Connect with us

Filmy

Według polskich kierowców potrącani na pasach piesi zawsze są trochę winni. Ta dziewczyna też

Opublikowano

-

Kierowca w Warszawie wjechał w pieszą na pasach, która zachowała wszelkie środki ostrożności. I tak polscy kierowcy wylewają w sieci hejt na poszkodowaną. Uważają, że powinna przewidzieć to, czego przewidzieć nie mogła. To zatrważający poziom niewiedzy i braku szacunku dla innych

Niedawno minął rok, odkąd w Polsce zdekomunizowano przepisy w sprawie pieszych i wreszcie – zgodnie z Konwencją Wiedeńską o ruchu drogowym z 1968 r.! – nakazano kierowcom tak samo uważać w okolicach przejść dla pieszych i ustępować ludziom zanim znajdą się na pasach.

Dekady marnego wychowania drogowego, prawa jazdy zdobywane w PRL, a potem pokoleniowo przekazywane “mądrości” z ojca na syna, spowodowały, że mimo zmiany prawa, jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie, zanim polscy kierowcy zrozumieją, dlaczego muszą się inaczej zachowywać. Najlepszy dowodem na to są opinie, które pojawiają się po wjeżdżaniu w pieszych na pasach. Za każdym razem wiele osób próbuje na siłę przypisać część winy poszkodowanym ludziom.

Tak stało się przy okazji tego wypadku, który został zarejestrowany w Warszawie:

 

Na filmie jasno widać, że piesza zachowała się wręcz modelowo. Przeszła jeden pas ruchu, na którym kierowcy stali w korku. Następnie zwracała uwagę – wychodząc zza samochodu w korku – czy pasem ruchu do jazdy w przeciwną stronę nikt nie nadjeżdża. Niestety, w tym momencie bandyta za kierownicą w niebieskim fordzie postanowił ominąć zator drogowy i pojechać pod prąd wyprzedzając na przejściu dla pieszych. I wjechał w dziewczynę na pasach.

Hejt wskazujący na problem z wykształceniem i człowieczeństwem

Choć trudno o jaśniejszy filmowy przykład na to, że nawet piesi dochowujący wszelkiej ostrożności, są w Polsce przejeżdżani przez bandytów za kierownicami, na Twitterze wylało się morze komentarzy przypisujących winę… potrąconej dziewczynie.

Komentujący uznają, że “lepiej się rozglądać” i w ten sposób próbują wskazać, że dziewczyna mogła się uratować, gdyby była ostrożniejsza. Przy okazji szermują “zasadą szczególnej ostrożności”, której kompletnie nie rozumieją. To musi przerażać podwójnie. Po pierwsze dlatego, że prawdopodobnie masowo spotykamy się na drogach z ludźmi, którzy nie mają pojęcia o tym, jak prawidłowo się poruszać pojazdami. Po drugie – dlatego, że wokół nas jest mnóstwo ludzi, którzy przejawiają zupełny brak szacunku dla innych, słabszych, poszkodowanych.

Co mówi prawo?

Dlaczego przypisujący winę potrąconej dziewczynie się mylą? Tu trzeba najpierw przywołać zasadę ograniczonego zaufania, której większość polskich kierowców nie rozumie.

Zasada ta została zapisana w art. 4 Prawa o ruchu drogowym:

Art. 4. [Zasada ograniczonego zaufania (zasada względnej ufności)]
Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania.

O czym więc mówi ta zasada? O tym, że poruszając się po drogach każdy ma prawo zakładać, że inni zachowają się zgodnie z przepisami. Dopiero, gdy są w stanie zauważyć, iż ktoś łamie prawo, postąpi niewłaściwie i mogą zareagować – powinni to uczynić, by nie doprowadzić do wypadku czy kolizji.

Jak to się ma do filmu potrąconej pieszej z Warszawy? Nijak. Dziewczyna zgodnie z prawem i rozsądkiem upewniła się, czy nie jadą samochody drugim pasem ruchu, czyli tam, gdzie musiała się ich spodziewać. Nie mogła spodziewać się tego, że ktoś pojedzie pod prąd, wyprzedzi na przejściu dla pieszych i wjedzie jej w plecy.

Co ciekawe kierowcy, którzy chcieliby, żeby piesza była jasnowidzem, nie wytykają tego np. innym kierowcom poszkodowanym w zderzeniach czołowych spowodowanych przez niepoprawnie wyprzedzających. Nikt po takich wypadkach w sieci nie pisze, że przecież kierowca jadący prawidłowo mógł zauważyć, że ktoś nagle nieprzepisowo wjeżdża na jego pas na zderzenie czołowe. Dlaczego?

Kierowcy z PRL wymrą, nowych musimy zacząć prawidłowo wychowywać

Przypisywanie winy pieszym w takich sytuacjach wynika więc wyłącznie z wadliwej kulturowej naleciałości z PRL, w której prawo wychowało rzesze kierowców do tego, by lekceważyć pieszych na drogach, by czuć się wobec nich uprzywilejowanymi do tego stopnia, by obciążać ich częścią własnych win za sytuacje na przejściach. Ochoczo w tym latami pomagali w Polsce sądowi biegli, przypisując potrącanym na pasach pieszych winę i to wyłączną.

Jasno zresztą napisało to w opinii do ubiegłorocznej nowelizacji samo Ministerstwo Sprawiedliwości. Prawo od lat 80 aż do 1 czerwca 2021 r. utwierdzało polskich kierowców w tym, że mogą przerzucać winę na pieszych:

„Przepis mający z założenia poprawić bezpieczeństwo niezmotoryzowanych uczestników ruchu stał się w praktyce sposobem na przerzucanie na nich przez kierujących odpowiedzialności za zdarzenie z udziałem pieszych na przejściach. Aktualną regulację należy uznać w warstwie normatywnej za istotnie osłabiającą ogólne reguły określające zasady pierwszeństwa na przejściach dla pieszych, zaś w warstwie psychologicznej za wyrabiających u kierowców przekonanie, że szczególną ostrożność powinni przede wszystkim zachować piesi, dla uniknięcia daleko idących skutków możliwego wypadku ze swoim udziałem” – napisał resort sprawiedliwości.

Prawo w Polsce zmieniliśmy. Jest lepiej na przejściach dla pieszych – ginie tam mniej osób. Jednak nie każdy kierowca, który głęboko w serduszku nosi przekonanie wobec pieszych, że to oni powinni bardziej uważać na przejściu niż on, nagle sam zmieni zdanie tylko dlatego, że są nowe przepisy.

Jaka na to rada? Pewne pokolenie po prostu musi odejść i odejdzie. Wymrą kierowcy wychowani przez PRL, taka jest kolej rzeczy. Następne pokolenie trzeba jednak zacząć wychowywać inaczej. To się nie wydarzy, jeśli utrzymamy dotychczasowy kuriozalny – i zaplanowany dla osobistych zysków przez pracowników resortu infrastruktury – system szkolenia i egzaminowania kierowców.

Prawo mamy już właściwe, nadzór nad jego przestrzeganiem musi stać się lepszy, aby kierowcy spodziewali się, że prawie każde naruszenie prawa może zostać wyłapane. Jednak bez zmiany mentalności instruktorów nauki jazdy, egzaminatorów, całego systemu, który nadal nie przygotowuje do bezpiecznej jazdy, tylko jest maszynką do odpytywania z niuansów prawnych, zmiana na drogach zajmie nam o wiele więcej czasu niż powinna. Potrwa zbyt długo.

Łukasz Zboralski