Rozmowy i opinie
Tomasz Tosza: Dlaczego pierwszeństwo pieszych na przejściach działa?

Opublikowano
4 lata temu-
przez
luzGdy zmiana prawa w Polsce wejdzie w życie, to będzie tak jak po przekroczeniu granicy zachodniej – całkowita zmiana zachowań – nagle okaże się, że do prowadzenia samochodu wymagane jest włączenie bardziej skomplikowanych procesów myślowych związanych z przewidywaniem i odgadywaniem intencji i myśli innych użytkowników dróg poruszających się pieszo lub rowerem

Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Fot. archiwum prywatne
Cieszy mnie kolejny wylew dyskusji o pierwszeństwie pieszych na przejściach. Projekt ustawy trafił do Sejmu i jest jedną z tych ustaw, które wzbudzają – i słusznie – emocje. Nie ma najmniejszego znaczenia, że większość podniesionych i oburzonych głosów części kierowców, którzy przyzwyczajeni są do dzikiej jazdy po polskich ulicach, jest przeciwnych zmianom. Staram się ich zrozumieć, jak za każdym razem kiedy zdrowy chłopski rozum podpowiada, że to niezgodne z intuicją. Rzecz w tym, że intuicja najczęściej się myli, gdy mamy do czynienia ze zjawiskami, które są nam obce kulturowo i ewolucyjnie. Dyskusja jest potrzebna, bo przepis musi trafić do świadomości ludzi. Im będzie bardziej gorąca, tym lepiej, bo nowy przepis będzie miał szansę szybko przynieść efekty.
Dlaczego pierwszeństwo pieszych na przejściach działa? Bo działa. I doświadczenia państw, które je wprowadziły są tego jednoznacznym dowodem podobnie jak doświadczenia państw, gdzie funkcjonuje on od dawna. W Polsce pieszy nie ma dotąd pierwszeństwa przed przejściem, a kiedy się pojawia w momencie wejścia na zebrę to jest dość iluzoryczne – kilkuset pieszych ginie co roku próbując przejść przez jezdnię, tysiące zostaje kalekami, jeszcze więcej zostaje rannych. No właśnie – dlaczego?
Mózg jest leniwy
Właściwa odpowiedź brzmi – bo jesteśmy dziećmi dwóch milionów lat ewolucji. Nie trzech i pół, kiedy australopitek stanął na nogi i zaczął oglądać świat wyprostowany parą oczu skonstruowaną przez ewolucję do widzenia w świetle dnia (ewolucja uznała, że zbędne nam jest widzenie w nadfiolecie i podczerwieni), ze stożkiem ostrego widzenia sięgającym kilkunastu stopni i dziesięciokrotnie większym zakresie widzenia nieostrego. Do życia, jakie kolejne gatunki człowiekowatych prowadziły, było to zupełnie wystarczające. Rewolucja zaczęła się tak naprawdę wtedy, gdy człowiekowi wyprostowanemu (erectus a później habilis, czyli zręcznemu) zaczął się bardzo intensywnie rozwijać płat czołowy i zmysł społeczny, który się w nim ulokował. Zwierzęta żyją w teraźniejszości i kierują się wdrukowanymi w kod genetyczny instynktami. W płacie czołowym pojawiła się zdolność myślenia, przewidywania, odgadywania intencji. Staliśmy się ludźmi dzięki temu, co wydarzyło się w naszych mózgach. Im bardziej rozwijał nam się płat czołowy, tym bardziej skomplikowane zdolności nabywaliśmy, które pomagały małym społecznościom łowców i zbieraczy przetrwać w nieprzyjaznym świecie. W płacie czołowym narodziły się język, kultura, sztuka, religia, wynalazczość, ciekawość rzeczywistości, poczucie bytu, rytuały i skomplikowane relacje społeczne. Zwłaszcza te ostatnie wymagały umiejętności, których nie mają zwierzęta. Zdolności przewidywania i odnajdywania ciągów przyczynowo-skutkowych. Intencjonalność wyższych rzędów.
Większości ludzi do obecnego życia wystarczy prosta świadomość siebie – pierwszy stopień intencjonalności – i umiejętność wyobrażenia sobie sposobu myślenia innych ludzi – drugi stopień. Kolejne stopnie wymagają bardziej intensywnych procesów myślowych, które radykalnie zwiększają zużycie energii. Nasz mózg, choć stanowi dwa procent masy ciała, zużywa 20 procent energii potrzebnej do życia. A ewolucja robi wszystko, żeby efektywnie gospodarować energią. Jeżeli nie musimy używać intencjonalności wyższych rzędów, to większość osobników naszego gatunku tego nie robi.
Gdyby trzystutysiącletnią historię naszego gatunku przedstawić jako rok, to samochód wynaleźliśmy po południu 30 grudnia. Czyli nie daliśmy ewolucji szansy na to, by zaopatrzyła nas w ciała przystosowane do poruszania się samochodami, ani tym bardziej umysłów, które by w tym dość nienaturalnym sposobie poruszania się nas wspomogły. W przypadku polskiego podejścia do pierwszeństwa pieszych nawet sobie zaszkodziliśmy.
To nie chodzi tylko o to, że kierowcy nie rozglądają się w rejonie przejść dla pieszych. Rozglądanie się to warunek konieczny, żeby pieszego dostrzec. Kątem oka nie zobaczymy stojącego przy krawędzi jezdni pieszego z przyczyn fizjologicznych – znajdować się on będzie w strefie nieostrego widzenia. Szybko jadąc, czyli z prędkością nienaturalną – jest jeszcze gorzej – obraz rzeczywistości jaki dociera do naszej głowy ma kształt wąskiego tunelu. Im większa prędkość, tym jest on ciaśniejszy. To dlatego moment, w którym kierowca widzi głowę pieszego wbijającą mu się przez szybę do kabiny jest pierwszym, w którym go widzi.
Empatia wyłączona
Ale nie deficyty naszych widzenia i sposobu w jaki mózg przetwarza sygnały elektryczne płynące z gałek ocznych na obraz w jaźni są największym problemem. Myślę, że byłbym w stanie obronić tezę, że radykalną poprawę bezpieczeństwa uzyskalibyśmy gdyby dopuścić do ruchu wyłącznie kabriolety. Zamknięcie przedstawicieli gatunku homo sapiens w szklano-stalowej puszce wyłącza im dużą część społecznych zachowań i tego właśnie sapiens – myślenia. Zwłaszcza gdy damy im reguły poruszania się po drogach sprzeczne z psychofizycznymi predyspozycjami.
Skoro ewolucja promuje oszczędzanie energii, to nasze ciała będą robiły wszystko, żeby jej za dużo nie zużywać. Jeśli procesy myślowe wymagające przewidywania, tworzenia ciągów przyczynowo-skutkowych zużywają energię tak jak wdepnięcie gazu do dechy w samochodzie wyposażonym w V8 powoduje wytworzenie się wiru w zbiorniku paliwa, to zupełnie naturalnym jest, że jeśli będziemy w warunkach umożliwiających niemyślenie, to nie będziemy myśleć. Pozostaniemy na pierwszym, drugim poziomie intencjonalności mimo że ewolucja pozwoliła nam ich wykształcić sześć (choć tylko z tego ostatniego korzystają geniusze).
Nowe prawo jak przycisk w mózgu
Zmiana prawa o pierwszeństwie niesie za sobą radykalną zmianę reguł gry. Dotąd – potrąciłeś na pasach pieszego, a nawet zabiłeś go, to w Polsce miałeś duże szanse wymigać się od odpowiedzialności, a nawet winą obciążyć zabitego. Skoro wypadek zdarza się raz na miliony przejechanych kilometrów, to ryzyko, że ci się to przydarzy jest żadne. Ryzyko, że potrącając pieszego zrobisz sobie krzywdę tym bardziej. Filozofia kierowców jest więc wulgarna – jest asfalt, to jadę.
Gdy zmiana prawa wejdzie w życie, to będzie tak jak po przekroczeniu granicy zachodniej – całkowita zmiana zachowań – nagle okaże się, że do prowadzenia samochodu wymagane jest włączenie bardziej skomplikowanych procesów myślowych związanych z przewidywaniem i odgadywaniem intencji i myśli innych użytkowników dróg poruszających się pieszo lub rowerem. Z opowiadań znam historię młodych Polaków pierwszy raz wjeżdżających starym golfem do Niemiec, gdzie pasażer ostrzegł kierowcę, że teraz oczy dookoła głowy, bo tu pieszy jest święty, a rowerzysta nawet bardziej, i jak wjedziesz w takiego to się tamtejsza policja nie pier…li.
Proponuję nie wierzyć, że polscy kierowcy nie będą w stanie zrozumieć intencji pieszych przed przejściem. Nasz rodzaj (od homo erectus) umiał to już dwa miliony temu. Bez umiejętności odgadywania intencji, gestów, porozumiewania się spojrzeniem nie bylibyśmy w stanie organizować polowań. Chociażby. Świetnie odgadujemy intencje cudzoziemskich pieszych w cudzoziemskich krajach gdy zbliżają się do przejścia. Posiadamy umiejętność wykształconą przez ewolucję, której autonomiczne samochody nie będą miały może nigdy.
Nowe prawo będzie niczym przycisk, który zgodnie z ewolucyjnymi mechanizmami wrzuci pracę mózgu na wyższy bieg. Sprawi, że kierowcy wreszcie dostrzegą białe malowanki na asfalcie i niebieskie znaki z czarnym ludzikiem. A rozglądając się będą mieli szanse dostrzec pieszych. Jakie będą tego koszty? Płat czołowy zużyje więcej energii. Przez setki tysięcy lat niezwykle cennej, i którą chroniliśmy, bo ciężko było ją zdobyć. Jak się ktoś za bardzo prowadzeniem samochodu zmęczy, to na stacjach sprzedają hot-dogi.
A zyski? Setki żywych ludzi. Warto.
Autor jest zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie