Connect with us

Rozmowy i opinie

Śledztwo obywatelskie na A1. Służby dały popis nieudolności

Opublikowano

-

Prawie wszyscy myśleli, że to co się stało po wypadku w którym na autostradzie pod Łodzią spłonęła rodzina to była próba tuszowania. Niestety jest gorzej – polska policja dała popis skrajnej nieudolności i dziadostwa. Jedyna dobra wiadomość jest taka, że od środy państwo polskie posiada urządzenie do odczytywania czarnych skrzynek z samochodów. Ale ona jest również obezwładniająca – jak do tej pory policja badała wypadki? Dostaliśmy też dowód, że policyjne statystyki wypadków nadają się na śmieci
Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworzni Fot. arch. prywatne

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie Fot. arch. prywatne

Co się wydarzyło dwa tygodnie temu? Syn majętnego przedsiębiorcy przerobił sobie BMW ze sportowego na jeszcze bardziej sportowe. Do czterystu koni dołożył kolejne dwieście tak, że mechanik musiał nie tylko zdjąć fabryczny kaganiec ograniczający prędkość do 250 km/h ale też założyć nową tarczę zegarową wyskalowaną do 330 km/h (zanim ta informacja zniknęła z sieci to przy aplauzie petrolhadów mechanik tym się przechwalał). Był piękny wieczór, kiedy z kolegami postanowili się przejechać i być może zamknąć budzik. Odcinek autostrady za węzłem Rzgów świetnie się nadaje – autostrada poszerza się do trzech pasów i do Piotrkowa jest na niej mały ruch.

Był, ale jak już się rozpędzili do trzech stów na horyzoncie pojawił się zamulacz na lewym pasie. Dali po długich kilka razy, żeby pogonić dziada. Za wolno się zbierał, więc kierowca zdecydował, że weźmie go z prawej, środkowym pasem. Ale poganiane auto zaczęło na niego zjeżdżać. Kierowca powiedział później strażakom, że “zamulacz” zajechał mu drogę.

Ślady są widoczne do dziś na jezdni. Pojechałem je obejrzeć to wiem. Ponad dwieście metrów szarpanego ABS hamowania do uderzenia w tył samochodu, do której doszło przy 253 km/h. Potem są pokręcone ślady obracającego się auta z rodziną, zniszczona bariera od której odbił się staranowany samochód, sto metrów dalej wypalony kawał asfaltu na poboczu. Dwieście metrów dalej zatrzymało się BMW. Kalkulator hamowania z trzech paczek daje jasną odpowiedź. Żeby się zatrzymać z takiej prędkości potrzeba ponad pół kilometra. Czyli wszystko się zgadza.

Kiedy byłem na miejscu wypadku miałem w głowie krzyk płonącej żywcem rodziny z małym dzieckiem i koszmarne wkurzenie na to co się zaczęło dziać po nim. Policja uznała, że BMW nie miało nic wspólnego z wypadkiem. I puściła pasjonatów szybkich samochodów wolno. Tak, żeby mogli swobodnie uzgodnić swoje wersje?

Nie było dotąd w historii większego śledztwa przeprowadzonego przez społeczeństwo. To nie policja a zwykli ludzie ustalili co się wydarzyło. Ludzie przysłali nagrania z wypadku i je zinterpretowali, łącznie z ustaleniem prędkości BMW. Znaleźli właściciela auta, warsztat, gdzie został przerobiony, nawet ślubne zdjęcia sprawcy mimo że po wypadku zostały starannie ukryte.

Dokładnie odwrotnie jak stało się kilkadziesiąt lat temu przy zbrodni połanieckiej. Już mało kto o niej pamięta, mimo że był o tym nawet film fabularny. W pasterkę pewien badylarz postanowił potrącić samochodem rodzinę wracającą z kościoła, z którą miał odwieczny konflikt. Nie udało się ich zabić samochodem więc z kolegami dobił rannych. A wszystko na oczach 30 pasażerów autobusu wracających z kościoła. Nowobogacki rozdał pasażerom kilkaset tysięcy złotych i kazał przysięgać na różaniec, że nie pisną słowa. Tylko dzięki uporowi milicjantów udało się rozwikłać tę zbrodnię i złamać zmowę milczenia choć nie do końca. 18 osób poszło siedzieć za składanie fałszywych zeznań. Mordercy dostali dwa wyroki śmierci i dożywocie.

Wracamy do dziś – policja popisała się tak skrajną nieudolnością, że bolą zęby. To naprawdę wyglądało na tuszowanie. Mnie martwiło jedynie, czy zabezpieczyli zapis z dookólnej kamery BMW i czarną skrzynkę. Naiwny myślałem, że badanie pamięci rejestratora danych samochodów to standard przy takich wypadkach. Kiedy Ziobro przyznał, że dopiero teraz kupili taki sprzęt, to mnie zamurowało.

Jak poprawiać bezpieczeństwo na drogach kiedy dane statystyczne nie są wiarygodne? Najwięcej wypadków podobno było z powodu wymuszenia pierwszeństwa a dopiero na drugim miejscu winna była nielegalna prędkość. To mi się kompletnie nie spinało obserwując na co dzień zdarzenia z lokalnych dróg i wiedząc jaki jest mechanizm dochodzenia do wypadków.

Możemy dziś być pewni jednego – jeśli policja choć w części bada zdarzenia tak jak pod Łodzią, to statystyki są warte śmieci. Moje zdanie jest tym bardziej jednoznaczne – przyczyną wypadków jest ewolucyjne niedostosowanie naszych ciał do prowadzenia pojazdów z prędkościami większymi niż naturalne, ale już przyczyną śmierci i kalectwa jest prędkość i wynikająca z jej energia kinetyczna. Żeby przestać się zabijać musimy zwolnić do prędkości opisanych na znakach. Nie ma innego ratunku.

I jeszcze jedno zrobiłem wobec tej policyjnej kompromitacji godnej nawet granatnika na komendzie głównej – kupiłem kamerkę do auta. Szybkoalebezpieczni – strzeżcie się!

Autor jest zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie Fot. arch. prywatne