Filmy
Ekspertyza: pieszy nie miał wpływu na wypadek w Krakowie. Kierowca już wcześniej jechał w uślizgu
Opublikowano
1 rok temu-
przez
luzEksperci rekonstruujący wypadki na własną rękę zbadali zdarzenie z Krakowa, gdzie zginęło czworo młodych ludzi. Z ich analizy wynika, że pieszy, który wychodził tam na jezdnię skrzyżowania, nie miał na nic wpływu. Kierowca dziesiątki metrów wcześniej zaczął jechać w uślizgu, bo tak planował pokonać zakręt
Dwa tygodnie temu syn celebrytki – Patryk P. doprowadził do tragicznego wypadku w Krakowie. Jechał podrasowanym, usportowionym renault megane RS. Jak ujawnialiśmy wcześniej, w aucie miał opony torowe, których producent ostrzega przed używaniem ich w deszczu i na mokrej nawierzchni. Kierowca jechał – według wstępnych szacunków prokuratury – co najmniej 120 km/h tam, gdzie ze względu na prace drogowe maksymalna prędkość została ograniczona znakami do 40 km/h. W dodatku, jak wiadomo już z ujawnionych protokołów badań, Patryk P. był pijany. W jego krwi po wypadku wykryto alkohol w stężeniu aż 2,3 promila.
Konkolewski i Hołowczyc sugerowali, że kierowca wystraszył się pieszego
Od razu po wypadku miasto Kraków ujawniło zapis kamer monitoringu. Widać było olbrzymią prędkość auta. Widać też było pieszego, który w tamtym miejscu przechodził przez skrzyżowanie – na szczęście zatrzymał się na pasie jezdni i uciekł przed rozpędzonym Patrykiem P.
Natychmiast pojawiło się w mediach kilka opinii, które sugerowały, że pieszy mógł mieć wpływ na wypadek. Taką teorię na łamach “Faktu” przedstawiał były policjant drogówki Marek Konkolewski. “Absolutnie nie feruję wyroków, ale moim zdaniem widok pieszego, który pojawił się nagle na środku skrzyżowania, w pewnym sensie mógł zaskoczyć kierującego. W takiej sytuacji odruchową reakcją jest naciśnięcie pedału hamulca, co przy tak dużej prędkości spowodowało, że auto wpadło w poślizg, następnie wjechało na torowisko, a wtedy kierowca już całkowicie stracił kontrolę nad pojazdem” – mówił Konkolewski,
Podobną teorię wysnuł znany kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc (sam kiedyś stracił uprawnienia do kierowania za znaczne przekraczanie prędkości w obszarze zabudowanym). „Po obejrzeniu zdjęć wydaje mi się, że kierowca, który prowadził samochód, zwyczajnie przestraszył się pieszego. Bardzo gwałtownie zareagował, czyli uderzył w hamulec. Wtedy nastąpiła szybka utrata przyczepności. Przynajmniej tak to wyglądało, kiedy auto zaczęło sunąć bokiem. Wtedy jakakolwiek kontrola nad tym pojazdem już się skończyła” – mówił Natemat.pl Krzysztof Hołowczyc.
Eksperci od rekonstrukcji wypadków: pieszy nie miał znaczenia, kierowca od dawana jechał w uślizgu, bo tak chciał pokonać zakręt
Teorie o przyczynieniu się pieszego – który przechodził w niedozwolonym miejscu – obala rekonstrukcja wypadku, którą sporządzili eksperci z firmy Crashlab.pl.
Rekonstruktorzy zbadali zapisy z kamer, dokonali też wizji lokalnej. Na tej podstawie przygotowali własną rekonstrukcję wypadku. Z tej analizy jasno wynika, że Patryk P. uderzył tyłem auta w pachołki na drodze aż 50 m przed miejscem, w którym na ulicy pojawił się pieszy. Zdaniem ekspertów kierowca celowo wprowadzał w uślizg – bo w takim stylu chciał pokonać łuk drogi i wjechać na most za skrzyżowaniem. A to oznacza, że Patryk P. podejmował manewr wprowadzenia auta w poślizg jeszcze wcześniej niż 50 m przed skrzyżowaniem.
Zatem to nie pieszy był przyczyną tego, że samochód “wpadł w poślizg”, tylko kierowca celowo doprowadził do uślizgu, tylko przy tej prędkości – i swoim stanie upojenia – po prostu nie opanował samochodu. Eksperci zaznaczyli, że pieszy wszedł też tylko na pierwszy pas jezdni, służący do skrętu w lewo (patrząc od strony jadącego tam renault) i zatrzymał się. Nie wszedł więc nawet na pas ruchu, którym poruszał się Patryk P. W dodatku nawet z tego miejsca musiał salwować się ucieczką, gdy kierowca stracił panowanie nad pojazdem.
W analizie wskazano, że po pokonaniu łuku drogi w uślizgu, kierowca zamierzał wjechać na zwężenie na moście. W tym celu najprawdopodobniej za skrzyżowaniem próbował wyprostować tor jazdy. Jednak po przejechaniu torów, znów widać zarzucenie autem. I to zdaniem rekonstruktorów jest moment, w którym kierowca utracił panowanie nad pojazdem. Nie trafił na most, zjechał na chodnik, gdzie uderzył w słup sygnalizacji, a potem już bokiem – bez możliwości skutecznego hamowania – auto dojechało do schodów na bulwarze, dachowało i okręcając się w powietrzu uderzyło dachem w mur. Do uderzenia doszło według rekonstruktorów przy prędkości 90-100 km/h.
Łukasz Zboralski