Rozmowy i opinie
Uwaga! Groźny polski wirus zmutował i zaraża kolejnych samorządowców

Opublikowano
4 lata temu-
przez
luzChoroba tocząca polskie samorządy do tej pory objawiała się wciskaniem pieszym odblasków zamiast poprawiania infrastruktury niebezpiecznych miejsc. Teraz jest nowa mutacja tego wirusa. Po zmianie prawa dotyczącego pieszych samorządowcy zamiast przebudowywać przejścia na bezpieczniejsze, zaczęli malować napisy na chodnikach

Malowanie napisów przed przejściami w Kętrzynie. Źródło: FB burmistrza Kętrzyna – Macieja Wróbla
Ta choroba zżera nas od dziesięcioleci. Nazywa się “pozorowanie działań na rzecz BRD”. Szczególnie podatni są na nią samorządowcy, choć po prawdzie zapadalność na nią jest olbrzymia wszędzie tam, gdzie dotyczy służby publicznej – a więc ludzi, którzy jeśli mogą zrobić coś mniej lub nie zrobić nic, właśnie to wybiorą.
Mania roboty unikania
Od lat 90. objawem tej choroby była nawracająca mania. Opętani tym wirusem policjanci i samorządowcy jak najęci rozdawali w Polsce odblaski. Ponieważ wirus zaburza zdolność oceny własnych działań, przez ponad 30 lat nikt z nich nie zauważył, że rozdanie dziesiątek milionów odblasków nie poprawiło sytuacji polskich pieszych. Wciąż odbiegaliśmy od Zachodniej Europy. Na przejściach dla pieszych – oznakowanych dużymi odblaskowymi znakami – rozjeżdżano ludzi jak nigdzie indziej.
Można było tłumaczyć, że odblask na drodze jest elementem drugorzędnym, że uczenie pieszych właściwego poruszania się po drogach w zasadzie eliminuje sytuacje, w których są na kursie kolizyjnym z samochodem (chodzenie właściwą stroną drogi, poboczem, a w razie potrzeby skrajem jezdni i ustępowanie nadjeżdżającym pojazdom). Wszystko – krew w piach. Wójtowie, burmistrzowiem, marszałkowie byli nieuleczalni. Wirus w głowie podszeptywał im bowiem, że rozdanie odblaskowej chińszczyzny jest o niebo tańszym zyskiwaniem poklasku u nieświadomych wyborców niż planowanie przebudowy niebezpiecznych miejsc. A co dopiero powolne inne kształtowanie miejskich przestrzeni…
I tak nam się żyło tu nad Wisłą. Co festyn to odblaski. Co akcja BRD, to odblaski. A dekada za dekadą nikt nie umiał w danych pokazać, co to dawało. Ba, ostatecznie mieliśmy raport ITS, który pokazał w sumie fiasko tej “odblaskowej polityki”. Narozdawali setki milionów opasek, których nikt nie zakłada. A już na pewno ci najbardziej narażeni, którzy po pijaku szwendają się środkiem drogi poza miastem w nocy.
Malowanie to ściemnianie
Przyszło jednak nowe, oczekiwane. Polska zracjonalizowała przepisy drogowe dostosowując je po dziesiątkach lat do Konwencji Wiedeńskiej o ruchu drogowym i czyniąc przejście przez “zebrę” w świetle prawa bardziej bezpiecznym dla pieszych. Odtąd kierowcy mają ustępować pieszym jeszcze zanim ci znajdą się na pasach.
Nowe przyszło w kodeksie, ale w głowach pozostało stare. Podstępny wirus odblaskowy mutował i właśnie wykwita w umysłach samorządowców nową, potworną formą.
Zamiast od 1 czerwca rzucić się do audytów przejść dla pieszych, sprawdzić, gdzie jest problem infrastrukturalny i go naprawić, zamiast rzucić się do powiatowych komendantów, żeby tam, gdzie dopiero za jakiś czas uda się przebudować, docisnęli kierowców przekraczających masowo prędkości, samorządowcy zaczęli… malować napisy na chodnikach.
Z dumą (i poklaskiem nic nierozumiejących z tego wszystkiego suwerenów) prezentują – jak na przykład Kętrzyn – uroczyste namazanie na chodniku przed przejściem sentencji: “Odłóż telefon i żyj”.
Jaki jest tego sens? Żaden. Tak jak przy rozdawaniu odblasków. Dobrze wszak w Polce wiemy, że nie to jest istotnym problemem. Z badania ITS zamówionego przez Ministerstwo Infrastruktury pamiętamy, że ponad 90 proc. kierowców nie tyle nie wywiązuje się z ustawowego obowiązku zmniejszania prędkości przed “zebrą”, ale łamie obowiązujące tam limity! Natomiast podczas przechodzenia przez przejście telefonów komórkowych używa zaledwie 5 proc. pieszych. W tym zaledwie 1 proc. zajmuje się na “żebrach” dokładnie pisaniem czegoś w telefonie.
Lecz znów – okropny wirus, który zawładnął umysłami samorządowych zarządców dróg, podpowiada im, że malowanie farbą nie kosztuje prawie nic. A zdjęcie do gazety będzie. I jeszcze na Facebooku część nie rozumiejących zmian ani nie znających faktów przyklaśnie – domagając się jeszcze większego dyscyplinowania tych “świętych krów”, które mają czelność łazić po przejściach i powodować zatrzymywanie ruchu samochodowego.
(na marginesie: stawiam wniosek racjonalizatorski – napisy o odkładaniu telefonów powinny być wykonywane farbą fluorescencyjną. Inaczej w nocy piesi ich nie przeczytają. A jasnym jest, że wchodzący pod koła pieszy w nocy jest bardziej niebezpieczny niż wchodzący pod koła w dzień, gdyż słabiej go widać. Ostatecznie należy dołożyć tam odblaski do pobierania nocą!)
I choć zmiana przepisów powinna być racjonalnym impulsem do zmian nie tylko zachowania kierowców, ale i niedostosowanej infrastruktury, mutacja odblaskowego wirusa sprowadza efekt tej zmiany (na razie i w części miast, ale jednak) do wykwitu kolejnych akcji propagandowych, celowanych w marginalny problem.
Samorządowcy nie dostali leków osłonowych na tego wirusa. Nikt nie powiedział im, nie wytłumaczył, że zakazanie pieszym korzystania z urządzeń elektronicznych (ale tylko w sposób uniemożliwiający właściwą obserwację drogi) dopisano przy nowej zmianie prawa tak jak na Litwie tylko w politycznym celu. Zrobiono dopisek dotyczący marginalnego problemu, żeby łatwiej przegłosować projekt (bo kierowcy, także wśród polityków uznawali, że “pieszym też coś nakazano).
Można powiedzieć: lepiej to niż nic (jak piszą niektórzy w sieci). To nie jest prawda. Pozorowanie działań pozwala uniknąć działań prawdziwych. I są na to konkretne dowody.
Oto portal Gazeta.jawnylublin.pl przejrzał, z jaką ochotą samorządowcy wystąpili po unijne pieniądze na poprawę bezpieczeństwa m.in. dla pieszych. Mogli dostać 80 proc. dofinansowania na infrastrukturalne zmiany. Efekt? Małe zainteresowanie. Poza Mazowszem, gdzie wnioski przekroczyły kwotę dofinansowania na całe województwo (108 proc. kwoty), inni nawet nie chcą w pełni po te środki sięgnąć. W Lubuskiem, gdzie wskaźnik liczby wypadków z udziałem pieszych na milion mieszkańców wynosi zatrważające 235, złożono wnioski na 25 proc. kwoty przeznaczonej na to województwo. Lubelskie – wskaźnik 123, wnioski na 15 proc. dostępnej kwoty.

Jak samorządowcy zgłaszali się po pieniądze na poprawę BRD. Źródło: Gazeta.jawnylublin.pl
Czy odblaskowy wirus, który właśnie zmutował do wirusa chodnikowo-napisowego, nigdy już nas nie opuści? Nie! Wierzę, że ta choroba samorządowych zarządców dróg jest uleczalna. Jednym z leków – prawda, że gorzkim – są takie teksty dziennikarskie. Leków jest na pewno więcej. Szukajmy ich.
Łukasz Zboralski