Connect with us
Statystyki 2025
  • Zabici w wypadkach - 256
  • Ranni w wypadkach - 3563
  • Kierowcy po alkoholu - 16730
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 39.6
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.28
  • Średnia liczba rannych dziennie: 45.68
  • Zabici w wypadkach - 256
  • Ranni w wypadkach - 3563
  • Kierowcy po alkoholu - 16730
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 39.6
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.28
  • Średnia liczba rannych dziennie: 45.68

Rozmowy i opinie

Wojciech Romański, brd24.pl: zanim kierowcy zapłacą wyższe mandaty, urzędnicy muszą zrobić coś dla nich

Nawet 1520 złotych może wynieść mandat za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym, 1460 zł za przejazd na czerwonym świetle. Posłowie pracują nad zmianą taryfikatora. Surowsze kary pewnie zdyscyplinują polskich kierowców, ale jest tańszy sposób – ludzie muszą uwierzyć w sensowność przepisów. Urzędnicy mają pole do popisu

Opublikowano

-

Nawet 1520 złotych może wynieść mandat za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym, 1460 zł za przejazd na czerwonym świetle. Posłowie pracują nad zmianą taryfikatora. Surowsze kary pewnie zdyscyplinują polskich kierowców, ale jest tańszy sposób – ludzie muszą uwierzyć w sensowność przepisów. Urzędnicy mają pole do popisu

Wojciech Romański, zastępca redaktora naczelnego brd24.pl Fot. arch.

Wojciech Romański, zastępca redaktora naczelnego brd24.pl Fot. arch.

Statystyczny Polak-kierowca jest przekonany o własnych, niezwykłych umiejętnościach za kółkiem. Uważa, że większość znaków drogowych, a przede wszystkim ograniczenia prędkości, ustawiono po to, by mu uprzykrzać życie, a fotoradary stoją po to, by zasilać budżet państwa. Wierzy, że jakby co, to  jakoś się z władzą dogada, a jeśli nie – no cóż, choć maksymalny możliwy mandat w kwocie 500 złotych może jest i bolesny, ale jednak jakoś da się go przeżyć… Może tylko bez punktów, panie władzo, po co te punkty… Nie da się? Naprawdę? Punktów boimy się bardziej niż innych kar.

Wiemy, co grozi, ale wciskamy gaz

Co ciekawe, nasz stosunek do szarżowania na drogach jest mocno ambiwalentny. Z opublikowanego niedawno „Badania postaw społeczeństwa względem bezpieczeństwa ruchu drogowego”, przygotowanego przez PBS dla Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, wynika, że aż 79 proc. pytanych jest za wprowadzeniem surowszych kar za przekroczenie prędkości. Z drugiej strony – 61 proc. uważa, że można by podnieść limit prędkości w terenie niezabudowanym, a 42 proc. dodaje do tego teren zabudowany. 53 proc. uczestników badania jest przekonanych, że przekraczanie dozwolonej prędkości, gdy potrafi się dostosować jazdę do pozostałych warunków ruchu, nie jest niczym złym, a poruszanie się 20 km/h powyżej limitu w mieście czyni jazdę przyjemniejszą.
Z jednej strony generalnie zdajemy sobie sprawę, że istnieje korelacja pomiędzy szybkością jazdy a skutkami wypadków (wie to 85 proc. ankietowanych), ale naciśnięcie gazu nawet wtedy, kiedy robić tego nie wolno, daje „fun”.

Za granicą…

Kilka dni temu w drodze do Wiednia austriacką drogą krajową numer 7 przejeżdżałem przez Poysdorf, jedyną większą miejscowość na tej trasie pomiędzy granicą z Czechami a początkiem autostrady A5. Ulica dosłownie przeciska się przez to miasteczko, w którym ustanowiono – na międzynarodowym trakcie – strefę 30. Warto zobaczyć, jak wszyscy grzecznie się do tego ograniczenia stosują, niezależnie od rejestracji samochodów. Ale austriackie mandaty są bolesne – np. kara za przekroczenie prędkości od 26 do 30 km/h mieści się w widełkach 50-726 euro, w zależności od okoliczności zatrzymania, a powyżej 40 w terenie zabudowanym, o ile kierowca nie stwarza zagrożenia, i powyżej 50 poza nim, to widełki od 150 do 2180 euro plus zatrzymanie prawa jazdy nawet do pół roku.

Według raportu Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Drogowego najskuteczniejsza w ograniczaniu liczby wypadków na naszym kontynencie okazała się Słowacja. W latach 2010-2013, bo takie obejmował raport, naszym południowym sąsiadom udało się ograniczyć ich liczbę o 37 proc., gdy w tym samym okresie w Polsce spadła ona o 14 proc., znacznie mniej niż choćby w Bułgarii (23 proc.) czy na Węgrzech (20 proc.). Cóż tam się takiego stało? W 2009 r. drastycznie podniesiono kary za wykroczenia drogowe. Dziś na Słowacji za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h grozi mandat w wysokości 650 euro (w Polsce 500 zł), a jadąc ponad 60 km/h szybciej od ograniczeń można się narazić na jeszcze kosztowniejsze postępowanie administracyjne. Statystyki, choć często bywają mylące, w tym przypadku raczej nie pozostawiają wątpliwości. Wyższe kary skutkują, bo gwałtowny spadek liczby zdarzeń na drodze miał miejsce na Słowacji właśnie w 2010 r.

Jak przyjmiemy wyższe kary?

Proponowany przez posłów nowy polski taryfikator, m.in. rozróżniający kary za przekroczenie prędkości na terenie zabudowanym (dwukrotnie wyższe) i poza nim, ma powiązać ich wysokość ze średnią krajową za poprzedni rok. Maksymalna wysokość mandatu (ponad 50 km/h) w 2015 r. wyniosłaby 1520 zł (w mieście) i 760 zł poza obszarami zamieszkałymi. 1460 zł to nowa kara za przejazd na czerwonym świetle. Podniesione kary grozić mają recydywistom. Ponadto za przekroczenie „pięćdziesiątki” na terenie zabudowanym obligatoryjnie na trzy miesiące ma być zatrzymywane prawo jazdy. Posłowie chcą, by zmiany weszły w życie jeszcze w tym roku, najlepiej przed wakacjami.

Przeciwników tych zmian jest oczywiście wielu, choć w teorii (patrz cytowane tu badanie dla KRBRD) większość Polaków wyższe mandaty popiera. Argumenty są wielorakie: że kary finansowe nie działają, że jesteśmy zbyt biedni jako społeczeństwo na tak drastyczne podwyżki, że jeśli wiązać z czymś wysokość mandatów, to raczej z indywidualnymi zarobkami, ale prawda jest taka, że mandaty w Polsce są jednymi z najniższych w Europie, a nasze drogi zaliczają się do tych bardziej niebezpiecznych.
Zamożność kraju? W Chorwacji górne widełki za prędkość powyżej „pięćdziesiątki” na terenie zabudowanym to 15 tys. kun, czyli około 8100 zł, a na autostradzie 7 tys. kun, czyli blisko 4 tys. zł. A ten piękny kraj jest zdecydowanie uboższy niż Polska. Odwracając kota ogonem można powiedzieć, że powinniśmy się cieszyć, że proponowane stawki na tle innych krajów europejskich, w tym tych o zbliżonej zamożności, są nadal relatywnie niskie. Bo taka jest prawda.

Trzeba rewizji oznakowania przed podniesieniem kar

Ale nie można przejść obojętnie obok jednego z argumentów, który konsekwentnie pojawia się w dyskusjach o wysokości mandatów. Tego, że podnoszenie kar nie ma związku z działaniami na rzecz poprawy BRD, ale z łataniem budżetowych dziur.
Podobna opinia, nie bez powodu, ciągnie się za fotoradarami – które w rzeczywistości naprawdę są dobrym narzędziem do poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego. Gdzie mieści się siedziba CANARD – Centrum Automatycznego Nadzoru Nad Ruchem Drogowym – do której spływają zdjęcia z fotoradarów? Przy ulicy Łukasza Drewny, dwupasmowej wylotówce z Warszawy w stronę Konstancina, która przez kilka kilometrów ciągnie się przez puste pola z konsekwentnie powtarzanym, zdumiewającym ograniczeniem prędkości do 60 km/h. To ulubione miejsce polowań zarówno policji, jak i straży miejskiej, na tych, którzy naprawdę zdroworozsądkowo chcą tam pojechać 80 km/h, tyle co na Trasie Łazienkowskiej czy Siekierkowskiej. To ograniczenie jest o tyle absurdalne, że na odcinku miejskim Wisłostrady, czyli przedłużeniu tej arterii, w wielu miejscach obowiązuje 70 km/h. Tak więc teoria budżetowej dziury ma tu doskonałe uzasadnienie, bo o inne trudno.

Dlatego, zanim posłowie podniosą wysokość kar za prędkość, stosowne służby powinny zarządzić gruntowny przegląd oznakowania dróg w Polsce, sprawdzić, które ograniczenia mają swoje uzasadnienie, a które nie, gdzie można podnieść dopuszczalną prędkość, a gdzie ją dodatkowo obniżyć. I pokazać społeczeństwu, że ograniczenia nie służą wyznaczaniu miejsc do ustawienia policyjnych radiowozów z „suszarką”, ale naprawdę wynikają z troski o bezpieczeństwo uczestników ruchu. Bo na razie, jeżdżąc bardzo dużo po Polsce, takich wątpliwych i podejrzanych oznakować widzę bardzo dużo.

Kolejny krok, to jasny komunikat: pieniądze z mandatów, a przynajmniej znacząca ich część, nie będą trafiały do wielkiego budżetowego worka, ale zostaną przeznaczone na konkretne działania związane z BRD. Co więcej, instytucja odpowiedzialna za bezpieczeństwo ruchu drogowego na poziomie krajowym powinna corocznie przedstawiać, na co te pieniądze zostały wykorzystane i jaka była efektywność tych działań.

Bez tego trudno liczyć na trwały efekt, zmianę postaw kierowców. Inaczej tam gdzie będą musieli, zwolnią, przeklinając pod nosem pazerne państwo, które za wszelką cenę chce coś więcej wyrwać z ich kieszeni. Tymczasem chodzi o to, żeby jeździć bezpiecznie zgodnie z przepisami, wierząc w ich sensowność. Wiem, to duży wysiłek zarówno dla kierowców, jak i zarządców dróg czy policji. Ale kiedyś trzeba to zrobić, inaczej stawki mandatów będą piąć się w górę aż do skutku. I w którymś momencie zadziałają. Osobiście wolałbym, żeby stało się to już teraz.

Wojciech Romański

PS
Drodzy czytelnicy, może spróbujmy stworzyć mapę miejsc z najmniej uzasadnionymi ograniczeniami prędkości?