Rozmowy i opinie
Paweł Frątczak: kierowcy mają kłopot z podaniem lokalizacji wypadku
Często jeszcze lokalizacja dokładnego miejsca wypadku wymaga dłuższej rozmowy dyspozytora – mówi Paweł Frątczak, rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej
Opublikowano
10 lat temu-
przez
luzCzęsto jeszcze lokalizacja dokładnego miejsca wypadku wymaga dłuższej rozmowy dyspozytora – mówi Paweł Frątczak, rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej, który uczestniczył w pokazie symulowanej akcji ratunkowej na węźle Opacz pod Warszawą
Jak udały się dzisiejsze ćwiczenia służb ratunkowych podczas zorganizowanej przez GDDKiA symulacji karambolu?
Ocenę pozostawiam obserwatorom. Natomiast dziś obserwowaliśmy pokaz. To nie były do końca ćwiczenia. Nasze ćwiczenia, jako strażaków, przede wszystkim również sprawdzają realistyczny czas dotarcia do miejsca zdarzenia od momentu zgłoszenia. Dzisiaj zasoby ratownicze i nasze były tu kilkadziesiąt metrów od miejsca upozorowanego karambolu. To nie jest broń boże podważanie sensu dzisiejszego pokazu.
Ponadto wraki, które tu widzieliśmy nie są bardzo zniszczone. A kiedy dochodzi do prawdziwego karambolu, trudno nawet niekiedy rozpoznać markę pojazdu. Tak mocno zniszczone są samochody, w których znajdują się ludzie i do których trzeba uzyskać dostęp, ewakuować i udzielić pierwszej pomocy. Czas gra główną rolę. Strażak nie może się zawahać. Musi mieć świadomość, co robi i zadziałać tak, żeby nie spowodować dodatkowych obrażeń.
A na pokazie jednego aktora-poszkodowanego zalano prawie całego pianą…
Piana ma tak niewielką w sobie ilość wody, że na pewno temu komuś nic by się nie stało. Natomiast najważniejsze jest ugaszenie ognia. Wyobraźmy sobie, że ten samochód był objęty prawdziwym ogniem.
Co jeszcze jest takie ważne podczas akcji ratunkowej?
Bardzo ważnym elementem jest nie tylko koordynacja działań, ale również to, co leży po stronie świadków lub uczestników zdarzenia – określenie kierunku, jaka to droga, skąd i dokąd jadę, na jakim kilometrze się znajduję. To bardzo często właśnie wpływa na czas dotarcia ekipy ratunkowej.
I jak sobie radzą z tym Polacy – świadkowie lub uczestnicy wypadków?
Mam świadomość, że jeśli jestem uczestnikiem wypadku, to jestem w stresie. Że myślę o swoich najbliższych, którzy być może odnieśli obrażenia. Natomiast pozyskanie danych o miejscu wypadku jest niezbędne i musimy wspólnie budować świadomość wśród rodaków, którzy jeżdżą samochodami, że musimy się tego nauczyć. A jest jeszcze dużo do zrobienia. Lokalizacja miejsca wypadku wymaga niekiedy dłuższej rozmowy prowadzonej przez dyspozytora, wypytania się, zdobycia jak największej liczby informacji. Apeluję – gdy nie jesteście pewni, że ktoś zadzwonił, bądźcie tymi drugimi, trzecimi i piątymi. Lepiej wykonać więcej telefonów, niż żadnego. Gdy kiedyś płonął kościół pw. św. Katarzyny w Gdańsku, to chociaż wiele osób, turystów nagrywało to telefonami, faktyczne zawiadomienie do służb dotarło po 31 minutach.
W kraju przybyło nam autostrad. Akcje ratunkowe są na nich pewnie trochę inne. Czy strażacy się do tego przygotowują, szkolą?
Jesteśmy jedną ze służb, która odbiera nowo zbudowane odcinki autostrad. To przede wszystkim sprawdzenie dojazdów, miejsc, które pozwalają nam na rozebranie zapór, które oddzielają pasy ruchu, wjazdy awaryjne. Zanim odcinek jest oddawany, przeprowadzane są na nim szeroko zakrojone ćwiczenia. Potem ćwiczenia są też prowadzone w trakcie użytkowania dróg – choć stanowi to niestety czasem utrudnienia dla kierowców, ponieważ trzeba jakiś odcinek zamknąć. Ale daje to gwarancję bezpieczeństwa tym osobom, które autostradami się poruszają. Jak wynika z danych policji na drogach ekspresowych i autostradach rzadko dochodzi do wypadków, ponieważ te drogi są bezpieczne.
rozmawiał Łukasz Zboralski