Społeczeństwo
Służba od fotoradarów chciała ulżyć kierowcom. Warszawski inżynier ruchu się nie zgodził
Siedziba CANARD w Warszawie leży przy dwupasmówce biegnącej przez pola. Służba, która sama łapie kierowców na fotoradary, zaapelowała do stołecznych drogowców, by pozwolili tam na jazdę szybszą niż 60 km/h. I ci chcieli to zrobić. Ale warszawski inżynier ruchu się uparł…
Opublikowano
10 lat temu-
przez
luzSiedziba CANARD w Warszawie leży przy dwupasmówce biegnącej przez pola. Służba, która sama łapie kierowców na fotoradary, zaapelowała do stołecznych drogowców, by pozwolili tam na jazdę szybszą niż 60 km/h. I ci chcieli to zrobić. Ale warszawski inżynier ruchu się uparł…
To może brzmieć, jak primaaprilisowy żart, ale to prawda. Inspekcja Transportu Drogowego walczy w sprawie kierowców w Warszawie, którzy muszą jeździć 60 km/h na dwupasmowej trasie biegnącej przez niezabudowane tereny.
60 km/h przez nieużytki
Na trop tej sprawy trafiliśmy, gdy skomentowaliśmy niedawno plan podwyższenia mandatów dla kierowców. Wytknęliśmy, że jednocześnie należałoby zweryfikować oznakowanie na polskich drogach. Bo często kierowcom każe się jechać wolniej zupełnie niepotrzebnie, a potem sfrustrowaną część wyłapuje się radarami i fotoradarami.
Jako przykład podaliśmy stołeczną wylotówkę z Wilanowa w kierunku Konstancina-Jeziorny, przy której mieści się siedziba Centrum Automatycznego Nadzoru Nad Ruchem Drogowym, do której spływają zdjęcia z fotoradarów z całej Polski.
Na ciągu ulic Przyczółkowej i Drewny prędkość ograniczona jest do 60 km/h. Choć droga prawie w całości biegnie wśród pól, a ścieżki rowerowe są oddzielone od dwupasmowej jezdni głębokimi rowami odwadniającymi. To ulubione miejsce zarówno stołecznych policjantów, jak i straży miejskiej, która ma tu swój wydzielony kawałek do ustawiania radarowej furgonetki.
CANARD pismo pisze
Po tej publikacji CANARD poinformował nas, że służby też nie zgadzają się z takim ograniczeniem na tej trasie. Główny Inspektorat Transportu Drogowego pisemnie występował do Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie o urealnienie dopuszczalnej prędkości. Taki wniosek 15 stycznia 2013 r. wysłano do szefowej ZDM Grażyny Lendzion. W nim dyrektor CANARD Marcin Flieger zachęcił do przeanalizowania możliwości zmiany stałej organizacji ruchu w zakresie dopuszczalnej prędkości, obowiązującej w ciągu ulic Przyczółkowej i Drewny, na odcinku od skrzyżowania z ul. Vogla do granic miasta.
„Obecnie na tym odcinku drogi wojewódzkiej nr 724 ograniczenie prędkości wynika z oznakowania pionowego znakami drogowymi B33 (60 km/h), powtarzanymi za każdym skrzyżowaniem ww ciągu ulic z drogami poprzecznymi” – czytamy w piśmie szefa CANARD. – „Uprzejmie informuję, że do GITD wpływają sygnały sugerujące, że ustalona prędkość dopuszczalna na tym odcinku drogi jest nieprzystająca do rozwiązań i wyposażenia technicznego drogi. Zdaniem zgłaszających ten problem, droga przebiegająca wśród pól ornych, na której nie występuje zabudowa, składająca się z dwóch jezdni rozdzielonych szerokim pasem dzielącym, o ruchu pieszym odbywającym się po drogach zbiorczych, właściwie wyłącznie w porze letniej, można prowadzić ruch z prędkościami nieco wyższymi bez szkody dla stanu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jednocześnie należy zauważyć, że z uwagi na występujące rozwiązania drogowe oraz istniejące oznakowanie pionowe obserwujemy znaczne liczby kierujących naruszających przepisy ruchu drogowego, poruszających się z niedozwoloną prędkością.”
ZDM się zgadza. Ale inżynier blokuje pomysł
Jak sprawdziliśmy drogowcy uznali uwagi służb za słuszne. – Prawdą jest, że ITD wystąpiło do ZDM o podwyższenie prędkości na wspomnianym odcinku – mówi Adam Sobieraj, rzecznik prasowy ZDM w Warszawie. – Zarząd Dróg Miejskich dokonał analizy, w wyniku której przygotował projekt organizacji ruchu podwyższający prędkość do 80 km/h – tłumaczy rzecznik.
Dlaczego więc do dziś nie zmieniono oznakowania i kierowcy muszą jechać najwyżej 60-tką? – Inżynier Ruchu odrzucił projekt, uznając, że na wspomnianym odcinku istnieje zbyt duża liczba skrzyżowań bez sygnalizacji, aby można było podwyższyć prędkość do tej wysokości. Występuje, zwłaszcza w okresie letnim, duży ruch poprzeczny pojazdów wolnobieżnych, rowerów i pieszych w miejscach, gdzie nie wybudowano sygnalizacji świetlnej – odpowiada Sobieraj.
Uzasadnienie miejskiego inżyniera ruchu wydaje się kuriozalne. Bo na całym, liczącym ponad 6 kilometrów odcinku, znajdują się zaledwie trzy skrzyżowania z drogami podporządkowanymi bez sygnalizacji świetlnej i także trzy takie przejścia dla pieszych. Pozostałe w taką sygnalizację są wyposażone. A ponad 3-kilometrowy prosty odcinek dwupasmówki tylko w jednym miejscu krzyżuje się podrzędnym, polnym traktem.
Poza miesiącami letnimi ruch poprzeczny ani nawet wzdłużny pojazdów wolnobieżnych, rowerów i pieszych praktycznie nie istnieje, a latem rowerzyści i biegacze oraz towarzyszące im pojazdy wolnobieżne raczej przemieszczają się równolegle do tej arterii, a nie przekraczają ją tam i z powrotem, bo po prostu nie mają żadnego powodu.
Okoliczne pola po drugiej stronie traktu cieszą się umiarkowanym zainteresowaniem rekreujących się warszawiaków, zmierzających raczej do Konstancina lub Parku Kultury w Powsinie.
A nawet jeśli gdzieś ruch poprzeczny się wzmaga, wystarczy postawić ograniczenie punktowe, jak to się zwykle robi przed skrzyżowaniami. Tu wygląda to tak, jakby ktoś się uparł, by z niewiadomego powodu trzymać kierowców na ściągniętych wodzach zacierając ręce, że któryś w końcu nie wytrzyma i nadzieje się na radar.
Co ciekawe, nieposłuszeństwo obywatelskie nie każe gnać po pustej prostej ile się da. Gros samochodów nie przekracza 80 km/h, co pokazuje, że wbrew pozorom kierowcy mają więcej rozsądku i odpowiedzialności, niż to się powszechnie sądzi. Bo 80 km/h to właśnie to o co chodzi. Ciekawe, ile takich miejsc jest w Polsce? I kto się upiera, żeby nic tam nie zmieniać?
Wojciech Romański