Infrastruktura
Czy elementy BRD planuje się w projektach dróg tylko dla „punktów” dających dofinansowanie?

Opublikowano
6 lat temu-
przez
luzJeśli inwestorzy przyznają, że powodem ustawienia sygnalizacji na drodze jest fakt, iż projekt dostanie „punkty” – a w związku z tym dofinansowanie, to czy na pewno chodzi wówczas o bezpieczną drogę?

Sygnalizacja na drodze. Fot. CC0
Przeglądając ostatnio materiał prasowy z otwarcia nowej drogi w jednym z miast, pomiędzy ogólnym opisem inwestycji, potrzeby wybudowania drogi, jakie będzie pełnić funkcje i jej parametrów technicznych napotkać można było ciekawostkę dotyczącą sygnalizacji świetlnej. Otóż – jak można było przeczytać – znalazła się ona w projekcie by… projekt dostał punkty, a w efekcie dofinansowanie!
Ta dosyć osobliwa informacja ze strony inwestora pokazuje niestety jak w rzeczywistości to wygląda i gdzie jesteśmy w podejściu do projektowania bezpiecznych dróg.
Jak wiadomo, od kiedy środki unijne płyną do naszego kraju strumieniami, większość inwestycji z ostatnich lat przechodziła (i przechodzi) proces tzw. pozyskania dofinansowania z różnorakich źródeł. Jako, że o bezpieczeństwie na drogach mówi się bardzo dużo i szumnie, jednym z elementów ocenianych, a nie raz decydujących o uzyskaniu takiego dofinansowani, jest oczekiwany wpływ projektu na poprawę bezpieczeństwa. Powinien on wynikać m.in. z zastosowanych urządzeń brd czy rozwiązań geometrycznych.
„Rzeźbienie” w dokumentacji
Niestety w całym tym procesie nie raz można spotkać się z sytuacją, że przy projektowaniu, a szczególnie przy kosztorysowaniu takich inwestycji zaczyna się „rzeźbienie” – ma na celu zaprezentowanie takiej dokumentacji, która o bezpieczeństwie mówi bardzo dużo, ale w rzeczywistości tylko dotyka tego problemu.
Abstrahując już od podanego wyżej przykładu, gdzie można by dywagować czy sygnalizacja jest potrzebna czy nie (według mojej oceny – nie jest), to nie raz dochodzi do sytuacji, gdy zgłaszany projekt dotyczący np. kilkunastokilometrowego odcinka drogi w zasadzie dotyczy wymiany nawierzchni na tej drodze, a takich elementów jak chodniki, zatoki, skanalizowane skrzyżowania z azylami dla pieszych, bariery energochłonne czy inne jest w nich tyle, co witaminy C w cytrynie. Niby pomaga, „ba” nawet wg niektórych leczy, tyle, że w teorii i to w bardzo dużych dawkach. Wystarczy jednak, że w co drugim zdaniu opisu technicznego takiego projektu jest słowo „bezpieczeństwo” i… mamy sukces w dofinansowaniu.
Cięcia kosztorysów
Niestety jeszcze gorszą praktyką jest, gdy z powodu konieczności zmieszczenia się w progach trzeba ciąć kosztorysy inwestorskie. Wtedy zaczyna się prawdziwa „jazda bez trzymanki”. Nie można przecież zrezygnować z długości całej inwestycji, bo wiadomo zadowolić trzeba jak najwięcej wyborców mieszkających przy takiej drodze. No to hop – kogo tam będzie interesować, że tu i ówdzie, przecież w polu czy lesie, skróci się lub usunie w ogóle bariery; kto tam zauważy, gdy chodniki zrobi się tylko przy przystanku autobusowym – przecież dojść do tego przystanku ten kilometr czy dwa można poboczem takiej drogi zamiejskiej o szerokości jezdni sześciu metrów w towarzystwie szpaleru drzew po obu stronach. Linie osiowe czy krawędziowe? Jeśli nie muszą być, bo „czerwona książka” nie nakazuje to dajmy je tylko tam, gdzie ludzie widzą. No, ewentualnie zastosujmy tańszą wersję malowaną zwykłą farbą. Na odbiór i pierwsze miesiące użytkowania wystarczy, a potem?
Jeżeli chcemy coś poprawiać to róbmy to, ale nie teoretycznie a praktycznie.
Szymon Zieliński