Connect with us

Rozmowy i opinie

Złamany nos, złamana ręka. Twórca “Samochodozy” o kulisach walki z kierowcami łamiącymi prawo

Opublikowano

-

Z Wojciechem Galeńskim, twórcą kanału YouTube „Samochodoza” rozmawia Łukasz Zboralski

Wojciech Galeński, kierowca zawodowy, twórca kanału Samochodoza na YouTube Fot. arch. prywatne

Wojciech Galeński, kierowca zawodowy, twórca kanału Samochodoza na YouTube Fot. arch. prywatne

ŁUKASZ ZBORALSKI: Moje nastoletnie córki są fankami twojego youtubowego kanału „Samochodoza”, na którym nagrywasz kierowców przyłapanych na jeżdżeniu po chodnikach, parkowaniu na przystankach, na trawie. Najbardziej bawi je złość dorosłych ludzi, którzy dziwią się, iż ktoś może mieć pretensje, że oni łamią prawo. A Ciebie po tych latach to jeszcze bawi, czy raczej jest groteską?

WOJCIECH GALEŃSKI: Dla mnie to zabawa. Też mnie to wciąż jeszcze śmieszy. Mam 6-letnie dziecko i ono potrafi w dojrzalszy sposób zareagować, gdy mu się zwróci uwagę, że zrobiło coś źle, niż kierowcy, których spotykam.

Twoje filmy z jednej strony denerwują – pokazują, że masowo jako kierowcy olewamy potrzeby innych, łamiemy prawo, jeździmy po chodnikach, parkujemy na trawnikach i że to pozostaje bezkarne. Z drugiej strony są to w pewien sposób ciepłe obrazy. Bo nawet jak kierowcy dostają piany, to Ty te sytuacje rozładowujesz humorem. Jak chcą Cię gonić i bić, to uciekasz ze śmiechem wokół samochodu w klapkach na nogach. Zawsze tak umiałeś podejść do tych sytuacji, czy się tego nauczyłeś?

Jestem pogodnym facetem, ale nie mam nerwów ze stali. Czasem na moich nagraniach to zresztą widać, gdy np. trzęsą mi się ręce, tego nie da się opanować tak łatwo. Jednak pracuję nad sobą. Nagrywanie filmów jest dla mnie elementem ćwiczenia charakteru. Dzięki temu się zmieniłem, wiele się nauczyłem. Mam w sobie więcej spokoju.

I od razu też się przyznam – robię filmy w taki sposób, żeby trochę ludzi sprowokować, żeby wyszło z nich najgorsze oblicze. Wiadomo, że najfajniej byłoby czekać, aż taki kierowca sam się zagotuje. Czasem jednak muszę w tym pomóc. Nagranie musi być bowiem atrakcyjne i przyciągnąć widownię w sieci.

Od takiej psychologicznej strony najbardziej interesujące są te momenty na filmach, gdy zwracasz kierowcy uwagę na łamanie prawa, a on jest przygotowany od razu do awantury. Oczekuje, że będzie chamówa i zwarcie. Tymczasem twoje pogodne podejście wytrąca ich z tego, na co byli nastawieni. Czasem wyzywają, że jesteś chory psychicznie, a Ty przyznajesz, owszem, tak właśnie jest. Są wobec Ciebie zupełnie bezradni, gdy nie podejmujesz pojedynku na ich zasadach. Zamienianie tego w farsę ich rozbraja.

Dobra, to zacznijmy od tego, że ja naprawdę nie kłamię. Leczyłem się psychiatrycznie, choruję na depresję. Więc mogę przyznać, że jestem chory psychicznie. Może to ich zaskakiwać.

Natomiast zupełnie nie tak to działa, że w normalnym życiu zamiast kłócić się na drodze, mógłbyś zastosować taki sposób rozmów z łamiącymi prawo. Spróbuję to wyjaśnić. Skąd się biorą moje nagrania? Widzę nieprawidłowe zachowanie, włączam kamerę i podchodzę. Zazwyczaj nie jest tak, że ten człowiek mi zagraża bezpośrednio, niszczy coś mojego. Nie mam do tego tak emocjonalnego stosunku w takiej chwili, bo to jest jakiś trawnik w innej części miasta. Dlatego mogę być spokojny. Inicjuję akcję, zaczynam nagranie bez emocji. Pamiętam bowiem o tym, że tym filmem chcę coś osiągnąć, więc on musi być dobry.

Czyli zupełnie nie chodzi Ci o to, żeby nauczyć czegoś tego jednego konkretnego kierowcę, który np. zaparkował na przystanku autobusowym?

A skąd! Nie mam żadnego przekonania, że to czegoś tego konkretnego człowieka nauczy. Chcę mieć tylko dobre nagranie.

I nie zależy Ci na zmianie postaw ludzi? Zaskakujesz mnie…

Poczekaj, nie powiedziałem, po co mi to nagranie. Musi być dobre, żeby film zainteresował ludzi w sieci, stał się popularny. Wtedy dotrze do szerokiego grona. I to ma dla mnie sens.

Na miejscu akcji myślę więc tylko: muszę nagrać coś dobrego. Reszta – czy jak to nagranie ma szansę zmienić świat, jak będzie dla mnie zarabiać – jest w takich momentach na drugim planie. No i tu masz też odpowiedź, dlaczego potrafię być spokojny przy takich akcjach z kierowcami.

Nie wierzę jednak, że zawsze udaje Ci się taki spokój zachować.

Są sytuacje, gdzie facet przejeżdża samochodem 10 cm ode mnie jadącego rowerem. Doganiam go na światłach. I wtedy jestem zdenerwowany, trzęsie mi się głos, ręka z telefonem. Wybucham, przeklinam. Bo wtedy to jest sytuacja, która mnie bezpośrednio dotyka i czuję się zagrożony.

Wracając do ludzkich postaw. Naprawdę nie masz nadziei na to, że zetknięcie się z Tobą na ulicy coś w takim kierowcy zmieni? Że on może coś zrozumieć, że nie zaparkuje już na środku chodnika?

To po prostu nie jest cel mojego nagrywania. Czasem jest jakaś mała satysfakcja, jak na niedawnym filmie o parkowaniu na trawie, gdzie rozmawiałem z kierowcą po angielsku. Zarzekał się, że już więcej tak nie zaparkuje. I super.

Tylko to nie zmienia świata. Takich kierowców w Warszawie są codziennie dziesiątki tysięcy. Zaparkują nielegalnie tylko dlatego, żeby oszczędzić kilka złotych na parkomacie. Jak zmienię osobiście jednego kierowcę, albo nawet stu, to to i tak nic nie da.

Dlatego też na przykład spokojnie nakłaniam tych kierowców, żeby wzywali policję. Bo uważam, że jak policjanta czegoś da się nauczyć, to zadziała lepiej. To oni mają pilnować porządku na drogach.

Policjantów trzeba uczyć, żeby zwalczali patoparkowanie albo zagrażanie pieszym na chodnikach?

Oj, uwierz mi – policjanci tak samo jak zwykli ludzie mają „samochodozę” we krwi. Etylina płynie w nich wartkim strumieniem.

To może chociaż po twoich akcjach w niektórych miejscach zauważasz zmianę? Idę o zakład, że sprawdzasz.

Na szczęście widzę. Dobrym przykładem jest miejsce na ul. Belwederskiej w Warszawie, tuż przed komendą policji. Tam sami policjanci parkowali niezgodnie z prawem. I nagrałem film, jak zmusili mnie do usunięcia się z chodnika, włączając sygnały. Po tym nagraniu już nigdy nie widziałem tam nieprawidłowo zaparkowanych samochodów. Widać nauczyli się, że nie można parkować niezgodnie z prawem.

A ludzie też się zmienili? Bo mam wrażenie, że coraz więcej osób dostrzega problem z niszczeniem chodników, z parkowaniem utrudniającym im życie.

Na pewno ludzie częściej zauważają nieprawidłowości. Natomiast wciąż są cisi. Nie reagują. Kiedy matka z dzieckiem w wózku nie może przejść obok zaparkowanego auta, to nie odezwie się do kierowcy i nie powie: „przepraszam, proszę odjechać”. Nie powie też tego jakiś senior. Będzie się po cichu przeciskał, obchodził.

Jak długo już tak filmowo rozmawiasz z kierowcami na ulicach Warszawy?

Dziesięć lat.

To długi czas na obserwację i wnioski. Czy nie jest tak – bo to się przewija na twoim kanale – że łamanie prawa za kierownicą jest bardzo egalitarne? Trawniki rozjeżdżają zarówno kierowcy zardzewiałych gratów, jak i panie w szpilkach w najnowszych mercedesach.

Pani z jednego z ostatnich filmów, wysiadająca w szpilkach w błoto na rozjechanym trawniku, wysiadła akurat z Land Rovera. Wysiadają tak jednak z jeszcze lepszych samochodów, to prawda.

Czy ten brak poszanowania innych i prawa jest zatem jakoś uniwersalny?

Buractwo i cwaniactwo są uniwersalne.

Poczekaj, ale mówiłeś przed chwilą, że kierowcy rozjeżdżają w stolicy chodniki, bo nie chcą płacić za parkomat. Ja nie wierzę, że ktoś zajeżdża Land Roverem i musi oszczędzić 5 zł.

Ta pani z Land Rovera poszła na siłownię, która ma wykupione miejsca parkingowe i można tam wjechać. A nawet jakby nie było miejsca, to dwie godziny nie zrujnowały by jej budżetu domowego. Przecież paliwo na dojazd kosztowało ją wielokrotnie więcej.

No to o co tu chodzi?

O to, że po prostu tacy ludzie są cebularzami! Żałują nawet 5 zł! Właśnie dlatego mają Land Rovery, że m.in. oszczędzają na parkowaniu kosztem nas wszystkich – czyli zniszczonych trawników czy chodników.

A może patologiczne parkowanie to taka nasza smutna norma. Robi się to od dawna i tak powszechnie, że może ludzie nie postrzegają tego jako zło?

Opowiem Ci pewną historię. Kiedyś mój szef w jednej robocie wygrał przetarg na pewną budowę. Dostarczał duży element konstrukcyjny. Byłem tam akurat na miejscu. I co widzę? Jedzie swoim małym samochodem z przyczepką, na którą zapakowali tę ogromną konstrukcję, ważącą parę ton. Zatrzymała ich policja.

I teraz najlepsze. Facet wziął za ten element tyle, że zarobił pewnie kilkaset tysięcy złotych. I pożałował jakiegoś ułamka tej kwoty na porządny transport ciężarówką z dźwigiem.

W Polsce ludzie dochodzą do dużych pieniędzy często dlatego, że po prostu kombinują. Oczywiście, nie wszyscy, nie generalizujmy. Jednak moim zdaniem często.

A ci ludzie w gruchotach? Ci azjatyccy dostawcy jedzenia itp.? Im naprawdę może być żal wydać 5 zł na parkowanie.

Tak, tu już chodzi o społeczną akceptację tych zachowań. Jak ukradniesz batonik w sklepie, to nie jest to w społeczeństwie dobrze postrzegane. Jeśli natomiast niszczysz przestrzeń publiczną i nikt ci za to nic nie robi, nie będzie wytykał palcem, to dlaczego tego nie zrobić?

I skąd to przyzwolenie?

Z PRL jeszcze. Głębokie przekonanie, że to, co nas otacza w kraju, to jest „niczyje”. Można z tym robić, co się chce.

Chyba kierowcy nie obawiają się też policji? Uważają, że dostaną pouczenie i cześć?

Skąd! Boją się. Jak tylko policja ma przyjechać, to zaraz uciekają. No i po filmie. Tych nagrań nie ma, bo nie ma co nagrywać.

Z twoich filmów wypływa też pewien obraz niezwykłego przywiązania do przedmiotu, jakim jest samochód. Jak tylko położysz rękę na aucie, to ludzie od razu krzyczą, że to ich własność, że nie wolno dotykać. Jakbyś ich co najmniej złapał za intymne części ciała.

Najczęściej mężczyźni tak reagują na dotykanie samochodów.

Może kobiety są mniej agresywne po prostu?

O nie, w ogóle nie są mniej agresywne!

No dobra, to co z tym dotykaniem auta?

Nie wiem. Ja nie jestem psychologiem. Zapytaj kogoś, kto się na tym zna. Mogę tylko potwierdzić, że tak jest. Z jednej strony krzyczą, jak się dotyka samochodu, z drugiej – tak jak jeden facet – jadą tak, że sami sobie połamią zderzak o mój rower.

Ostatnio nagrałem film, w którym kierowca denerwował się i zabraniał mi dotknąć kołem roweru jego auta. Natomiast zgodził się, żebym podeptał mu buty. I z tym nie miał żadnego problemu, tylko zapytał, czy lepiej się poczułem.

A poczułeś się?

Tak.

Dotykanie auta to jedno. Ty czasem pakujesz się tym ludziom do środka. To oczywiście na filmie jest zabawne. Jednak już chyba trochę ryzykowne?

Życie jest ryzykowne. Wiesz, jechałem kiedyś prawidłowo rowerem i zostałem potrącony. Czy mam z tego powodu przestać jeździć rowerem?

Posuwasz się jednak dalej. Raz zobaczyłeś źle zaparkowany samochód dostawczy. Ktoś zostawił w nim kluczyki. I przejechałeś nim na parking. To jak chwilowy zabór mienia.

Nie uważam, że to był zabór mienia. To było zabezpieczenie mienia! Dokładnie tydzień wcześniej przed tym nagraniem podobny samochód był zaparkowany w tym miejscu na pętli autobusowej i ja kierując autobusem go uszkodziłem. Nie zmieściłem się. Lekkie otarcie na zawiasie drzwi, ale stało się. Moja wina, nie zachowałem ostrożności.

Zatem, jak zobaczyłem, że stoi auto w tym samym miejscu i wiedząc, że może się ponownie coś takiego stać, zabezpieczyłem komuś mienie.

Ci, którzy śledzą twój kanał, wiedzą, że jesteś zawodowym kierowcą i prowadzisz miejskie autobusy w Warszawie. Ludzie Cię już rozpoznają?

Zdarza się, że kilka razy dziennie mnie ktoś rozpoznaje na ulicy czy w autobusie.

I jakie są to spotkania?

Zdziwisz się pewnie, ale nigdy nie podszedł do mnie żaden hejter, a w sieci mam ich naprawdę wielu. Zawsze te spotkania są miłe. Na przykład zajeżdżam na przystanek, otwieram drzwi, a pasażer przed wyjściem się obraca i mówi: „dziękuję za to, co pan robi panie Wojciechu i życzę miłego dnia”.

W sieci Ci jednak pewnie nie odpuszczają. Dostajesz pogróżki?

Tak, dostaję. Przez długi czas najczęściej to ignorowałem. Teraz robię screen takiej wiadomości – bez ukrywania twarzy i nazwiska – i publikuję to na swoim profilu.

Niektórzy na filmach grożą Ci pozwami. Inni w Internecie wypisują, że na pewno „spotkacie się w sądzie”. Ktoś Cię już pozwał za to, że blokujesz mu wyjazd z chodnika?

Nie, nikt mnie za to nie pozwał. Mam jedną sprawę w sądzie, ale o coś innego. O wulgarne zachowanie na ulicy, oplucie samochodu i o jazdę na rowerze z telefonem komórkowym w ręku. Z tym, że ta, która mnie oskarżyła, ma dokładnie identyczna sprawę o dokładnie te same wykroczenia założoną przeze mnie. Oskarżam ją też o nakłanianie do rozboju – zatelefonowała po znajomego, który zjawił się na miejscu naszej sprzeczki, pobił mnie i wyrwał telefon. Do dziś tego telefonu nie odzyskałem.

Czyli zdarzają się też i ostrzejsze akcje z kierowcami?

Owszem. Miałem już złamaną rękę, złamany nos… Wiesz, prowadzenie takiego kanału na YouTube to nie jest łatwy chleb.

Są koszty zdrowotne, ale może przynajmniej da się z tego żyć?

Jeśli zajmowałbym się tym tak na 100 procent, na etat, to chyba już mógłbym żyć z tego lepiej niż z pracy kierowcy autobusu.

YouTube wyświetla reklamy i dzieli się ze mną tym dochodem. Oprócz tego mam profil zbiórki na kanał na Patronite. I od razu wyjaśnię – bo padają takie zarzuty, że zarabiam na filmikach, a jeszcze robię zbiórki pieniędzy – to ludzie prosili mnie, żeby założyć zbiórkę, bo chcą mnie wspierać. Znalazł się człowiek, który mi wszystko ogarnął, założył Patronite, zrobił grafiki, czołówkę do filmów. Ja nigdy nie proszę ludzi o pieniądze.

Powinienem zapytać na początku, ale zapytam przekornie na końcu. Jak to właściwie się zaczęło?

Planuję zrobić o tym cały film pełnometrażowy „Moja samochodoza”, w którym to opowiem. Zdradzę Ci jednak w skrócie, jak to było.

Mieszkałem na Ochocie i chodziłem z ulicy Białobrzeskiej na Dworzec Zachodni pieszo. Nie było tam jeszcze tych wszystkich biurowców. Był chodnik zamieniony w nielegalny dojazd do nielegalnych miejsc parkingowych na trawniku. Chodnik był połamany, zalany błotem. Wtedy było akurat Euro 2012, kibice z całego świata chodzili tam po tym błocie ze mną. To wtedy zacząłem rozmawiać z kierowcami. I stamtąd pochodzi słynny już film z wymianą zdań: „Nie mógł pan zaparkować tam kawałek dalej, legalnie?” – „Tam jest k…wa płatne!”.

Miałem prywatny kanał YouTube i zacząłem wrzucać te filmiki z kierowcami do sieci. Dokładnie pamiętam, że w październiku 2013 r. jechałem w nocy rowerem – bo to był tandem, który kupiłem na nasz ślub – i odebrałem wiadomość od kolegi: „Wojtek, jesteś na Wykopie!”. Nie miałem pojęcia, o co chodzi. Rano zobaczyłem, że mój film ma 100 tys. wyświetleń, a normalnie oglądało je po kilka tysięcy osób. No i tak to się właśnie zaczęło.