Connect with us

Społeczeństwo

Kierowcy nie będą tracić uprawnień po przekroczeniu 24 punktów? Bogaci piraci się ucieszą

Opublikowano

-

Ministerstwo Infrastruktury rozważa zmianę zasad dla kierowców, którzy przekroczą limit punktów karnych. Nie byliby już kierowani na egzamin sprawdzający. Wystarczy, że zapłacą 2 tys. zł za drogi “kurs reedukacyjny” i mogliby wracać na drogę
Ferrari z Polski rozbite w wypadku, do którego doszło 30 września 2018 r. w Dolnym Kubinie na Słowacji. Fot. mat. policji

Ferrari z Polski rozbite w wypadku, do którego doszło 30 września 2018 r. w Dolnym Kubinie na Słowacji. Fot. mat. policji

Portal brd24.pl ujawnił, że Ministerstwo Infrastruktury już w styczniu przygotowało rozporządzenie w sprawie “kursów reedukacyjnych”. Zgodnie z tym prawem kierowcy, którzy przekroczą limit 24 punktów karnych, mieliby być kierowani na specjalny 28-godzinny kurs do wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego. W ten sposób WORD-y próbują zagwarantować sobie gigantyczne wpływy – co najmniej ok. 40 mln zł rocznie. A bardzo tego chcą, bo od 17 września nie mogą już organizować odpłatnych “kursów”, dzięki którym kierowcy mogli zlikwidować sobie z konta raz na pół roku 6 punktów karnych.

Zapłać i jedź dalej?

Okazuje się, że rozporządzenie związane jest z głębszą reformą. Jak twierdzą źródła brd24.pl zbliżone do sprawy, w resorcie rozważana jest rewolucja podejścia do piratów drogowych. I zaplanowany w styczniu w rozporządzeniu “kurs reedukacyjny” ma być jej częścią.

Według nowego planu pirat drogowy, który przekroczy limit 24 punktów karnych, nie musiałby już zdawać egzaminu sprawdzającego jego kwalifikacje. Zamiast tego kierowany byłby właśnie na 28-godzinny “kurs reedukacyjny” do WORD. Przy czym kurs ten może okazać się dużo droższy niż zapisana w rozporządzeniu obecnie kwota 500 zł. Według nieoficjalnych informacji brd24.pl wiceminister infrastruktury Rafał Weber na spotkaniach z zainteresowanymi zmianą dawał do zrozumienia, że resort jest otwarty na pomysł, by kurs kosztował nawet 2 tys. zł.

Posiedzenie 28 godzin na wykładach i słona opłata miałyby być jedynym wymogiem wobec osób przekraczających 24 punkty karne. Po takim szkoleniu mogłyby wrócić z powrotem na drogi. Z jednym zastrzeżeniem. Jeśli przez pięć lat znów przekroczyłyby limit punktów karnych, traciłyby już całkowicie uprawnienia do kierowania – a to oznaczałoby nie tylko egzamin sprawdzający, ale też wymóg odbycia całego kursu na prawo jazdy w ośrodku szkolenia kierowców.

Takie rozwiązanie – jeśli zostanie ostatecznie przyjęte w resorcie infrastruktury – w zasadzie uderzy w całą reformę zaostrzającą kary na drogach (podwyższone liczby punktów karnych i przedawnianie się punktów dopiero po dwóch latach od zapłaty mandatu – co zaczęło obowiązywać od 17 września).

Zapłacenie 2 tys. zł za kurs i możliwość natychmiastowego powrotu na drogę – bez sprawdzania egzaminem, czy taki ktoś w ogóle powinien jeździć – spowoduje też kłopot wizerunkowy. Trudno będzie odpierać od lat pojawiające się ataki, że zaostrzanie prawa drogowego (które rzeczywiście spowodowało już w Polsce spadek liczby ofiar śmiertelnych wypadków), ma jedynie cel fiskalny – coraz głębsze sięganie do kieszeni kierowców.

Niestety resort jest pod presją. Wprowadzenie kursów pozwoli ministerstwu ugasić pożar w WORD-ach, w których właśnie protestują egzaminatorzy domagający się podwyżek. Wpływy z kursów byłyby ukrytym rozwiązaniem sfinansowania ich żądań.

Łukasz Zboralski