Społeczeństwo
Wyrok w sprawie wypadku mecenasa od “trumien na kółkach”

Opublikowano
2 tygodnie temu-
przez
luzSąd Rejonowy w Olsztynie po długim procesie zdecydował o wyroku wobec Pawła Kozaneckiego, oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku, w którym zginęły dwie kobiety

Sędzia Anna Pałasz prowadziła tę sprawę od 2024 r. Była niezwykle drobiazgowa. Zgadzała się na coraz nowsze opinie biegłych. Wynikało z nich, że to Paweł Kozanecki feralnego dnia zjechał na przeciwny pas ruchu. I że to on spowodował wypadek. Był to jego jedyny błąd – ani on, ani ofiary wypadku z drugiego samochodu nie przekraczały na drodze dopuszczalnej prędkości, która w miejscu wypadku miała limit wyznaczony na 70 km/h.
Dziś (11 kwietnia) zasiadła za stołem w sali 101 Sądu Rejonowego w Olsztynie, by powiedzieć już tylko, czy uznaje, że winnym spowodowania śmiertelnego wypadku jest łódzki adwokat.
Paweł Kozanecki się nie stawił. Sędzia wygłosiła więc wyrok do obecnych na sali rodzin zmarłych kobiet i dziennikarzy.
Sędzia Anna Pałasz uznała Pawła Kozaneckiego winnym spowodowania wypadku śmiertelnego. Skazała go za to na 2 lata więzienia oraz 5 lat zakazu kierowania pojazdami.
Zasądziła też wysokie – relatywnie, jak na proces karny – nawiązki na rzecz rodzin zabitych w wypadku kobiet.
Sędzia podkreślała, że zeznania Kozaneckiego i jego żony, którzy jako jedyni uczestniczyli w wypadku, były sprzeczne z innymi dowodami. Tłumaczyła, że ludzie przez silne emocje mają kłopot z odtwarzaniem zdarzeń, których byli świadkami. – Dodatkowo są żywotnie zainteresowani wynikiem postępowania, to nie przypisując im złej woli, czy też chęci celowego wprowadzenia sądu w błąd, ich relacje, jako relacje źródeł osobowych, są obarczone bardzo dużym błędem – tłumaczyła sędzia Pałasz. Ważniejsze dla niej były dowody rzeczowe m.in. dane pozyskane z mercedesa, którym kierował Kozanecki. – W tej konfrontacji dowody osobowe zawsze będą obarczone większym błędem niż dowody materialne – dodawała.
Sędzia zgodziła się z tym, co wskazywał prokurator. – Ani pani Kozanecka, ani sam oskarżony nie podali niczego odnośnie samochodu audi, a przecież on był na jezdni. Żadne z nich go nie widziało. I z tego wysnuli, że oni jechali swoim pasem ruchu. Gdyby ta percepcja oskarżonego była dostateczna, to w pewnym momencie musiał audi zauważyć. A skoro nie widział zdarzenia w sposób pełny, to logicznym jest, że jego ocena nie może być wiarygodna – argumentowała sędzia Anna Pałasz.
Zdaniem sądu dowody zabezpieczone na drodze i w samochodzie były tak dobre, że można je było skonfrontować z zeznaniami oskarżonego i jego małżonki. – Problem w tym, że do oceny tych dowodów konieczna jest niezbędna wiedza. Odnośnie opinii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego KGP, to zdaniem sądu opinia znajduje szerokie uzasadnienie – mówiła sędzia. – Sąd w całości podziela wnioski z tej opinii i uznaje ją za pełnoprawny dowód. Jest to opinia jasna i logiczna. Biegły w opiniach uzupełniających szczegółowo wyjaśnił swoje wnioski. A są one takie: ślady materialne pozostawione na jezdni, położenie powypadkowe samochodów, odwzorowanie uszkodzeń, nie pozostawia wątpliwości, że do zdarzenia doszło na pasie ruchu, którym poruszało się audi. Z wyliczeń wynika, że kierująca audi praktycznie nie miała szans, by uniknąć zdarzenia. Jedynym manewrem, który mógł się okazać skuteczny, był skręt w prawo. Jednak czy i to by zadziałało, nie wiemy. Kierująca audi miała za mało czasu, by uwzględniając czas reakcji człowieka, zareagować. Jechała bezpiecznie, ok. 64 km/h.
W procesie podkreślano, że ocena dowodów informatycznych – pozyskanych z czarnej skrzynki – jest czymś nowym w polskich procesach. – Taka opinia pozwala nam w sposób niedostępny dla innych źródeł określić m.in. z jaką prędkością poruszał się pojazd. Dane informatyczne nie budzą w tej sprawie żadnych wątpliwości – podkreślała sędzia. – To nieporównywalne do tego, jak odtworzyć prędkość pojazdu w chwili wypadku na podstawie śladów na jezdni, zniszczenia pojazdów. Dane informatyczne pojazdu to coś najdokładniejszego, czym dziś dysponuje nauka. Wbrew temu, co oskarżony podnosił, ta opinia jest dla niego bardzo korzystna, bo wskazuje, że nie przekraczał on prędkości administracyjnie dopuszczonej. Jechał ok. 60 km/h, czyli dużo poniżej limitu. W momencie wypadku jechał 66 km/h. Nie podjął hamowania. Z danych auta wynika też, że tuż przed wypadkiem poruszał się jednostajnie, niewiele przyspieszał. To oznacza, że kierujący mercedesem Paweł Kozanecki, nie podejmował np. manewru wyprzedzania, o co początkowo w postępowaniu był podejrzewany – uzasadniała.
Dane informatyczne z auta wskazywały, że do ostatniego momentu nie podejmował żadnych manewrów obronnych, nie było hamowania. Skręt kierownicy nie był gwałtowny. Więc też nie można było uznać, że to reakcja na dostrzeżone zagrożenie.
Kąty odchylenia kierownicy zbiegały się z prędkościami. Od 5 sekund przed zderzeniem do 3,5 sekundy prędkość malała od 62 do 60 km/h i wtedy nastąpiło wychylenia kierownicy w prawo od 12 do 22 stopni. Od 3,5 sekundy najpierw kierowca skręca kierownicą w lewo, a potem znów o podobny stopień w prawo, próbując wjechać na swój pas ruchu.
Z analizy biegłego CLK KGP wynika, że w tym czasie nastąpiło przekroczenie osi jezdni rozdzielonej podwójną linią ciągłą. I dlatego doszło do zderzenia pojazdów.
– Sąd zmodyfikował opis czynu, prokurator zarzucił umyślne naruszenie zasad w ruchu lądowym wskazujące na naruszenie podwójnej linii ciągłej. Zdaniem sądu naruszenie zasad polegało nie tylko na tym. Pokonanie podwójnej ciągłej było tylko skutkiem tego, co zrobił oskarżony – mówiła sędzia Anna Pałasz. – Gdyby sąd pozostawił taki opis czynu, jaki zrobił prokurator. To wynikałoby z tego, że oskarżony umyślnie przejechał przez podwójną ciągłą czyli np. omijał czy wyprzedzał pojazd w niedozwolony sposób. W ocenie sądu takiej sytuacji nie było. Dane informatyczne wskazują na to, że oskarżony pokonał tę linię, oś jezdni, czego nie powinien robić, ale nie dlatego, że tego chciał, tylko dlatego, że nie kontrolował swojego pojazdu – tłumaczyła. – Czy to, że nie kontrolował drogi przed sobą i przejechał oś jezdni, to naruszył celowo zasady czy nie? To najtrudniejsze w całym procesie karnym. Coś, co w jednym przypadku będzie nieumyślnym naruszeniem zasad, w innym będzie umyślnym. Musimy też pamiętać o zasadach procesowych, które wymaga, by naruszenie zasad udowodnić. Jeśli nie można tego udowodnić, trzeba przyjąć wersję najbardziej korzystną dla oskarżonego.
– Nieumyślność naruszenia zasad w kontekście ruchu drogowego jest szeroko omawiana w doktrynie i stanowiła podstawę wielu badań. Nie ma konsensusu. Każdą sprawę trzeba ocenić indywidualnie. To była trudność, którą sąd napotkał w tej sprawie – głęboko uzasadniała sędzia – Ostatecznie sąd przyjął, że naruszenie zasad nastąpiło umyślnie ale z zamiarem ewentualnym. Jaka jest bowiem podstawowa zasada bezpieczeństwa uczestnika ruchu drogowego? To art. 3, zasada ostrożności. Co oznacza być ostrożnym kierując pojazdem? Trzeba patrzeć na drogę i ten pojazd opanowywać. To oczywiste. To, że kierujący musi patrzeć przed siebie, obserwować drogę, to naczelna zasada bezpieczeństwa. Nie można jechać z zamkniętymi oczami.
Kokaina miała znaczenie, ale słowa o “trumnach na kółkach” nie miały
Sędzia wskazywała, iż nie ma możliwości odtworzenia tego, co działo się w kabinie pojazdu przed wypadkiem. Nie można więc odtworzyć, czy kierujący odwrócił wzrok na komórkę, czy może odwrócił się do dziecka, czy popatrzył na “piękne krajobrazy warmińsko-mazurskie”. – Mamy też jednak inne dowody, te ze źródeł elektronicznych, które pokazują, że jechał tak, jakby nie widział sytuacji na drodze i zagrożenia – wskazywała Anna Pałasz. – Mamy też dowody zarówno ze źródeł osobowych. Oskarżony i jego małżonka nie kryli, że byli na weselu. Mamy też dowód z badania krwi oskarżonego. Stwierdzono tam śladowe ilości metabolitu kokainy. Według biegłego nie pozwalają one na naukowe określenie tego, że oskarżony był w stanie, który można porównać do innego niż trzeźwość. Dlatego prokurator odstąpił od postawienia zarzuty przestępstwa spowodowania wypadku pod wpływem środków odurzających. Nie oznacza to jednak, że ten dowód jest bez znaczenia. Bo on świadczy o tym, że oskarżony co najmniej dzień wcześniej jakieś ilości tego narkotyku przyjął. Jeśli weźmiemy pod uwagę imprezę dzień wcześniej i z całą pewnością zażywał kokainę, a wypadek miał miejsce po godzinie 18, to z całą pewnością jego zdolności psychomotoryczne były inne niż gdyby spędzał poprzednią noc i dzień inaczej, niż to robił – uzasadniała sędzia. – Mogło to nie mieć wpływu na jego technikę jazdy i zdolność. Ale miało. Skąd to wiemy? No bo doszło do wypadku i oskarżony zjechał na przeciwny pas ruchu. Celowo tego zdaniem sądu nie zrobił. Dlatego sąd przyjął, że oskarżony umyślnie z zamiarem ewentualnym naruszył zasadę bezpieczeństwa ruchu drogowego poprzez niedostateczne obserwowanie przedpola samochodu i nieutrzymanie koncentracji i uwagi na sytuacji na drodze, co doprowadziło do braku kontrolowania toru jazdy pojazdu, w wyniku czego zjechał przez podwójną linię ciągłą na przeciwny pas ruchu.
Sędzia zaznaczała, że Kozanecki wiedział, że był na weselu. I zdaniem sądu wiedział, że u każdego człowieka – a zwłaszcza jeśli człowiek bawi się aktywnie tak, że spożywa alkohol czy środki odurzające – że okres powrotu do pełnej sprawności psychomotorycznej może być dłuższy.
– Sąd ocenia czyn a nie człowieka – mówiła sędzia Anna Pałasz o wymiarze kary – Nie oceniamy, cz oskarżony lubi flesze czy nie, czy ma empatie czy nie. Sąd wydałby taki sam wyrok wobec innej osoby. Odnoszę się tu do wypowiedzi Pawła Kozaneckiego, która spowodowała, że jako media jesteście na tej sali. To, że ta wypowiedź była nieprzemyślana, nie szanowała uczuć pokrzywdzonych, to oczywiste. Natomiast w ocenie sądu nie jest to okoliczność, która powinna wpłynąć na zaostrzenie kary wobec oskarżonego. W ocenie sądu 2 lata pozbawienia wolności uwzględnia wszystkie okoliczności łagodzące, a do nich zalicza się przede wszystkim to, że oskarżony jest osobą niekaraną. Okoliczności obciążające uwzględnia także – umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. W ocenie sądu 2 lata pozbawienia wolności to kara surowa, ale nie nadmiernie surowa. Wiąże się to też z utratą prawa do wykonywania zawodu przez oskarżonego. Zakaz prowadzenia pojazdów na 5 lat również jest adekwatny biorąc pod uwagę na stopień naruszenia zasad i skutek wypadku.
Sąd wymierzył po 30 tys. zł dwóm osobom, po 20 tys. dwóm, po 15 tys. zł. dwóm osobom, i 5 tys. zł jednej osobie z rodziny. To mąż, matka i dzieci kobiet, które zginęły w wypadku.
Paweł Kozanecki musi zapłacić też koszty sądowe.
Wyrok jest nieprawomocny.
Do końca się nie przyznawał
26 września 2021 r. drogą na trasie Barczewo – Jeziorany podróżowały dwie panie w wieku 53 i 67 lat. Obie jechały jako teściowe do małżeństwa swoich dzieci. Około godziny 18 ich osobowe audi 80 zderzyło się czołowo z osobowym mercedesem. Za jego kierownicą siedział łódzki adwokat Paweł Kozanecki. Wracał z wesela influencerki Martyny Kaczmarek. Wiózł swoją żonę i małego synka.
W zderzeniu zginęły obie kobiety z audi, Kozaneckiemu i jego rodzinie nic się nie stało. O sprawie zaczęło być głośno, gdy influencerka, a potem sam Kozanecki zamieścili w mediach społecznościowych informacje o tym, że warto jeździć bezpiecznym autem. Kozanecki posunął się nawet do stwierdzenia, że wypadek był konfrontacją “trumny na kółkach”, jak nazwał auto zmarłych kobiet i bezpiecznego samochodu.
Okazało się, że te słowa – za które Kozanacki ściągnął na siebie gniew opinii publicznej – stały się potem linią obrony w jego sprawie. Jego mecenasi do końca, nawet w mowach końcowych, sugerowali, iż tak naprawdę kobiety zginęły w wypadku przez to, że jechały starym audi 80. Jeden z mecenasów na koniec próbował nawet przekonać sąd, że to urwana część z audi była przyczyną wypadku.

Żądał 200 tys. z OC pojazdu zabitych kobiet
On sam przeprosił tylko za swoje słowa o “trumnie na kółkach”, gdy media zaczęły się nim zajmować. Rodzina zmarłych kobiet nie poczuła, by naprawdę chciał ich przeprosić, nie próbował zadośćuczynić.
O jego postawie mocno świadczy fakt, że w czasie, gdy zasiadał już na ławie oskarżonych, napisał wniosek do ubezpieczyciela samochodu ofiar. Domagał się od niego wypłaty 200 tys. zł za swoje krzywdy. Ubezpieczyciel odmówił.
Po wypadku wyszło na jaw, że w jego organizmie obecna była kokaina. Jej stężenie było jednak tak niewielkie, że zadniem biegłych nie wpływało na psychomotorykę kierującego. Mecenas Kozanecki sprawę narkotyków skomentował w taki sposób, że znów opinia publiczna była wzburzona. Stwierdził, że w prawdzie kokainę przyjmuje się do nosa, ale biegli potwierdzają, że możliwe jest też zażywanie jej doustnie. Zatem według niego, ktoś na weselu, na którym był, dosypywał narkotyku do szklanki, a on najwyraźniej musiał się pomylić i napić z cudzego naczynia.
Podczas mów końcowych Kozanecki nie przejawiał na twarzy emocji. Nie chciał nic powiedzieć. Ograniczył się do stwierdzeń, że w pełni zgadza się z tym, co mówią jego obrońcy.
Łukasz Zboralski