Społeczeństwo
Szedłem z ludźmi w proteście po wypadku na Woronicza. Bo to nie był “wypadek”
Opublikowano
3 tygodnie temu-
przez
luz20 sierpnia, w czasie sezonu urlopowego, kilkaset osób wzięło udział w proteście przeciwko opieszałości władz Warszawy w poprawianiu bezpieczeństwa pieszych – czyli większości mieszkańców. Skandaliczna opieszałość przyniosła skutek w postaci kolejnych ofiar śmiertelnych i ciężko rannych. Byłem na tym proteście. Dlaczego?
Tydzień wcześniej w tym samym miejscu doszło do tragicznego wypadku, w którym nierozważny kierowca SUV-a najpierw wjechał w kobietę przechodzącą przez przejście dla pieszych, a następnie wbił się w grupę ludzi stojących na przystanku autobusowym. Bilans to dwie zabite osoby, kilka w stanie ciężkim, w tym trzy i pół letnie dziecko w stanie krytycznym. To niestety nie oddaje całej tragedii rodzin zabitych osób, rodziców poszkodowanego dziecka czy pozostałych osób, które być może nigdy nie odzyskają pełnej sprawności.
Dlaczego akurat ten wypadek tak wzburzył ludzi, że poświęcili swój czas i przyszli wykrzyczeć swój sprzeciw? Ponieważ to nie był „wypadek”. Już wiele lat temu warszawski Zarząd Dróg Miejskich rozpoczął program audytu bezpieczeństwa przejść dla pieszych. Audytowi podlegało ponad cztery tysiące przejść, każde dostało ocenę w skali 0-5 oraz dokładne omówienie problemów dotyczących każdego przejścia. Program świetny, efekty żałosne: to konkretne przejście dostało ocenę ZERO już SIEDEM lat temu. Od tego czasu na tym przejściu nie zmieniło się NIC. Do tego jeszcze wrócimy.
Sam protest zaczął się od złożenia kondolencji rodzinom ofiar oraz uczczenia ich minutą ciszy. Następnie zgromadzeni mogli wysłuchać całą serię wystąpień organizatorów, radnych i aktywistów. Zazwyczaj to jest ta nudna część zgromadzeń, ale w tym przypadku zdecydowanie warto przytoczyć kilka kwestii które zostały wygłoszone.
Krzysztof Gutkowski, jeden głównych organizatorów, wypowiedział głośno bardzo ważną rzecz: „To nie było zdarzenie losowe. To był prosty i spodziewany skutek rozpędzenia wielotonowego pojazdu do prędkości nawet 100km/h”. Zofia Smełka-Leszczyńska zadała bardzo konkretne pytanie: Dlaczego po latach od audytu nadal nie zmieniło się nic na 68 przejściach, które otrzymały taką samą, zerową, ocenę? Agata Diduszko-Zyglewska słusznie punktowała władze miasta, że od lat próbują „być pośrodku” pomiędzy osobami domagającymi się elementarnego bezpieczeństwa, a osobami domagającymi się prawa do bezkarnego łamania wszelkich przepisów ruchu drogowego.
Niestety pytania i zarzuty nie doczekały się żadnej odpowiedzi ze strony władz miasta. Chyba dlatego, że gdy organizatorzy protestu udali się z imiennym zaproszeniem dla Rafała Trzaskowskiego na plac Bankowy, to nie tylko nie dostąpili zaszczytu wręczenia go prezydentowi, ale po poproszeniu o przekazanie zaproszenia przed protestem usłyszeli jedynie suche i bezczelne „Urząd Miasta ma trzydzieści dni na udzielenie odpowiedzi”.
Po tej najbardziej oficjalnej części protestu uczestnicy całkowicie zablokowali ulicę masowo przechodząc przez przejście dla pieszych, część osób zapaliła znicze upamiętniające ofiary, zaczęły się rozmowy pomiędzy uczestnikami protestów, były również zbierane podpisy pod inicjatywą – to apel do władz Warszawy o przyspieszenie przebudowy niebezpiecznych ulic, wdrażanie rozwiązań tymczasowych i do władz państwa o zmiany w przepisach oraz ich skuteczne egzekwowanie. Najważniejszą postulowaną zmianą jest wprowadzenie pojęcia zabójstwa drogowego, znanego z rozwiązań w innych krajach.
W rozmowach uczestników protestu dominowało kilka konkretnych tematów. Wiodącym było wymienianie opinii o innych bardzo niebezpiecznych przejściach dla pieszych, bardzo dużo osób skarżyło się, że pomimo licznych skarg urzędnicy w ogóle nie reagują na prośby o poprawę bezpieczeństwa nawet w miejscach, w których już wielokrotnie dochodziło do potrąceń i wypadków, nawet w tak trywialnych przypadkach jak prośby o przycięcie zieleni. Przechodząca obok okoliczna mieszkanka, która nie brała udziału w proteście włączyła się do rozmów opowiadając, że do feralnego przystanku boi się chodzić chodnikiem, zawsze przedziera się przez parking bezpiecznie schowany za szpalerem drzew, a na sam autobus czeka za wiatą, nawet w czasie deszczu.
Najcięższym zarzutem, dającym się usłyszeć w prawie każdej rozmowie, było to, że urzędnicy dbają o kierowców, o możliwość szybkiej jazdy, o możliwość parkowania prawie wszędzie – a po przeciwnej stronie ci sami urzędnicy w ogóle nie dbają nawet o bezpieczeństwo pieszych, nie mówiąc o ich wygodzie. Drugi najcięższy zarzut brzmiał: ratusz co roku znajduje dziesiątki milionów złotych na frezowanie ulic ułatwiające przekraczanie prędkości, ale nie znajduje pojedynczych milionów na naprawianie przejść dla pieszych.
Ja sam jako mieszkaniec Warszawy, kierowca, pieszy, czasem rowerzysta, pasażer komunikacji miejskiej czy jako ojciec uważam, że bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego powinno być absolutnym priorytetem władz. Niestety, władze od dawna najbardziej przejmują się tą niewielką grupką kierowców dla których najważniejsza jest możliwość szybkiej jazdy czy parkowania w dowolnym miejscu, bez brania pod uwagę bezpieczeństwa innych osób, niszczenia wspólnego mienia w postaci chodników i zieleni czy bezczelnego utrudniania innym poruszania się po mieście aż do tego stopnia, że w wielu miejscach osoby z niepełnosprawnością czy chociażby z dziecięcym wózkiem po prostu nie mają jak się bezpiecznie poruszać.
EPILOG
Po proteście prezydent Rafał Trzaskowski podjął decyzję, że nie będziemy musieli czekać kolejnego roku na zmiany – tak jak to zapowiadał Zarząd Dróg Miejskich tylko w przeciągu dwóch tygodni zostanie wprowadzone rozwiązanie tymczasowe, które będzie chronić użytkowników ulicy do czasu przebudowy. Jakie będzie to rozwiązanie – na razie nie wiadomo, najprawdopodobniej żadnego nie było w ogóle w planach.
Z jednej strony to bardzo dobrze, że w tym miejscu w końcu zostanie wprowadzone zabezpieczenie życia i zdrowia pieszych. Z drugiej strony to bardzo smutne, że nie wystarczyła najgorsza ocena w audycie bezpieczeństwa, nie wystarczył śmiertelny wypadek z wieloma poszkodowanymi, a reakcję wywołał dopiero głośny protest oraz trudne pytania zadawane przez dziennikarzy i mieszkańców komentujących całą sprawę w mediach społecznościowych.
Krzysztof Kiełczewski