Rozmowy i opinie
Marcin Flieger, dyrektor CANARD: w 2015 r. kierowcy będą dostawać zdjęcia z fotoradaru w listach
Dyrektor CANARD zapowiada, że w nowym roku przyłapani przez fotoradar będą dostawać zdjęcia już w listownych zawiadomieniach o wykroczeniu. Marcin Flieger opowiada też o kłopotach z identyfikowaniem kierowców i rozbudowie polskiego systemu.
Opublikowano
10 lat temu-
przez
luzDyrektor CANARD zapowiada, że w nowym roku przyłapani przez fotoradar będą dostawać zdjęcia już w listownych zawiadomieniach o wykroczeniu. Marcin Flieger opowiada też o kłopotach z identyfikowaniem kierowców i rozbudowie polskiego systemu.
Został Pan kiedyś przyłapany przez fotoradar?
Marcin Flieger, dyrektor Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym: Nie, nigdy.
Serio? Nawet za granicą?
Nie, naprawdę nie. I to nie dlatego, że mam legitymację służbową. Próbuję sobie przypomnieć nawet, czy kiedykolwiek zatrzymał mnie patrol policji za przekroczenie prędkości. I nie pamiętam takiej sytuacji. Byłem zatrzymywany tylko do rutynowej kontroli.
Jest jednak w kraju wielu kierowców, którzy jeżdżą inaczej niż Pan. Dlaczego po przyłapaniu przez fotoradar dostają z CANARD informację o wykroczeniu bez zdjęcia samochodu?
Przepisy kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia określały sposób dostępu do akt sprawy. I one nie pozwalały nam udostępniać zdjęć. Ten przepis znalazł się jednak w Trybunale Konstytucyjnym, który orzekł o jego niezgodności z konstytucją. W wyniku tego podejmujemy działania, żeby te zdjęcia udostępniać razem z pierwszą korespondencją.
Czyli zaczniecie wysyłać kierowcom także zdjęcia?
Tak. Musimy jednak przemodelować proces, który był przystosowany do wersji, w której nie mieliśmy możliwości wysyłania zdjęć. Trzeba zmodyfikować system teleinformatyczny, ale też przygotować do zmian musi się nasz kooperant pocztowy, który tę korespondencję drukuje i wysyła. Problem nie tkwi w formalnych kwestiach, to są kwestie techniczne, które zajmą jeszcze trochę czasu.
To od kiedy kierowcy mają spodziewać się listów z fotografią?
Na pewno w 2015 r. kierowcy będą otrzymywać informacje o wykroczeniach ze zdjęciami.
Może wtedy będą trochę lepiej postrzegać te urządzenia… Choć i tak to już się chyba trochę zmieniło w naszym kraju?
Najwięcej negatywnych informacji na temat fotoradarów pojawiło się na początku 2013 r., chociaż system zaczęliśmy budować w 2011 r. Słuchając tego, co działo się wówczas w mediach, można było odnieść wrażenie, że chcemy zamienić na fotoradary wszystkie słupki i latarnie przy drogach. A prawda jest taka, że jeśli przeliczymy liczbę urządzeń na długość sieci drogowej, to w porównania do innych krajów europejskich naprawdę nie mamy dużo fotoradarów.
Z drugiej strony ta pewna medialna histeria spowodowała to, że o fotoradarach zaczęło się mówić, a więc nasi kierowcy zaczęli na te urządzenia zwracać uwagę. Jeśli ktoś zwalnia i jedzie przepisowo, bo boi się ukarania, to osiągnęliśmy efekt prewencyjny.
Odnotowujecie mniej zniszczeń fotoradarów, czy wyrażania przez kierowców „dezaprobaty” na zdjęciach?
Były przypadki podpaleń, nakładania opony czy zamalowywania. Jest ich mniej niż na początku. I nie jest to duży problem. Rocznie na naprawę fotoradarów wydajemy ok. 800 tys. zł, ale to naprawy wynikające nie tylko z wandalizmu, lecz także np. przypadki zahaczenia o maszt naczepą samochodu ciężarowego.
Zdarzają się też oczywiście „gesty przyjaźni” utrwalone na zdjęciach… Był taki przypadek, że na Lubelszczyźnie pasażerowie samochodu bez tablicy rejestracyjnej postarali się, żeby fotoradar uwiecznił ich wypiętych ze spuszczonymi spodniami. Policjanci ich ustalili.
Czy w liczbach zarejestrowanych wykroczeń widać wpływ fotoradarów na poprawę bezpieczeństwa?
Rocznie rejestrujemy ok. 1,7 mln zdjęć, które stanowią podstawę do rozpoczęcia procedowania sprawy o wykroczenie. Więc przekraczanie prędkości na drodze jest wciąż naruszeniem masowym, powszechnym. Ale widać też, że od momentu instalacji pierwszych urządzeń liczba wykroczeń rejestrowanych przez jeden fotoradar spadła o ponad 50 proc.
Niebawem zakończy się rozbudowa systemu nadzoru CANARD – w 2015 r. przybędzie 100 fotoradarów, zaczną działać rejestratory przejazdów na czerwonym świetle i odcinkowe pomiary prędkości. A co dalej? Czy istnieją jakieś długofalowe plany rozwoju tego systemu?
Jeśli chodzi o samo zwiększanie liczby urządzeń to zależeć będzie to od dwóch czynników. Oczywiście potrzebne będą finanse, ale to paradoksalnie jest rzecz wtórna. Ważniejsze jest to, co będzie wynikało z analiz stanu bezpieczeństwa na drogach. One są cały czas prowadzone, ponieważ zmienia się infrastruktura i realia ruchu. Budowa nowych autostrad i dróg ekspresowych powoduje, że ruch migruje i w związku z tym zagrożenia się przemieszczają. To, czy będą się pojawiały nowe urządzenia i w których miejscach będą potrzebne będzie więc uzależnione od potrzeb wynikających z analiz.
Jest też kwestia zmiany stanu prawnego, co finalnie wiąże się z wyciąganiem konsekwencji wobec kierowców, którzy przekroczyli przepisy. Mamy bardzo nowoczesny system i od strony infrastrukturalnej nie mamy się czego wstydzić. A przeszkodą robi się system prawny – nowoczesne narzędzia funkcjonują w oparciu o prawo wykroczeń, które powstawało wiele lat temu.
Jaka jest największa bariera prawna dla Was?
Dziś w momencie, w którym ktoś nie zareaguje na nasze pismo dotyczące popełnienia wykroczenia, albo zacznie wskazywać kolejne osoby, to procedura dotarcia do sprawcy się wydłuża. Straże gminne, które mają do czynienia z mniejszą liczbą rejestrowanych przypadków, mają łatwiej. W przypadku CANARD, gdy naruszenia przepisów sięgają setek tysięcy – a dysponujemy określoną liczbą pracowników – jest trudniej.
Nie może Was w tym wspierać policja?
To było by trochę takie przeciąganie kołdry. My byśmy „pozbyli się” kłopotu, ale zostałaby tym obciążona inna służba. Z punktu widzenia państwa i tak zajmowałaby się tym instytucja państwowa. Więc trzeba myśleć nie nad tym, komu dołożyć, a komu zabrać, tylko jak tę sytuację rozwiązać kompleksowo.
No to jak to powinno wyglądać np. biorąc pod uwagę rozwiązania z innych krajów?
Najprostszą ścieżką jest kara nałożona na właściciela pojazdu. Nie wchodząc w szczegółowe rozwiązania w innych państwach, ogólny wniosek jest ten sam – właściciel jest odpowiedzialny za to, co dzieje się z jego pojazdem.
I od momentu zarejestrowania wykroczenia procedura jest analogiczna jak u nas: zarejestrowanie wykroczenia, odczyt danych pojazdu, zapytanie do bazy i kara administracyjna dla właściciela. Sprawa jest prosta, a ścieżka postępowania szybka. Reakcja właściciela pojazdu nie jest już istotna, bo jej brak oznacza zgodę na przyjęcie kary.
NIK w swojej ostatniej kontroli uznał, że ktoś przekraczający znacznie prędkość nie powinien być karany tylko karą administracyjną. Inspektorzy uważają, że mogą to być na tyle niebezpieczni kierowcy, że potrzebna jest kara w postaci mandatu i punktów karnych…
To jest już inną sprawą, w jaki sposób cały ten system będzie dalej skonstruowany. Oczywiście są osoby, które pod względem przekraczania prędkości są recydywistami i sposób ich karania też jest kwestią do zastanowienia. Warto wspomnieć, że pierwsza ustawa fotoradarowa uchwalona w 2009 r. przewidywała w przypadku recydywistów progresję kary.
Wiem, że punkty karne i groźba utraty prawa jazdy jest mocno dyscyplinującym narzędziem, ale pamiętajmy też, że nawet zamożny właściciel pojazdu, który musiałby płacić np. 2,5 tys. zł za przekroczenie prędkości o 20 km/h i odpowiednio więcej za większe przekroczenie prędkości, odczułby takie sankcje jako surowe. Bo zamożni też dbają o pieniądze, czasem przede wszystkim oni. Trudno znaleźć osobę, która lekką ręką wydawałaby po kilka tysięcy złotych, by płacić kary i wciąż jeździłaby nieprzepisowo.
Wydaje mi się, że najważniejsza w tej sprawie będzie decyzja polityczna, czyli stwierdzenie: tak, państwo jest zdecydowane i idziemy w tym kierunku. W innym wypadku będziemy tylko na papierze budować różne warianty i rozwiązania.
Nie do końca rozumiem jednak problem z identyfikacją kierującego, skoro fotoradary robią dokładne zdjęcia. Pewnie poza wyjątkami, kierowców dobrze na nich widać. To dlaczego macie problem z rozpoznaniem, kto jechał?
W innych państwach, które stosują tryb administracyjny, fotografia z fotoradaru nie musi nawet zawierać wizerunku kierowcy. Są przecież rozwiązania, gdzie pomiar jest wykonywany na tzw. odjeździe – czyli od tyłu pojazdu.
Natomiast, żeby dokonać identyfikacji na podstawie zdjęcia z fotoradaru musielibyśmy mieć także jakąś bazę referencyjną do porównań. W CEPiK nie ma wizerunku kierowców.
Przecież gdzieś w bazach państwowych są zdjęcia choćby z naszych dowodów osobistych…
Nie mamy połączenia z taką bazą. Na etapie prac nad projektem założeń do CEPiK 2.0 podkreślaliśmy potrzebę tego, żeby w systemie było zdjęcie kierowcy. Jaki będzie finał naszych postulatów, zobaczymy. Na razie zmierza to w taką stronę, że wizerunku kierowców w CEPIK-u nie będzie.
Ale jeśli poszlibyśmy w kierunku kar administracyjnych nakładanych na właściciela pojazdu, w tym także firmy, to dyskusja o porównywaniu zdjęć stanie się zbędna.
Nowością dla polskich kierowców będą z pewnością rejestracje przejazdów na czerwonym świetle i odcinkowe pomiary prędkości. Czy na świecie są jeszcze jakieś inne systemy, o które nasz może być w przyszłości rozbudowany?
Są systemy, które dotyczą zbyt małej odległości między pojazdami na autostradach. W Niemczech działa to tak, że na obiektach drogowych są zainstalowane kamery i w tych miejscach na szosie są namalowane pasy referencyjne. Wykonywane są zdjęcia, na których widać, czy pojazd zachował przepisową odległość.
W Polsce dopiero budujemy połączenia autostradowe, ale w przyszłości od tego problemu nie uciekniemy. Nasz system jest tak skonstruowany, że pozwala na dołączanie nowych modułów i funkcjonalności. Ograniczy nas tylko pomysłowość. Francuzi mają np. urządzenia, które rejestrują omijanie szlabanu na przejazdach kolejowych…
Straże gminne i miejskie mają niebawem stracić uprawnienia do kontroli fotoradarami mobilnymi. Uważa Pan, że to dobrze?
W zdecydowanej większości, przy dobrym ustawieniu współpracy, te fotoradary mobilne są elementem poprawiającym bezpieczeństwo. Niezależnie od tego, kto obsługuje takie urządzenie i czy ono jest mobilne czy stacjonarne, to pamiętajmy o jednym – one rejestrują nie tych, którzy jadą prawidłowo, tylko kierowców łamiących przepisy.
Czarny PR wokół tych działań budują ludzie, którzy nie do końca potrafią przeczytać ze zrozumieniem przepisy i podejść do tego z rozsądkiem. Wówczas dochodzi do wynaturzeń, które potwierdziła m.in. kontrola NIK.
Trzeba też jednak powiedzieć, że strażom miejskim i gminnym przylepiono czarną łatę. I cokolwiek one nie robią, to uważa się, że robią źle. Gdy strażnik zwraca uwagę nielegalnie handlującym na ulicy – źle, bo ściga babcię. Jak ukarze właściciela psa, który napaskudził na chodniku – też źle, bo „powinien się zająć czymś innym”. Kiedy to policja dysponowała przenośnymi fotoradarami nikt nie miał z tym problemu, gdy mają je straże gminne – jest problem. Trzeba więc na sprawę spojrzeć obiektywnie. Co nie znaczy, że nie należy się przyjrzeć celowości powoływania straży, która składa się z komendanta i fotoradaru, bo takie przypadki budują negatywny obraz całości.
Przepisy w Polsce i tak są bardzo rygorystyczne jeśli chodzi o dokonywanie kontroli fotoradarami. Na przykład w Niemczech czymś normalnym jest fotoradar na trójnogu, zamaskowany siatką, który stoi na drodze biegnącej przez pola. Z kolei Francuzi w 2012 r. zaczęli demontować znaki informujące o automatycznej kontroli prędkości. Doszli do wniosku, że kierowca zawsze powinien jechać z zgodnie z przepisami.
Straże najprawdopodobniej będą mogły korzystać tylko z fotoradarów stacjonarnych. Jesteście gotowi, żeby sprawnie oceniać lokalizacje i wydawać na to zgody?
Od 2011 r. każdy stacjonarny fotoradar gminny musi mieć naszą aprobatę. A więc od dawna stawiane są one w miejscach, gdzie naprawdę należy poprawić bezpieczeństwo. Pod uwagę brane są takie same kryteria jak w przypadku wyboru lokalizacji naszych fotoradarów. Bez naszej zgody samorządy nie mogą instalować tych urządzeń.
Czego możemy życzyć kierowcom i czytelnikom w nowym roku?
Przede wszystkim coraz bezpieczniejszych dróg – tego życzę zarówno Państwu, jak i sobie.
rozmawiał Łukasz Zboralski