Rozmowy i opinie
Kierowcy w Polsce mają o sobie wysokie mniemanie. Potem siadamy do auta i okazuje się, jak wiele rzeczy robią źle
Opublikowano
3 lata temu-
przez
luzPrzeciętny kierowca w Polsce nie umie ustawić sobie fotela w samochodzie, nie umie awaryjnie hamować i tylko wydaje mu się, że potrafi wyjść z poślizgu – o najczęstszych błędach za kierownicą z instruktorem Toru Modlin Adamem Bernardem rozmawia Łukasz Zboralski
ŁUKASZ ZBORALSKI: Do waszego Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy Tor Modlin przychodzą ludzie na szkolenia z bezpiecznej jazdy. Ma pan z nimi do czynienia na co dzień. Z pana perspektywy – czego nie wie taki przeciętny polski kierowca, co wychodzi podczas waszych spotkań?
ADAM BERNARD: Przede wszystkim mają źle ustawiony fotel w samochodzie.
I w czym to przeszkadza?
Fotel mają zwykle za mocno rozłożony, więc gdy potrzebują zacząć szybko manewrować, albo hamować awaryjnie, nie dosięgają do kierownicy lub pedałów. Nie muszę przekonywać, że to poważny problem?
Oczywiście, że nie. Coś jeszcze umyka polskim kierowcom?
Z takich podstawowych rzeczy , to mają też problem z prawidłowym trzymaniem i operowaniem kierownicą. Jest tak, że albo trzymają kierownicę jedną ręką i tak nią manewrują, albo skręcają dwoma rękami, ale przy prostowaniu kierownicy ją puszczają, żeby sama się wyprostowała. A puszczać kierownicy nam nie wolno, to my manewrujemy samochodem, a nie mamy być zdani na to, co samochód zrobi sam. Kierownica sama się prostując nie zawsze wróci tam, gdzie byśmy chcieli jechać.
A jak jest na przykład z hamowaniem?
W zdecydowanej większości ludzie nie potrafią hamować awaryjnie – czyli w nagłej sytuacji na drodze, gdy wyskakuje nam na nią dziecko, czy ktoś przed nami wyjeżdża nagle i musimy jak najefektywniej wyhamować.
Starsze pokolenie, które wychowało się jeszcze na autach bez ABS, w takich sytuacjach różnie kombinuje np. próbuje hamować pulsacyjnie. W ogóle nie rozumie, jak działa ABS i że jest o wiele bardziej efektywny od tego, co zrobi człowiek za kierownicą.
A praktycznie wszyscy – i to jest jakieś 9 na 10 osób – podczas awaryjnego hamowania nie kopie mocno w hamulec, żeby go złamać i trzymać na maksa, tylko go wciska. I jeszcze jak zaczynają czuć, że hamulec przy ABS pulsuje, to zmniejszają siłę nacisku, bo są trochę wystraszeni. To naprawdę duży błąd.
Polacy często jeżdżą dość agresywnie, szybko, co grozi np. wpadaniem w poślizgi. Czy wiedzą, jak się zachować, gdy wpadną w takie opresje na drodze?
W poślizgach ludzie próbują się ratować dodawaniem gazu i uważają że to działa…
…a nie działa? Kiedyś przecież tak doradzano…
We współczesnych samochodach wyposażonych w systemy stabilizacji toru jazdy, dopóki auto jest w poślizgu, to gaz nie zadziała! Tymczasem dodawanie gazu zwiększa prędkość auta będącego w uślizgu. Trzeba sobie zadać pytanie – czy lepiej jest uderzyć w drzewo przy drodze z prędkością 50 km/h, czy jeszcze się rozpędzić do np. 70 km/h?
Cześć kierowców, zwłaszcza młodych nielegalnie sobie „kręci bączki” na parkingach, prywatnych posesjach. Oni często w sieci twierdzą, że policja niepotrzebnie ich przegania – bo tak zdobywają cenne doświadczenie, które ma procentować w realnych sytuacjach na drodze. To prawda?
Jest taka część kierowców u nas na szkoleniach, którzy mocno pasjonują się motoryzacją i próbowali już wcześniej ślizgać się na jakiś parkingach. Podczas szkolenia często dziwią się: no jak to jest! Na parkingu mi wychodziło, a tutaj nie wychodzi!
To co im nagle nie wychodzi?
My u nas na płycie poślizgowej mamy wymalowane pasy ruchu. U nas trzeba utrzymać się w swoim pasie. Kto się przy poślizgu wprawdzie nie obróci, ale wyląduje na trzecim pasie ruchu obok, to zwracamy mu uwagę, że w realnej sytuacji byłby już dawno poza drogą. I wielu z nich dopiero wówczas uświadamia sobie, że na takich parkingach, wielkich placach, to tam nie ma pasów ruchu odwzorowanych. Dla nich sukcesem jest doprowadzenie do tego, żeby auta nie obróciło. Co z tego, jeśli przy takich manewrach realnie na drodze wpada się na inny pas, może na zderzenie czołowe, albo wypada z drogi? To już w sumie lepiej, żeby samochód obróciło, ale żebyśmy pozostali na własnym pasie ruchu.
Czy to nie wynika w sumie z tego, że wciąż polskim kierowcom trudno zrozumieć wpływ prędkości na to, co potem dzieje się na drodze?
Moim zdaniem dokładnie tak jest. Ludzie są zaskoczeni, że jazda wolniej o 5 km/h czy 10 km/h tak bardzo skraca drogę hamowania. Na naszych szkoleniach zmniejszanie prędkości mocno uświadamia ludziom to, jak dużo bezpieczniej da się jechać.
Przy krótkim szkoleniu nie jesteśmy w stanie i nie zamierzamy nauczyć ich techniki jazdy, którą sami kształcimy przez kilkanaście lat. Chcemy za to coś uświadomić. Coś co sprawi, że będą na drodze bezpieczniejsi dla siebie i innych. Mówię do kursanta: słuchaj, a spróbuj pojechać tak samo, ale o 5 km/h wolniej. I po wykonaniu zadania słyszę wtedy: „Nie, no to banał!”. No i właśnie! Skoro to banał, to czy nie lepiej pojechać tylko odrobinę wolniej i nie musieć walczyć o to, czy się utrzymamy na drodze czy nie? Na drodze najważniejsze to dojechać z punktu A do punktu B. Dwie, trzy minuty krótszej drogi nie są tu żadnym argumentem. Czas przejazdu liczy się w jeździe sportowej, a w normalnym jeżdżeniu po drogach liczy się to, by dotrzeć do celu bezpiecznie.
Czy widać różnicę w podejściu między ludźmi, którzy relatywnie niedawno zdobyli prawo jazdy, a takimi, którzy są kierowcami od 15, 20 lat?
Ci, którzy mają od niedawna prawo jazdy, moim zdaniem mają dużo więcej pokory. Trochę łatwiej ich można nauczyć właściwych zachowań. Natomiast trudniej jest z tymi, którzy mają prawo jazdy od dawna, lata przepracowali jako kierowcy np. w PKS-ach, na taksówce, czy byli instruktorami nauki jazdy.
I jak sobie z nimi pan radzi?
Tym najpierw trzeba dać spróbować zrobić zadanie „po swojemu”. Dopiero jak zrobią to kilka razy i kilka razy nie wyjdzie, można zacząć im podpowiadać.
Po prostu u osób, które fascynują się motoryzacją, albo jeżdżą od wielu lat, ten próg samozadowolenia z własnych umiejętności jest bardzo wysoki. Przez połowę szkolenia muszą więc mierzyć się z własnymi błędami i dopiero potem są gotowi na przyjęcie nauki.
Zapytałem o różnicę między świeżymi a doświadczonymi kierowcami nie bez przyczyny. Potwierdza pan, że młodych kierowców daje się szybciej uświadamiać. A więc jest to kolejny argument za tym, by jednak nie odrzucać w Polsce zapisanego nawet ustawowo – ale zamrożonego – obowiązku szkoleń z bezpiecznej jazdy w ciągu dwóch lat od zdania egzaminu. Bo bez tego nadal będziemy wypuszczać na drogi całe pokolenia kierowców, którzy uważają, że jeżdżą świetnie i trudno ich wybić z tego samozadowolenia, a przecież przymusowej reedukacji dla nich nie ma i nie będzie…
Pomysł tych szkoleń, zawarty w ustawie i zamrożony od dekady, jest świetnym pomysłem. Ludzie, którzy zdają prawo jazdy, powinni przychodzić na takie krótkie szkolenie, by sobie uświadomić, co potrafią, jak prędkość wpływa na bezpieczeństwo jazdy, jak zachowują się sami w sytuacjach nagłych, jak zachowuje się pojazd w takich momentach.
To więcej warte, niż przekonywanie rozmowami do zdjęcia nogi z gazu?
Moim zdaniem mówienie niewiele daje. Trudno kogoś przekonać. Co innego, gdy wsiądzie za kierownicę i sam na własnej skórze przekona się, że jego teorie rozmijają się z rzeczywistością. Osobiste doświadczenie ma naprawdę głęboki sens. Przeżycie czegoś pozwala zmienić postawę na drodze.
Czyli jak wujek, albo tata na imieninach się upiera, to lepiej mu zafundować taki kurs w ośrodku doskonalenia jazdy, niż kłócić się do upadłego i popsuć rodzinne spotkanie?
Zdecydowanie! My w ogóle prowadzimy takie kursy finansowane przez Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego oraz Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej dla grup powodujących najwięcej zdarzeń na drodze – czyli mających 18-24 lata – oraz dla kierowców w wieku 55+. Ci starsi są często w szoku, że przez całe życie im nikt nie powiedział, jak to naprawdę działa. Dodajmy, że przez 20-30 lat samochody też się ogromnie zmieniły. Mają nowe systemy, które trzeba umieć obsługiwać, a tych ludzi nikt tego nie uczył. Nie mają świadomości tego, co mają w aucie i jak z tego korzystać.
Tekst powstał przy współpracy z ekspertami Toru Modlin