Społeczeństwo
Można wydać na paliwo tyle samo, ile przed podwyżkami. Jest sposób
Opublikowano
3 lata temu-
przez
luzPo rosyjskiej agresji na Ukrainę ceny paliw oszalały. To najlepszy czas, żeby polscy kierowcy zapoznali się z hasłem „ecodriving”. Powód jest kuszący: można zacząć spalać na trasach nawet o 30 proc. mniej paliwa i poczuć się podczas tankowania tak samo, jak przed wojną
Powiedzmy to sobie szczerze – Polacy potrafią oszczędzać na wszystkim, także w sprawie samochodów. Tanie zamienniki do napraw, dojeżdżanie opon do łysego. Widzimy to na co dzień. Pewną dumą w męskich przechwałkach od dekad jest też wyznawanie, jak mało pali posiadany samochód. Tu jednak paradoksalnie nigdy nie współgrało to ze stylem jazdy.
W Polsce kierowcy nie potrafią uzmysłowić sobie, że to, ile płacą przy dystrybutorze, ma związek z tym, jak właściwie jeżdżą samochodem. Przykłady? Zobaczycie je w każdym mieście. Rozpędzeni do maksymalnej prędkości na ulicach (a często jeszcze, niestety, powyżej dopuszczalnych prędkości), wszyscy jadą twardo takim tempem, choć na sygnalizacji świetlnej w oddali widać już zmianę świateł, albo nawet sygnał czerwony. Maksymalna prędkość – i nagłe hamowanie przed stojącymi na skrzyżowaniu. I tak samo na następnym skrzyżowaniu. I następnym…
Dlatego ci, którzy dziś z przerażeniem obserwują cyferki na dystrybutorach stacji paliw – a ceny wzrosły od początku marca o 30-40 proc. za litr – powinni jak najszybciej zapoznać się z hasłem „ecodriving”.
Można jeździć taniej. I da się tego nauczyć
– Kiedy zacząłem jeździć w inny sposób, obniżyłem spalanie swojego samochodu o 30 proc. – mówi Adam Bernard, instruktor Ośrodka Doskonalenia Techniki Jazdy Tor Modlin. – A mieszkam w Warszawie i dojeżdżam do pracy do Modlina i jeżdżę skodą ocavią z silnikiem benzynowym o pojemności 1,4 l. Wcześniej na tej około 30-kilometrowej trasie miałem spalanie rzędu 7,9-8,2 l na 100 km. Obecnie spalanie mojego auta to 5,1-5,4 l na 100 km.
Zdaniem Bernarda nie ma w tym żadnej magii i nie trzeba do tego niezwykłych umiejętności. Jak więc to osiągnąć? – Przede wszystkim trzeba zacząć trochę płynniej operować gazem – radzi Bernard. – Dużo więcej trzeba zacząć planować i patrzeć do przodu przed siebie na trasie, czyli wliczamy w to m.in. hamowanie silnikiem. Trzeba też zacząć jeździć minimalnie wolniej. Tam, gdzie mogłem wcześniej jechać 120 km/h, jeżdżę obecnie do 100 km/h. Należy też mieć większą koncentrację na drodze i antycypować sytuacje przed nami. Widzę czerwone światło w oddali, to puszczam gaz 400 m wcześniej i z 90 km/h zwalniam do 60 km/h i zanim dojadę do sygnalizatora, to mam już zielone – oczywiście obserwując co dzieje się za mną i współgrając z innymi uczestnikami ruchu. Czas dojazdu do pracy prawie się nie zmienił. Jadę może 3-4 minuty dłużej. To żadna różnica – podkreśla.
Zmiana czasu dojazdu nie jest też radykalna, gdy weźmie się pod uwagę dłuższe, autostradowe czasy. Na polskich autostradach większość kierowców jeździ 140 km/h, choć jazda o 20 km/h oznacza spalanie mniejsze nawet o 1 litr benzyny na 100 km. Przy niemałej jak na polskie warunki trasie liczącej 300 km, jadąc 140 km/h dojeżdżają do celu zaledwie 15 min wcześniej. – a czasem nawet nie bo czerwone światło, „korek”, spowolnienie ruchu – To trzy piosenki w radiu. A przecież trzeba i tak jeszcze stanąć po drodze na kawę, do toalety… Tymczasem przejazd 120 km/h oznacza oszczędzenie 3 litrów paliwa. To zysk, dzięki któremu można przejechać następnych 50 km.
Adam Bernard zwraca też uwagę na właściwe dobieranie przełożeń skrzyni biegów. Za duże obroty na niższym biegu oznaczają wyższe spalanie. – Choć oczywiście trzeba na to patrzeć rozsądnie i z uwagą. Bo na przykład komputer w samochodzie może podpowiadać już dosyć wcześnie propozycję zmiany biegu na wyższy, a tymczasem dojeżdżamy do wzniesienia czy zakrętu, więc i tak trzeba będzie redukować – mówi instruktor Toru Modlin. I dodaje: – Ważna jest też redukcja biegów w dół. I tu już nie wszyscy potrafią to robić. Nawet instruktorzy nauki jazdy. Zdarza się, że ludzie redukują biegi na wciśniętym sprzęgle. Machają tym lewarkiem w skrzyni, od np. 4 do 2, ale nie puszczają sprzęgła. To jest bez sensu.
Kierowcy, którzy mają prawo jazdy od dekad, na pewno pamiętają jeszcze czasy, gdy szoferzy PKS jadąc z górki wrzucali auto na luz. Taką „oszczędność” eksperci jednak stanowczo odradzają. – To jest kiepski pomysł z kilku powodów – wskazuje Adam Bernard. I wylicza: – Po pierwsze, auto wówczas i tak spala paliwo. Po drugie, mamy niedociążoną oś przednią. W warunkach zimowych czy jesiennych łatwiej wpaść w poślizg niż przy hamowaniu silnikiem, które dociąża nam oś skrętną. Po trzecie, przy hamowaniu silnikiem pojazd się nie rozpędza, a jak wrzucimy na luz z góry, to zacznie przyspieszać, więc będziemy musieli potem hamować.
Firmy od dawna kupują takie szkolenia, a prywatni kierowcy?
W Ośrodkach Doskonalenia Techniki Jazdy firmy dla swoich kierowców od lat wykupują szkolenia właśnie z ecodrivingu czy szkolenia z jazdy defensywnej. Bo firmy od dawna mocno zwracają uwagę na wydatki. A takie szkolenie pozwala je mocno ograniczyć. Mniej spalonego paliwa we flotach, to gigantyczny zysk w stosunku do ceny szkolenia. – Niektóre firmy, szkolące się od dekad, w ogóle już przeszły z modelu szkoleń na płytach poślizgowych na szkolenia jazdy defensywnej czy ekodrivingu – przyznaje Bernard. – Moim zdaniem dobrze te szkolenia uzupełniać. Na płytach nauczymy techniki jazdy, a w jazdach po mieście – myślenia na drodze.
Szkolenie z jazdy ekonomicznej z instruktorami Toru Modlin trwa dwie godziny, odbywa się w ruchu miejskim i kosztuje 550 zł. Dość szybko się zwróci. Napełnienie 50-litrowego baku diesla przy cenie 8,2 zł to dziś 410 zł. Oszczędność nawet 30 proc. paliwa dzięki umiejętności jazdy ekonomicznej oznacza zwrot samego szkolenia po niecałych pięciu tankowaniach.
– A przecież oszczędzi się więcej niż paliwo – przekonuje Rafał Zięba, prezes Toru Modlin. – Bo jeżdżąc ekologicznie oszczędza się też przecież materiały eksploatacyjne samochodu. Mniej zużywa się opony, klocki hamulcowe – wylicza. I opisuje, jak wygląda zasad szkolenia w Modlinie: – Najpierw rozpoznajemy styl kierowcy. Obserwujemy. Potem instruktor omawia jazdę i wskazuje błędy. Przedstawia też zasady jazdy ekonomicznej, zwraca uwagę na wszystkie elementy i tłumaczy, jak one wpływają na jazdę.
Tekst powstał przy współpracy z ekspertami Toru Modlin