Rozmowy i opinie
Rafał Grodzicki, WORD Warszawa: zamiast nakładać na młodych kierowców niższe limity prędkości, lepiej im pokazywać, jak ważne jest dostosowanie prędkości do warunków na drodze
Choć nie wszystkie zapisy ustawy wydają się doskonałe to szkoda, że zmiany przepisów dotyczące młodych kierowców wciąż są odkładane – mówi Rafał Grodzicki, zastępca kierownika Wydziału Szkoleń i Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego WORD w Warszawie

Opublikowano
7 lat temu-
przez
luzChoć nie wszystkie zapisy ustawy wydają się doskonałe to szkoda, że zmiany przepisów dotyczące młodych kierowców wciąż są odkładane – mówi Rafał Grodzicki, kierownik Wydziału Szkoleń i Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego WORD w Warszawie

Rafał Grodzicki, kierownik Wydziału Szkoleń i Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego WORD w Warszawie. Fot. arch.
Ponieważ nie działa system CEPiK 2.0 to po raz kolejny i na nie wiadomo jak długo odsunięte zostały zmiany przepisów dla młodych kierowców. Mieli przechodzić dodatkowy kurs i szkolenie na płycie poślizgowej. Może warto ważne rzeczy włączyć do systemu mimo niedziałającego CEPiK?
Rafał Grodzicki: Okres próbny przewidywał udział w szkoleniu między 4 a 8 miesiącem po uzyskaniu prawa jady. Miało to być dwugodzinne szkolenie teoretyczne organizowane przez wojewódzki ośrodek ruchu drogowego i jedna godzina szkolenia praktycznego w ośrodku doskonalenia techniki jazdy. Szkolenie w WORD miało uświadamiać zagrożenia związane z ruchem drogowym, natomiast szkolenie w ODTJ miało za zadanie uświadomić młodemu kierowcy zagrożenia wynikające z nadmiernej i niedostosowanej do warunków ruchu prędkości. Na szkoleniu tym młody człowiek nie miał się nauczyć techniki wychodzenia z poślizgu, ale miał zobaczyć, że przy pewnych prędkościach pojazd wpadnie w poślizg i nie uda się pokonać zakrętu.
I nie bez powodu takie szkolenie miało się odbyć między 4 a 8 miesiącem po zdaniu egzaminu i rozpoczęciu samodzielnego poruszania się po drogach. Taki okres próbny funkcjonuje w wielu krajach ponieważ z badań psychologicznych wiadomo, że po tych 4-6 miesiącach posiadania uprawnień do prowadzenia pojazdu człowiek nabywa pewności siebie za kierownicą i uznaje, że już dużo potrafi. Młodzi ludzie zderzają się wtedy z rzeczywistością i często zostają sprawcami ale i ofiarami wypadków drogowych. Te szkolenia miały temu zapobiegać i spowodować, że młodzi kierowcy zastanowią się nad tym, co potrafią, żeby potrafili sobie uświadomić, że nie są jeszcze mistrzami kierownicy i żeby pojawiła się refleksja dotycząca świadomości zagrożeń na drogach. Szkoda, że to się nie rozpoczyna. Oczywiście, każdy młody człowiek może i dziś wykupić sobie zajęcia w ODTJ. Tylko tych ośrodków nie ma jeszcze zbyt dużo.
No właśnie – jednym z zarzutów w sprawie okresu próbnego był ten, że w Polsce jest za mało ośrodków doskonalenia techniki jazdy, w związku z tym młodzi ludzie nie będą mieli gdzie się uczyć…
Te ośrodki by powstały, tylko zmienność prawa powoduje to, że żaden przedsiębiorca nie zaryzykuje i nie zainwestuje pieniędzy, skoro nie ma pewności, że takie przepisy wejdą w życie. Gdyby przedsiębiorcy taką pewność mieli, to ośrodki by powstawały jak grzyby po deszczu. Co do szkolenia teoretycznego to nie upieram się żeby to szkolenie musiało odbywać się w WORD-ach. Mogłoby być to przecież też realizowane w ośrodkach szkolenia kierowców. Ale tego młodego człowieka trzeba gdzieś przestrzec przed niebezpieczeństwami, które mu grożą. I oczywiście żałuję, że ten okres próbny w jakiejkolwiek formie na razie nie wchodzi.
A jako WORD bylibyście w stanie od razu udostępnić takie szkolenia teoretyczne? I czy dziś w ogóle są kierowcy, którzy sami z siebie czują potrzebę, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, czegoś, co pozwoli im poznać zagrożenia?
Byłoby to duże wyzwanie logistyczne dla każdego wojewódzkiego ośrodka ruchu drogowego. Trzeba by było bowiem wszystkich, którzy uzyskali wynik pozytywny na egzaminie przeszkolić. WORD w Warszawie jest przygotowany do tego, ma odpowiednią infrastrukturę, przygotowaną kadrę i współpracuje ze specjalistami, którzy mogliby nas wspierać tacy jak m.in. psychologowie transportu czy policjanci zajmujący się profilaktyką.
W chwili obecnej prowadzimy takie szkolenia dla firm, które mają floty i dbają o bezpieczeństwo kierowców. Nie jest to jeszcze bardzo popularne i nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że warto zainwestować w taką formę szkolenia. Mniej kolizji, mniej zwolnień lekarskich, stosowanie zasad ekonomiczniej jazdy to korzyści, które przekładają się na wynik ekonomiczny firmy. Na całym świecie wszyscy wiedzą, że trzeba inwestować w taką wiedzę pracowników i powtarzać cyklicznie takie szkolenia. A skoro grupa młodych kierowców statystycznie jest tą najczęściej powodującą wypadki, to pomysł, żeby do nich kierować takie szkolenia, jest dobry, ale jak widać od ładnych paru lat jakoś nie możemy zrealizować tego, co zostało zapisane w Ustawie o kierujących pojazdami.
Jednym z warunków okresu próbnego ma być mniejsza dopuszczalna prędkość na drogach dla młodych kierowców np. na autostradach mieliby jeździć najwyżej 100 km/h. Czy to dobry pomysł?
Moim zdaniem to trochę sztuczne ograniczenie. Bo jeśli warunki na drodze pozwalają to ja nie widzę powodu, by na drodze ekspresowej dwujezdniowej młody człowiek nie mógł rozwinąć prędkości 120 km/h. Bardziej należałoby młodego człowieka uświadamiać, że kluczem do bezpiecznej jazdy jest dostosowanie prędkości do warunków na drodze. Że na przykład przy złych warunkach atmosferycznych musi jechać wolniej. Ta świadomość jest ważniejsza niż takie sztuczne ograniczenie prędkości. Nie wszystkie zapisy tej ustawy wydają się doskonałe i część trzeba by sprawdzić, jak będzie to już funkcjonowało.
Wspomnę, że są tam też bardzo ważne zapisy dotyczące niejako monitorowania młodych kierowców na drodze. Nie będą mogli popełniać wykroczeń i tak jak inni kierujący. Po dwóch poważniejszych wykroczeniach taki kierowca będzie kierowany na szkolenie reedukacyjne. A po trzech wykroczeniach – będzie tracił uprawnienia i czekało go będzie ponowne szkolenie i egzamin.
A jak już pan wspomniał o sankcjach – to zmiany miały też nastąpić dla wszystkich kierowców w sprawie punktów karnych. Miało skończyć się likwidowanie sobie części punktów kilkugodzinnymi kursami i kierowcy mieli dopiero po uzyskaniu maksimum czyli 24 punktów być kierowani na długi 28-godzinny kurs – a po nim przez 5 lat nie mogliby zebrać znów 24 punktów. To chyba bardzo ważna zmiana, którą też szkoda wstrzymywać niedziałającym CEPiK-iem?
Dla niektórych grup kierowców punkty karne to dziś jedyny straszak, który hamuje ich zachowania na drodze. Bo dla części ludzi zapłacenie 500 zł mandatu nie stanowi problemu. A punkty karne dyscyplinują także tych, na których nie działają kary finansowe. W WORD prowadzimy kursy redukujące punkty karne. Na tych kursach widzimy często tych samych ludzi. Przychodzą, siadają w ostatnim rzędzie i zapłacili by nawet dużo więcej, byle byśmy im dali spokój. Psycholog i policjant uświadamia im zagrożenia związane z nieprzestrzeganiem przepisów ruchu drogowego, a oni tego nie chcą słuchać.
Gdyby nie było takiej możliwości, że przyjdą zredukować sobie punkty karne, to być może dyscyplina przestrzegania prawa na drogach byłaby większa. Więc upatrujemy w tym pomyśle możliwość poprawy bezpieczeństwa. Jeżeli kierowca nie będzie mógł przekroczyć po raz drugi 24 punktów karnych przez kolejnych pięć lat, bo straci uprawnienia, to może będzie jeździł zgodnie z przepisami . Wierzymy, że to przyniosłoby pożądany rezultat.
To zapytam pana jeszcze o takie pomysły, które nie pojawiły się w ustawie, ale pojawiają się ze strony społecznej. Jest na przykład postulat, żeby rodzic z prawem jazdy mógł douczać swoje dziecko przed egzaminem na publicznej drodze. Dobry pomysł?
Zdania co do tego pomysłu są podzielone. Przeciwnicy wskazują, że to wymaga od rodzica i opiekuna, żeby faktycznie był pedagogiem, dydaktykiem, kimś, kto potrafi nauczyć – a to jest bardzo trudna rola. Uważam, że nie wszyscy rodzice czy opiekunowie są przygotowani do tego, żeby nauczać jeździć. Nie każdy człowiek może być instruktorem nauki jazdy. Musimy też zapewnić bezpieczeństwo pozostałym użytkownikom drogi. Osoba nadzorująca kogoś w samochodzie, w którym nie ma możliwości ingerencji – czyli dostępu do pedału hamulca czy sprzęgła, jak ma to instruktor nauki jazdy – mogłaby z tym mieć poważny problem. W ośrodkach szkolenia kierowców są instruktorzy, którzy potrafią nauczyć bezpiecznego poruszania się po drogach publicznych.
Takie „doszlifowanie” umiejętności niech odbywa się później, gdy młody człowiek ma już prawo jazdy. Niech jeździ z rodzicem, ale już jako prawowity uczestnik ruchu drogowego. I tu widzę prawdziwą rolę rodzica, który po egzaminie na prawo jazdy powie dziecku: „Ja sprawdzę, czy ty wszystko potrafisz i podpowiem ci, kiedy czegoś nie będziesz wiedział, pomogę ci”. To jest prawdziwa odpowiedzialność. Niestety, jest to dziś bardzo rzadkie. Rola rodzica sprowadza się najczęściej do tego, że jak już dziecko ma prawo jazdy, to dostaje kluczyki i ma sobie jeździć, bo już umie.
Widzę też inny problem do rozwiązania. Gdyby moje dziecko robiło dziś kurs na prawo jazdy to ja nie mam żadnego wglądu w żaden z etapów tego szkolenia. Jako ojciec – a akurat mam uprawnienia instruktora nauki jazdy – nie mogę być na zajęciach z teorii, nie mogę brać udziału jako obserwator w czasie zajęć praktycznych. Dorośli często płacą za kursy swoich dzieci a nie mają żadnego wglądu w to, jak odbywa się proces szkolenia.
Toczy się też dziś dyskusja między urzędnikami a ośrodkami szkolenia dotycząca placów manewrowych i pojawiają się już takie postulaty, żeby na egzaminach w ogóle zrezygnować z zadań na placu manewrowym.
Mam mieszane uczucia. Nie miałbym nic przeciwko temu, by tego placu manewrowego nie było podczas egzaminu. Przypomnę bowiem, że jeszcze niedawno na placu odbywały się zadania parkowania, zawracania – a teraz jest to już sprawdzane w ruchu drogowym. Zadania egzaminacyjne na placu zostały ograniczone. Z drugiej jednak strony osoba, która przystępuje do egzaminu na kategorię B prawa jazdy realizując zadania na placu manewrowym niejako udowadnia, że panuje nad pojazdem. Mieliśmy przykłady, które pojawiały się w mediach, osób, które nie panowały nad pojazdem i wjeżdżały np. w płot na placu manewrowym. Przy solidnie przeprowadzonym egzaminie wewnętrznym w OSK takie rzeczy nie powinny się przytrafić. Jednak zdarzają się na egzaminach osoby ze słabszym przeszkoleniem, albo nie panujące nad stresem i ten plac manewrowy jest dla nich nie do przejścia.
Nam, egzaminatorom, plac jest dziś potrzebny głównie do tego, byśmy mieli pewność, że będziemy bezpieczni podczas jazdy w ruchu drogowym. Bo jeśli ktoś nie potrafi manewrować pojazdem i pojechać do przodu czy do tyłu po łuku, to nie mamy pewności, że osoba egzaminowana, egzaminator i inne osoby w ruchu drogowym będą wtedy bezpieczne. A to egzaminator jest odpowiedzialny nie tylko za swoje bezpieczeństwo i tego, kto zdaje egzamin, ale też za bezpieczeństwo wszystkich osób, które uczestniczą w ruchu drogowym. WORD realizuje w tej sprawie zadanie państwa. Egzaminator potrafi ocenić kwalifikacje kandydata na kierowcę i jeśli ustawodawca ustali, że egzamin będzie wyglądał trochę inaczej, że pewnych zadań nie trzeba wykonywać to WORD się do tego dostosuje.
rozmawiał Łukasz Zboralski
Tekst powstał przy współpracy z WORD w Warszawie