Społeczeństwo
Rząd ujawnił, co zrobi z drogowymi bandytami. Wielkie rozczarowanie

Opublikowano
4 miesiące temu-
przez
luzPo serii szokujących wypadków rząd zapowiadał od miesiąca, że przygotowuje zaostrzenie prawa wobec drogowych zabójców. Dziś w Sejmie minister infrastruktury opowiedział o tych planach. Wyglądają tak, jakby władza wystraszyła się pędzących ze skrajnymi prędkościami

Dziś w Sejmie omawiano raport na temat bezpieczeństwa ruchu na polskich drogach w 2023 r. To powtarzana co roku procedura. W tym roku była jednak wyjątkowa. Bowiem przed omówieniem dokumentu wystąpić miał sam premier, który miał opowiedzieć o tym, jak władza zamierza rozprawić się z piratami drogowymi. Z nieoficjalnych informacji brd24.pl wynika, że Donald Tusk uwzględniony był w planach transmisji sejmowych.
Ostatecznie jednak przed posłami wystąpił minister infrastruktury Dariusz Klimczak. I to on opowiedział, jak rząd zamierza zwalczać bandytyzm na drogach.
“Zabójstwo drogowe” jako fikcja
Rząd opowiada o zmianach, nad którymi pracuje specjalnie powołany międzyresortowy zespół (pod przewodnictwem wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchy) pod hasłem wprowadzenia “zabójstwa drogowego”.
– Planujemy wprowadzić nowy rodzaj przestępstwa: zabójstwo drogowe – potwierdził minister Klimczak: – Prowadzę uzgodnienia z Ministerstwem Sprawiedliwości, ale i z ekspertami, żeby skutecznie wprowadzić taki rodzaj przepisu, który funkcjonuje w innych państwach w UE. W skrócie – gdy kierowca jadący pod wpływem alkoholu lub narkotyków zabije kogoś w wypadku, będzie traktowany jako zabójca – tłumaczył.
Minister nie wspomniał ani słowem, że jako “zabójstwo drogowe” będzie też traktowany wypadek spowodowany przez trzeźwego kierowcę, ale pędzącego ze skrajnymi prędkościami – takiego, jak Sebastian M., który jechał 300 km/h po autostradzie A1 i przez którego w aucie spłonęła rodzina z małym dzieckiem.
Gdyby “zabójstwo drogowe” miało dotyczyć tylko sprawców wypadków pijanych i po narkotykach, będzie to w udawaniem zmian. Bowiem dziś tacy kierowcy maja już zawyżoną górną granicę kary do 20 lat więzienia. Natomiast takim, jak Sebastian S. czy Krystian O. który w 2019 r. jechał blisko 140 km/h w środku Warszawy i zabił pieszego na pasach, nadal groziłoby maksymalnie zaledwie 8 lat więzienia.
Równie rozczarowująca okazała się zapowiedź rozszerzenia odbierania uprawnień na 3 miesiące za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o ponad 50 km/h na drogi również poza obszarem zabudowanym. Minister Klimczak zapowiedział, że dotyczyć to będzie dróg dwujezdniowych dwukierunkowych. Jednak nie będzie dotyczyć to autostrad i dróg ekspresowych. To oznacza, że naśladowcy Sebastiana M. jeżdżący nawet 300 km/h po autostradzie nie będą automatycznie tracić uprawnień na 3 miesiące. Grozić im nadal będzie tylko grzywna i punkty karne.
Kolejną zmianą, której – jak wynika z zapowiedzi – wybito zęby, jest ograniczenie możliwości kasowania punktów karnych na kursach reedukacyjnych. Dziś można za tysiąc złotych raz na pół roku wziąć udział w takim kursie w WORD i usunąć z konta kierowcy 6 punktów.
– Nie chcemy pozbywać kierowców tej możliwości, by mogli zniwelować liczbę punktów karnych, ale nie za każdy rodzaj wykroczenia – powiedział Dariusz Klimczak w Sejmie. – Będzie to sygnał bardzo jasny dla tych, którzy przekraczają przepisy i najbardziej zagrażają innym – zaznaczył. Wśród wykroczeń, za które nie będzie można kasować punktów karnych wymienił m.in. wyprzedzanie na przejściu dla pieszych, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej oraz… przekraczanie prędkości o ponad 50 km/h.
To znów zmiana, która wniesie mniej niż by mogła. Nieoficjalnie wcześniej w rządzie rozmawiano o ucięciu możliwości kasowania punktów karnych kierowcom, którzy przekroczyli prędkość o 30 km/h lub więcej. Ograniczenie, które obejmie tylko przekroczenia o 50 km/h, niewiele zmieni – dotyczyć będzie bowiem grupy kierowców, której i tak dotykają wyższe sankcję, bo tracą uprawnienia na trzy miesiące (a w przyszłości tracić będą je też przecież poza obszarem zabudowanym).
Limit 0 promila dla świeżych kierowców i nieunikniona kara z fotoradaru
Dariusz Klimczak wyliczył też kilka planowanych zmian, które mogą dobrze zadziałać na kierowców łamiących prawo.
Po pierwsze rząd chce naprawić nieskuteczne prawo dotyczące kar z fotoradarów. – By sprawcy wykroczeń nie byli bezkarni i ponosili większą odpowiedzialność – mówił Klimczak. – Wiemy, ze dziś taka osoba przekazuje służbom informacje, że kierował jakiś obcokrajowiec i egzekucja mandatu jest częto niemożliwa. Skuteczność egzekwowania kar jest za niska jak na standardy europejskiej – podkreślił. Nie podał jednak żadnych szczegółów dotyczących tego, jak rząd zamierza zmienić prawo w tym zakresie.
Szef resortu infrastruktury zapowiedział też, że w Polsce zacznie obowiazywać nowy limit alkoholu – 0 promila. Taki limit będą mieli kierowcy w ciągu dwóch lat od zdania egzaminu na prawo jazdy, bez względu na to, w jakim są wieku.
Klimczak ujawnił też, że rząd wprowadzi zmiany w egzaminowaniu kierowców na prawo jazdy. Zmiany te miało zaproponować Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów. Minister powiedział, że wprowadzonych zostanie “osiem najbardziej pilnych zmian”, ale nie opisał, czego dotyczą.
Wreszcie – Dariusz Klimczak opowiedział, że zamierza spełnić oczekiwania lobbujących w tej sprawie firm transportowych i pozwolić zdobywać w Polsce prawo jazdy 17-latkom. Dzięki temu szybciej będą nabierać wprawy za kierownicą i móc pracować jako kierowcy w firmach. 17-latek przez pierwszy rok będzie musiał jeździć z opiekunem siedzącym jako pasażer. – Takim opiekunem będzie mogła być osoba dorosła, która sama posiada prawo jazdy od co najmniej pięciu lat – ujawnił minister i dodał, że wymagań wobec opiekuna będzie więcej.
Taki wiek opiekuna 17-letniego kierowcy wydaje się ryzykowny. Formalnie bowiem rząd chce pozwolić jeździć nastolatkom pod opieką zaledwie 23-letnich osób. A najwięcej wypadków na polskich drogach powodują dziś kierowcy w wieku 18-24 lata. Czy z tej grupy rekrutować będą się dobrzy mentorzy?
Złe wiadomości
Wystąpienie ministra infrastruktury powinno być alarmujące dla wszystkich środowisk walczących o bezpieczniejsze drogi. Bowiem, albo Dariusz Klimczak był źle przygotowany do wystąpienia i nie potrafił dobrze opowiedzieć o planowanych zmianach (i wówczas rząd wyraźnie daje znak, że nie podchodzi zbyt poważnie do tej sprawy), albo opowiedział o nich dokładnie i są one tak marnej jakości.
Łukasz Zboralski