Rozmowy i opinie
Aleksander Pociej (PO): najpierw trzeba zmienić przyzwyczajenia kierowców, potem dać pierwszeństwo pieszym przed pasami
Dziś pieszych zabijają kierowcy, którzy nie respektują obecnych przepisów. Wprowadzenie kolejnych ich zachowania nie zmieni. Najpierw powinniśmy zacząć inaczej szkolić kierowców, przeprowadzić kampanię, a dopiero za parę lat zmienić prawo – mówi brd24.pl Aleksander Pociej, senator PO, który zgłosił przyjęty przez Senat wniosek o odrzuceniu ustawy dającej pierwszeństwo pieszym przed wkroczeniem na pasy
Opublikowano
9 lat temu-
przez
luzDziś pieszych zabijają kierowcy, którzy nie respektują obecnych przepisów. Wprowadzenie kolejnych ich zachowania nie zmieni. Najpierw powinniśmy zacząć inaczej szkolić kierowców, przeprowadzić kampanię, a dopiero za parę lat zmienić prawo – mówi brd24.pl Aleksander Pociej, senator PO, który zgłosił przyjęty przez Senat wniosek o odrzuceniu ustawy dającej pierwszeństwo pieszym przed wkroczeniem na pasy
Zgłosił pan w Senacie wniosek o odrzucenie ustawy dającej pieszym pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na pasy. Pana koledzy z Platformy w Sejmie popełnili błąd, że taki przepis uchwalili?
Aleksander Pociej: Każdy kieruje się jakimiś przemyśleniami dotyczącymi bezpieczeństwa. Nie chcę stwierdzić, że moi koledzy popełnili błąd, czy mieli złe intencje. Tak samo ostro reaguję, jeśli ktoś do mojego głosowania w tej sprawie przykłada złe intencje. Zwłaszcza, że w Senacie tak jak w Sejmie głosy w tej sprawie rozłożyły się po połowie. Byli też senatorowie PiS, którzy głosowali inaczej niż ich partia. Część senatorów PO przyjęła argumentację ministra Pawła Olszewskiego, koledzy w Sejmie przyjęli ją też.
Jednak ustawa została przez Senat – choć tylko jednym głosem przewagi – odrzucona. Co panu nie podoba się w tej nowelizacji?
Argumentacja przeciw tym przepisom wynika z kilku przesłanek. Trzy dni przed naszym głosowaniem w Senacie ukazały się informacje o wynikach tego, jaką zmianę przyniosło niedawne zaostrzenie przepisów – czyli odbieranie prawa jazdy kierowcy, który na obszarze zabudowanym przekroczył prędkość o 50 km/h. Paradoksalnie okazało się, że gdy kiedyś przy ograniczeniu prędkości do 50 km/h kierowca pozwalał sobie na pewien margines i jechał np. o 5 km/h szybciej, to teraz ta granica przesunęła się do prędkości o 50 km/h większej. I cała grupa ludzi uznała, że zdjęto z nich odpowiedzialność, więc mogą teraz jechać szybciej niż przepisy pozwalają, byle nie było to więcej niż o 50 km/h niż dopuszczalna prędkość.
Przez ostatnich kilka lat siedmiokrotnie zmienialiśmy ustawę Prawo o ruchu drogowym. Zmniejszyliśmy m.in. dopuszczalną prędkość na obszarze zabudowanym z 60 km/h do 50 km/h. Ratownicy drogowi mówili nam, że po tych nowych przepisach w ciągu dekady wypadkowość zmniejszyła się o połowę. Mamy i dziś przepisy, które powodują – jeśli oczywiście kierowca je respektuje – że nie powinno dojść do wypadku na przejściu dla pieszych. Wypadki w tych miejscach powodowane są więc przez trzy grupy: tych, którzy jadą szybciej niż 50 km/h na pasach i nie uważają, zagapią się albo zostaną oślepieni w nocy; tych, którzy jeżdżą pijani oraz przez tych, którzy wyprzedzają, gdy inny kierowca się zatrzyma, by przepuścić pieszego. Z dnia na dzień żadnymi nowymi przepisami nie zmienimy tych trzech grup. Bo ci nieostrożni nie będą się nad tym zastanawiali, skoro i dziś łamią prawo na drodze.
No i dodatkowo – jak argumentują ratownicy – mamy jeszcze pieszych, którzy wchodzą na przejście i bardzo często nie patrzą, co się dzieje. Ludzie chodzą w kapturach na głowach, ze słuchawkami w uszach, rozmawiając przez telefon. Tymi nowymi przepisami poszerzylibyśmy jeszcze grupę takich ludzi, którzy będą wchodzić na pasy, bo mają pierwszeństwo, bez zastanawiania się nad tym, że kierowca może się np. zagapić.
Ależ nowe prawo nigdzie nie pozwalało na wtargnięcie na przejście. Piesi nadal musieliby zachowywać szczególną ostrożność…
Ma pan rację o tyle, o ile – ponieważ pan przeanalizował głęboko te nowe przepisy. A informacje, którą może pan przeczytać w Internecie są w sumie takie, że pieszy ma teraz pierwszeństwo. Tylko w jakiś pięciu procentach tych informacji może pan przeczytać, że pieszy ma przy tym również obowiązek zatrzymać się przed wejściem na pasy…
Tego ludzie mają się dopiero dowiedzieć! Przecież w nowych przepisach zaplanowano, że zmiana wejdzie w życie dopiero po dwóch latach, a w tym czasie prowadzona będzie duża, ogólnopolska kampania, która oswoi ludzi ze zmianą.
Myśmy chcieli, żeby najpierw była kampania, a dopiero potem żebyśmy zmieniali przepisy. Są dane, które mówią, że przed przejściem, na którym czekają piesi, zatrzymuje się jakieś40-50 proc. kierowców. A ilu tak robiło dekadę temu? Może 10 proc.?
Jest też jeszcze dodatkowy argument przeciw zmianie, który wynika z doświadczeń z rowerzystami. Cztery lata temu ta grupa uczestników ruchu dostała nowe prawo – mogą przejeżdżać przez skrzyżowania ze światłami bez zatrzymywania się i zwalniania. Wprowadzenie tej zasady, bez odpowiedniego vacatio legis i bez przyzwyczajenia do tego kierowców, doprowadziło do zwiększenia wypadkowości wśród rowerzystów, widać to w policyjnych statystykach.
Sam jestem kierowcą od 34 lat. Uważam że jestem doświadczonym i dobrym kierowcą. Mam pewne automatyczne reakcje, które są bardzo trudne do zmienienia.
Czyli nowa ustawa powinna być zatrzymana i Sejm nie powinien odrzucać w piątek Waszego veta w tej sprawie?
Ważyliśmy to wszystko w Senacie i zastanawialiśmy się, czy naprawdę lepsze będzie wprowadzenie teraz takich przepisów, nawet z tym 1,5 rocznym vacatio legis – bo tyle czasu rzeczywiście by zostało. Senat był zawsze izbą rozsądniejszą, jeśli popatrzy pan na nasze głosowania. Większość senatorów zagłosowała przeciw zmianie.
Zresztą muszę dodać, że ja sam na komisji głosowałem “za”, ale zostałem przegłosowany przez kolegów z PO i PiS. Dopiero wtedy się zastanowiłem, że przecież pierwszy raz od czterech lat jako referent w Senacie wyszedłem i powiedziałem, że komisja nie zajęła stanowiska w tej sprawie – były dwa głosy przeciw, dwa za i dwie osoby się wstrzymały. Wówczas zaczęła się dyskusja w klubie senatorów PO i większość uznała, że taka zmiana przepisów byłaby niebezpieczna. Była też dyskusja z ratownikami, którzy wskazywali, że to kontrowersyjny przepis. I tak naprawdę, gdyby nie ostre ciśnienie z Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, to jeszcze mniej ludzi w Senacie zagłosowałoby za tym projektem.
Gdyby te przepisy przeszły w Senacie, to nie byłoby w ogóle tej dyskusji. Uważam, że najpierw powinniśmy dokonać m.in. zmian w szkoleniu kierowców, a takie przepisy wprowadzić za dwa, trzy lata, a może nawet dopiero za pięć lat.
rozmawiał Łukasz Zboralski