, w centrach miast itd.
To, co umknęło mediom, może okazać się jeszcze ważniejsze w kontekście bezpieczeństwa jazdy samochodem. Bowiem rezolucja PE otwiera drogę do tego, co producenci urządzeń przytrzymujących dla dzieci do dziś zachowują w tajemnicy przed konsumentami.
Co się ukrywa w homologacji?
By zrozumieć to, co wydarzyło się w Parlamencie Europejskim, trzeba wspomnieć o dzisiejszym rynku urządzeń do bezpiecznego przewożenia dzieci w samochodach. Jest na nim wiele urządzeń – dobieranych stosownie do wieku i wagi dzieci. Można spotkać foteliki, podkładki czy wreszcie systemy dla starszych dzieci jedynie dopasowujące pas bezpieczeństwa do ich ciała.
Każde z tych urządzeń, by zostać dopuszczonym do sprzedaży, musi przejść testy homologacyjne. To w nich sprawdza się z manekinami, jak urządzenie zabezpiecza dziecko – jakie są przeciążenia różnych części ciała dziecka przy zderzeniu itd. To tak naprawdę jedyne obecnie porównywalne testy. Ich wyniki nie są jednak udostępniane konsumentom. Kupując fotelik samochodowy nigdy nie zobaczymy, jak dokładnie wypadł podczas prób przeciążeniowych. Takich danych nie chce udostępniać żadna z firm. Wyłamują się nieliczni – dane z testów homologacyjnych udostępnia np. polski producent urządzenia Smart Kid Belt.
PE wzywa do ujawnienia informacji
Dopiero teraz otwiera się droga do tego, by kupujący urządzenia bezpieczeństwa do przewożenia dzieci, mogli je naprawdę porównać dzięki wynikom, jakie osiągają one podczas testów homologacyjnych.
W rezolucji „w sprawie ram polityki bezpieczeństwa ruchu drogowego UE na lata 2021–2030 – zalecenia dotyczące kolejnych kroków w kierunku realizacji >>wizji zero<< (2021/2014(INI))” znalazł się zapis, który wzywa Komisję Europejską do działań w sprawie ujawnienia takich informacji.
W rozdziale „Bezpieczny pojazd” rezolucji zapisano punkt 27. Głównie odnosi się do zobowiązania producentów, by każde siedzenie w pojeździe sygnalizowało przypomnienie o zapięciu pasów bezpieczeństwa. Ale… nie tylko. W tym punkcie europarlamentarzyści wezwali Komisję Europejską do opracowania norm dotyczących informacji o parametrach bezpieczeństwa urządzeń przytrzymujących dla dzieci:
„27. z zadowoleniem przyjmuje wymóg, by urządzenia przypominające o zapięciu pasów przy wszystkich siedzeniach stały się obowiązkowe na mocy zmienionego rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa ogólnego, i wzywa Komisję do opracowania norm dotyczących wymogów informacyjnych odnoszących się do parametrów bezpieczeństwa urządzeń przytrzymujących dla dzieci; wzywa państwa członkowskie do prowadzenia kampanii informacyjnych dotyczących bezpieczeństwa ruchu drogowego skierowanych do rodziców i opiekunów, aby nadal szerzyły świadomość konieczności zapinania pasów bezpieczeństwa, w tym na tylnych siedzeniach, zważywszy na zagrożenia dla bezpieczeństwa pasażerów wielu pojazdów – które są obecnie używane i będą używane jeszcze przez wiele lat – pozbawionych takich urządzeń przypominających o zapięciu pasów”.
Zakulisowa walka o zapis
Jak ustalił portal brd24.pl dodanie tego kawałka zapisu do punktu rezolucji PE nie było łatwym. To była jedyna poprawką posłów grupy EKR, która napotkała na mur niechęci.
Europosłowie zgłaszali m.in. konieczność skupienia się na pieszych, rowerzystach i motocyklistach. Wnosili o wdrożenie systemu zachęt do zakupu samochodów, które mają 5 gwiazdek w testach Euro NCAP (przez ulgi podatkowe czy niższe stawki ubezpieczeń). Wnosili o lepszą wymianę informacji o wykroczeniach drogowych popełnianych w różnych krajach (także krajach trzecich – zwłaszcza dotyczy to Wielkiej Brytanii, której kierowcy są obecnie trochę bezkarni na drogach UE). Proponowano też, by wzorem Polski, która wprowadziła obowiązek tworzenia korytarzy życia po wypadkach, inne państwa uregulowały te kwestie.
Wszystkie te poprawki zostawały dobrze przyjmowane na forum Parlamentu Europejskiego. Oprócz tej jednej. Dotyczącej jawności informacji o testach urządzeń dla dzieci.
Tu spotkaliśmy się z zupełnym brakiem zainteresowania tym problemem – przyznaje portalowi brd24.pl europoseł Kosma Złotowski. – Długo musieliśmy przekonywać, że brak obowiązku udostępniania takich informacji przez organy homologujące i producentów nie tylko uniemożliwia rodzicom i opiekunom dokonanie świadomej decyzji w zakresie wyboru urządzeń przytrzymujących, ale również istotnie wpływa na stopień bezpieczeństwa dostępnych na rynku systemów. Brak jakiejkolwiek kontroli niejednokrotnie skutkuje niestety sprzedażą urządzeń, których parametry bezpieczeństwa są na granicy dopuszczalności – tłumaczy.
Ktoś lobbował przeciw jawności?
Jak relacjonuje europoseł, dopiero po wielu negocjacjach udało się wprowadzić do rezolucji fragment, który wzywa Komisję Europejską do wypracowania standardów dla wymagań informacyjnych dotyczących parametrów bezpieczeństwa systemów przytrzymujących dla dzieci oraz do podjęcia działań zwiększających świadomość rodziców i opiekunów w zakresie bezpieczeństwa dzieci w transporcie drogowym.
– Oczywiście cieszę się, że ta długa batalia zakończyła się naszym sukcesem, ale jednocześnie jestem zaskoczony i przerażony, że tak trudno było przekonać inne grupy polityczne do konieczności uregulowania tej fundamentalnej kwestii. Docierały do mnie sygnały, że może to nie być przypadek, ale efekt lobbingu producentów, którzy nie są zainteresowani pełna transparentnością tych danych – mówi brd24.pl Kosma Złotowski. I deklaruje: – Na pewno będę bliżej przyglądał się tej sprawie. Podnoszenie świadomości społecznej dotyczącej zagrożeń na drogach jest przecież naszym sprzymierzeńcem w walce o bezpieczeństwo, a utrudniając dostęp do tak istotnych danych z całą pewnością nie przyczyniamy się do jej wzrostu. Mam szczerą nadzieję, że przyjęcie tego raportu będzie pierwszym krokiem ku zmianie przepisów w tym zakresie.
Wszystko wskazuje więc na to, że droga do ujawnienia pełnych informacji o urządzeniach przytrzymujących dla dzieci została otwarta. Pytanie tylko, czy uda się utrzymać nogę w szczelinie drzwi do Komisji Europejskiej, zanim zdąży przymknąć je ogromny lobbing producentów tych urządzeń. Ich rynek jest dziś wart miliardy euro. Życie dzieci, którym rodzice chcą zapewnić jak największe bezpieczeństwo, jest jednak znacznie cenniejsze.
Łukasz Zboralski