Rozmowy i opinie
Rafał Zięba: ministerstwo zaproponowało karykaturę skandynawskiego szkolenia kierowców
Opublikowano
3 lata temu-
przez
luzJeśli będziemy uświadamiać szkoleniami tylko tych młodych kierowców, którzy popełnili dwa wykroczenia, czyli za karę, to przeszkolimy garstkę osób. Całe kolejne pokolenia kierowców pozostaną nieuświadomione. To zaprzepaszczenie szansy na pokoleniową zmianę mentalności, jaką przeprowadzono w Szwecji – mówi w rozmowie z brd24.pl Rafał Zięba, prezes Toru Modlin, Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy
ŁUKASZ ZBORALSKI: Jak Skandynawowie wpadli na taki pomysł, by młodych kierowców dodatkowo wysyłać na szkolenie BRD i to nie tylko teoretyczne, ale też praktyczne?
RAFAŁ ZIĘBA: Doprowadziło do tego wieloletnie doświadczenie, wieloletnie analizy, praca badawcza polegająca na rozpoznawaniu i określaniu przyczyn wypadków drogowych oraz wyciąganie z tego wniosków. Okazało się, że znaczącym czynnikiem powstawania wypadków drogowych są po prostu ludzie, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, jakie ryzyka występują w ruchu drogowym. Dlatego postanowiono nauczyć świeżo upieczonych kierowców rozpoznawać właśnie te ryzyka.
Już 30-40 lat temu rozpoczęto uczenie młodych kierowców wychodzenia z poślizgów, które są zjawiskami niebezpiecznymi i w Skandynawii częściej występującymi niż u nas ze względu na warunki klimatyczne. Okazało się jednak, że to nie przynosiło pożądanych efektów. Owszem, młodzi kierowcy mieli dzięki temu trochę lepszą technikę jazdy, ale nabrali też większej pewności siebie, co prowadziło do wzrostu ryzykownych zachowań na drogach. Ciągła praca analityczna i badawcza pozwoliła wychwycić ten problem. Władze szwedzkie zauważyły korelację między szkoleniami wychodzenia z poślizgu i wzrostem ryzykownych zachowań oraz wzrostem samych zdarzeń drogowych. Wówczas postanowiono zmienić model szkolenia na taki, który nie uczy wychodzenia z poślizgu, ale uczy rozpoznać warunki, w których do tego może dojść – czyli zaczęto uczyć, jak poślizgu uniknąć.
Stąd wziął się skandynawski model szkolenia kierowców oparty o szwedzkie rozwiązania. Skupia się on na uświadamianiu ryzyka w ruchu drogowym oraz na nauczaniu tego, jak go unikać. Od tego czasu w Szwecji notuje się zdecydowany spadek wypadków, ludzie jeżdżą mniej ryzykownie. Oczywiście, w Szwecji mamy też do czynienia z wieloma innymi aspektami dbania o bezpieczeństwo ruchu drogowego, nie tylko w systemie szkolenia kierowców, ale też w infrastrukturze, surowym nadzorze itd.
Mniej więcej dekadę temu w Polsce doszliśmy do wniosku, że można skopiować dobre i sprawdzone skandynawskie rozwiązanie w szkoleniu kierowców. Powstało nawet prawo, które zakładało takie kursy BRD dla młodych polskich kierowców. Czy to był dobry projekt?
W mojej ocenie to był dobry pomysł. Czy był dobrze skonstruowany? No, pewnie mógł być trochę lepszy np. zawierać więcej godzin ćwiczeń praktycznych, bo zakładał tylko dwie godziny teorii i godzinę praktyki. Lepiej byłoby odwrotnie, czy w ogóle jeszcze lepiej – trochę więcej czasu na jedno i drugie. Jednak nawet przyjmując ówczesną konstrukcję, należało się cieszyć, że tak to zaplanowano. Bo to był krok w dobrą stronę.
Nasz przepis zakładał – a właściwie zakłada, bo formalnie to prawo wciąż istnieje – obowiązkowe szkolenie dla nowych kierowców po 4 miesiącu od uzyskania uprawnień a przed 8 miesiącem od tego momentu. Stała za tym chęć uświadamiania ryzyk kierowcy, który już miał jakiegoś rodzaju samodzielną praktykę na drodze. Przypuszczam, że i tę koncepcję można jakoś obronić. Choć mi się wydaje, że im szybciej takiego kierowcę się szkoli, tym lepiej.
Wejście w życie tych przepisów wciąż odraczano, a potem powiązano z momentem, gdy zacznie funkcjonować baza CEPiK 2.0, która do dziś nie powstała. Podnosiły się wtedy też takie głosy, że Polska nie jest infrastrukturalnie przygotowana do szkolenia takiej liczby świeżo upieczonych kierowców. A dziś – jesteśmy już do tego gotowi?
Rzeczywiście w momencie uchwalenia tej ustawy nie byliśmy w Polsce dobrze przygotowani. Było mało Ośrodków Doskonalenia Techniki Jazdy, gdzie część praktyczna szkolenia m.in. na płytach poślizgowych mogłaby się odbywać. Jednak po zmianie prawa pojawili się inwestorzy, także prywatni, którzy zaczęli takie ośrodki budować.
Pewność prawa została jednak zachwiana. Kolejne daty wprowadzenia w życie tych przepisów były odsuwane aż do 2018 r., gdy zostały właściwie odłożone w zasadzie na „nigdy”, czyli na czas wprowadzenie systemu CEPiK 2.0. Jaki jest związek wprowadzenia tego systemu ze szkoleniami młodych kierowców – tego nie wiem.
Obecnie nowe ODTJ-ty nie powstają, bo taka budowa może się już nie opłacać. Potrzeby rynku komercyjnego są zaspokajane. Choć patrząc z mojej perspektywy – Toru Modlin – to trzeba zauważyć, że przybywa również klientów indywidualnych. W tygodniu szkolimy głównie Klientów firmowych, flotowych, a soboty i niedziele mamy zarezerwowane dla Klientów indywidualnych i wszystkie właściwie są zajęte. Ludzie chcą się szkolić! Chcą tego też właściciele flot, korporacji. Kalendarz szkoleń komercyjnych mamy zapełniony. Więc sądzę, że gdyby pojawiła się potrzeba uświadamiania ryzyk istniejących w ruchu drogowym młodym kierowcom, to znów wytworzyłby się popyt na takie usługi i byłoby to opłacalne. Trudno jednak teraz uwierzyć państwu, że za trzy lata przepisy wejdą w życie i inwestycja się zwróci.
Teraz Ministerstwo Infrastruktury pokazało zupełnie inną nowelizację Ustawy o kierujących pojazdami. I nowy pomysł. Szkolenie BRD nie ma być obowiązkowe dla każdego świeżego kierowcy, tylko… dla tych, którzy popełnią wykroczenie. Będzie to więc formą kary. To chyba już nie jest szwedzki model?
To zdecydowanie nie jest szwedzki punkt widzenia szkolenia młodych kierowców. Skandynawski model z założenia jest powszechny – szkolimy całe pokolenia kierowców i za jakiś czas mamy wszystkich kierowców uświadomionych. Chodzi więc o zmianę mentalną, która z czasem się dokona.
Tymczasem to, co proponuje ministerstwo w pracach przygotowawczych do nowelizacji ustawy, to jakaś karykatura szkoleń uświadamiających ryzyka. Będziemy bowiem uświadamiać tych młodych kierowców, którzy popełnili dwa wykroczenia. Czyli będzie to za karę. Szkolenie za karę mija się z celem. Może coś tej jednej osobie, która popełniła wykroczenie, uświadomimy, ale w skali kraju to ok. 8 tys. osób rocznie! Całe pokolenia pozostaną więc nieuświadomione. Ci, którzy nie popełnili wykroczenia, albo po prostu tylko nie zostali na tym przyłapani, dalej będą mieli podstawową wiedzę i umiejętności, a tylko niewielki wycinek kierowców otrzyma takie szkolenia. To nieporozumienie. Jakiś erzac szwedzkiego systemu…
Intencje władzy są jasne. Wiceminister Rafał Weber dał do zrozumienia, że ministerstwo boi się zmusić do obowiązkowych kursów BRD każdego nowego kierowcę. Bo musiałby dodatkowo zapłacić. Jak pamiętam wyceniono ten polski kurs na ok. 300 zł. Czy to naprawdę jest duży wydatek dla rodziców młodego kierowcy czy dla niego, gdy taki kurs może ochronić go przede wszystkim przed utratą życia, ale także po prostu większymi wydatkami?
300 zł to był koszt określony w 2013 r. Ceny w tej chwili są inne. Najtańsze nasze szkolenie kosztuje 390 zł i trwa 3 godziny. Pełne szkolenie kosztuje 890 zł. I też się sprzedaje.
Samochód kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych, prawo jazdy – dwa tysiące złotych. Zatem wobec tych wszystkich wydatków związanych z posiadaniem samochodu – a nie wyceniam zdrowia i życia – koszt jednego baku paliwa wydaje mi się niezbyt wygórowaną ceną za spowodowanie rewolucyjnej zmiany świadomości wszystkich kierowców.
Podał pan wiele rzeczowych argumentów za tym, że nowa propozycja będzie kompletnym zaprzepaszczeniem szansy na dużą zmianę w Polsce. Zakładam więc, że politycy swoich propozycji w ogóle nie konsultowali ze środowiskiem ludzi zajmujących się BRD i szkoleniami kierowców? Może ludzie z resortu infrastruktury powinni takich ekspertów przed zmianą prawa jednak zaprosić, wysłuchać i przemyśleć tę zmianę raz jeszcze?
Takie rozmowy byłyby rzeczą idealną. Nie jest to jednak często spotykane w polskim systemie ustanawiania prawa – żeby wszystkich interesariuszy zaprosić do okrągłego stołu i ustalić jaki mamy cel i jak najlepiej go osiągnąć.
Obecne propozycje nie były z branżą konsultowane. Jesteśmy jednym z największych Ośrodków Doskonalenia Techniki Jazdy w Polsce, jeśli nie największym i nikt nas o zdanie nie pytał. Nie przysłał żadnego pisma. Nikogo to nie interesowało.
Może gdyby wiceminister Weber pojechał na Tor Modlin i zobaczył, jak takie szkolenia wyglądają i co naprawdę mogłyby dać, to by zmienił zdanie?
Wspaniały pomysł! Bardzo serdecznie pana ministra zapraszam na taki kurs u nas, na odwiedzenie Toru Modlin. Jeśli mogę to uczynić za pomocą portalu, to robię to z ogromną przyjemnością.
Tekst powstał przy współpracy z ekspertami Toru Modlin