Rozmowy i opinie
Kierowcy głoszący przewagę nieuchronności kary nad jej wysokością to ci, którzy chcą, by wszyscy jeździli wolniej?
Opublikowano
9 miesięcy temu-
przez
luzZ psychologii miałem piątkę, ale to był tylko przedmiot, więc pozwolę się zwrócić do czytających mnie psychologów z pytaniem – czy opowieści szybkojeżdżących kierowców, że lepsza od wysokich mandatów jest nieuchronność kary nie bierze się z tego, że podświadomie oni chcieliby jeździć wolniej i zgodnie z przepisami, ale nie pozwala im na to dziś poczucie frajerstwa i bycia uważanym za żeński narząd płciowy na drodze?
To jest niezwykle typowa teza stawiana przez niezadowolonych z podniesienia stawek mandatów kierowców. Podobno prędkość przekraczają wszyscy. Jednak w systemie,w którym policjantów drogowych jest za mało, i to na tyle mało, że głównie zajmują się mandatowaniem postukanych na drodze kierowców i na wszystko inne brakuje czasu, to otrzymanie mandatu za zbyt szybką jazdę jest tak naprawdę objawem pecha.
Ich to niemiłosiernie wkurza, że dawniej można było na mandat machnąć ręką, a dziś już się przed żoną nie ukryje wydatku tysiąca i więcej złotych z domowego budżetu. I płacić trzeba od razu bo przecież bez zapłacenia nie zaczną biec terminy przedawnienia punktów.
To z gruntu niesprawiedliwe, że przekraczają wszyscy a pech chciał, że na nic trafiło… I boli. I wtedy prawie zawsze pojawia się podnoszona przez nich kwestia, że nieuchronność kary jest lepsza niż wysokie mandaty.
Skąd to się bierze? Przecież logicznym jest, że w przypadku nieuchronności mandatu za zbyt szybką jazdę czy przejeżdżanie na czerwonym wszyscy, ale to absolutnie wszyscy będą musieli zwolnić do legalnej prędkości tak jak to robią natychmiast po przekroczeniu południowej lub zachodniej granicy naszego państwa. Czy ta tęsknota za nieuchronnością kary nie wyraża przypadkiem pragnienia jeżdżenia z legalną prędkością bez poczucia bycia jedynym na niej frajerem? Gdyby tak wszyscy nie przekraczali, to nikt by się frajerem nie czuł. A przecież nie ma nic gorszego niż poczucie bycia przegrywem.
Może oni podświadomie chcieliby czuć się za kierownicą zrelaksowani i bezpieczni wiedząc, że ani ich nikt nie zabije ani oni nie zabiją się sami? Może politycy, którzy bronią polskich dróg od dekad przed wprowadzeniem masowego nadzoru nad prędkością, się mylą? Może podświadomie masy polskich kierowców chcą nie łamać przepisów ale pod jednym warunkiem – że nie będą ich łamać wszyscy? Może się mylę, może mam rację. Jakiś psycholog może pomoże rozwiązać te wątpliwości?
Tomasz Tosza
Autor jest zastępcą dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie