Społeczeństwo
Prawo Klimczaka. Od 1 lipca najechanie na linię skończy egzamin na prawo jazdy

Opublikowano
6 godzin temu-
przez
luzOd 1 lipca trudniej będzie zdać egzamin na prawo jazdy w Polsce. Wystarczy, że kursant będzie musiał ominąć nieprawidłowo zaparkowane auto i najechać na podwójną linię ciągłą. To z automatu skończy egzamin. Do takich zmian ministra infrastruktury nakłonili egzaminatorzy i dyrektorzy WORD-ów. Obie grupy miały w tym swój interes

Polski egzamin na prawo jazdy jest przeżytkiem. Eksperci mają tego pełną świadomość. Egzamin nie wymusza takiej nauki na kursie, która kształtowałaby mentalność bezpieczeństwa na drogach. Kursy są więc dziś wyłącznie „nauką zdania egzaminu”.
W czasie, gdy Unia Europejska zaczyna zmuszać kraje członkowskie – w tym Polskę – do wprowadzenia korzystnych zmian, takich jak „test percepcji ryzyka”, polskie środowisko egzaminatorów i dyrektorów wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego właśnie namówiło ministra infrastruktury do pogorszenia polskiego i tak słabego systemu.
Egzaminatorzy mieli w tym swój interes. Przeforsowali zniesienie zapisów, które wymagało od nich więcej myślenia i rozsądku w podejściu do kursantów. Wywalczyli powrót do sztywnej listy błędów, która kończy egzamin.
W tej sprawie Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów zawiązało nieformalne lobbingowe porozumienie z dyrektorami WORD-ów. Szefowie ośrodków poparli przywrócenie listy błędów kończących egzamin w zamian za to, że egzaminatorzy poparli zniesienie obowiązku dodatkowego kierowcy w aucie egzaminacyjnym podczas egzaminu na motocykle – żeby egzaminator mógł się skupić tylko na tym, co robi kursant na jednośladzie. To oznacza dla WORD-ów zmiejszenie wydatków. Nie będą musiały zatrudniać dodatkowych osób podczas egzaminów na jednoślady.
Szybki koniec egzaminu po błędach z tabelki
Nowe rozporządzenia ministra infrastruktury w sprawie egzaminowania przyszłych kierowców zostało już opublikowane i zacznie działać od 1 lipca.
Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów w nowelizacji zajęło się kuriozalnymi kwestiami, czyli np. zapisami o tym, że trzeba zdjąć pojazd z podpórki i przeprowadzić go na placu z jednej pozycji na inną. To najlepiej pokazuje świadomość tego grona jeśli chodzi o rozumienie celu procesu szkolenia i egzaminowania przyszłych kierowców w Polsce.
Wśród zmian egzaminatorzy podsunęli też ministrowi zmianę szalenie korzystną dla siebie, a niekorzystną dla wszystkich Polaków, którzy będą próbować zdać egzamin na prawo jazdy. Dopisali bowiem, że popełnienie każdego z błędów wymienionych w tabeli nr 9 do rozporządzenia, automatycznie zakończy egzamin.
Wśród błędów w tabeli jest np. najechanie na podwójną linię ciągłą. Od 1 lipca takie zachowanie kursanta – choć nie będzie stworzeniem poważnego zagrożenia – zakończy egzamin wynikiem negatywnym.
Ostrzegali przed tym w konsultacjach projektu forsowanego przez egzaminatorów przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego oraz Związek Województw RP.
„(…) samo najechanie np. na podwójną linię ciągłą, bez stworzenia bezpośredniego zagrożenia nie stanowi przesłanki do wystawienia wyniku negatywnego z egzaminu, co oczywiście nie świadczy o tym, że zadanie zostało poprawnie wykonane. Ponadto np. omijanie przez osobę egzaminowaną pojazdu nieprawidłowo zaparkowanego wzdłuż linii podwójnej ciągłej skutkującego koniecznością najechania na tę linię, egzaminator musiałby obligatoryjnie ocenić jako niezdany egzamin. Dodatkowym przykładem może być egzamin w zakresie prawa jazdy kategorii C+E (samochód ciężarowy z przyczepą) – w trakcie wykonywania manewru skrętu na skrzyżowaniu często brak jest możliwości przejechania przez skrzyżowanie bez naruszania linii podwójnej ciągłej – w takiej sytuacji egzaminator również musiałby obligatoryjnie wystawić wynik negatywny” – czytamy w opinii przesłanej w ramach konsultacji projektu.
Transportowcy: takie zmiany to szkody dla społeczeństwa
Zanim projekt wszedł w życie przed uleganiem egzaminatorom i dyrektorom WORD-ów ostrzegali ministra także przedstawiciele branży transportowej.
„Niestety, od kilku lat, ze smutkiem obserwujemy, że Ministerstwo Infrastruktury podejmuje
działania, głównie w interesie środowisk i instytucji, związanych z procesem szkolenia
i egzaminowania” – pisał do ministra Maciej Wroński, prezes stowarzyszenia Transport i Logistyka Polska. Wśród takich działań wymienił m.in. „działania na rzecz zachowania status quo, w celu zabezpieczenia interesów finansowych WORD-o w i OSK” oraz „zwiększanie ochrony prawnej egzaminatorów i ograniczanie ich odpowiedzialności zawodowej za podejmowane rozstrzygnięcia (czego przykładem jest proponowana nowelizacja)”.
Wroński nie przebierał w słowach. Napisał wprost, że tam, gdzie interes załatwiają sobie ośrodki egzaminowania i egzaminatorzy, traci całe społeczeństwo.
„Odbywa się to ze szkodą dla faktycznych (przynajmniej w teorii) beneficjentów systemu, którymi są: społeczeństwo, inni uczestnicy ruchu drogowego oraz ta część gospodarki narodowej, która zatrudnia zawodowych kierowców. Jednocześnie (…) sam egzamin jest coraz bardziej skomplikowany. Paradoksalnie doszliśmy do sytuacji, że skala trudności w uzyskaniu prawa jazdy jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu wiedzy i umiejętności osoby uzyskującej uprawnienie do kierowania pojazdem oraz do poziomu bezpieczeństwa na naszych drogach” – napisał prezes TiLP.
Takie głosy – jak i tekst brd24.pl, w którym ujawnialiśmy planowane zmiany i ostrzegaliśmy przed ich efektem – spowodowały, że opracowana jeszcze jesienią nowelizacja została na wiele miesięcy odłożona.
Egzaminatorzy przez ten czas dopięli jednak swego i to ich posłuchał minister Dariusz Klimczak. Zamiast reformować polski system szkolenia kierowców, cofnął go o dekadę. Bo to w 2016 r. po raz pierwszy dokonano wyłomu w sztywnym systemie oceny i do rozporządzenia wprowadzono zapisy mówiące o tym, że za pewne błędy egzaminator może przerwać egzamin. Może – czyli wcale nie musi, bo to on ocenia całość sytuacji na drodze i zachowanie kursanta. Potem kolejna nowelizacja za czasów Zjednoczonej Prawicy poszła w lepszą stronę. 1 stycznia 2024 r. weszła w życie zmiana, która w opisie tabeli błędów egzaminacyjnych na prawo jazdy zaznaczyła, że one mogą stanowić postawę przerwania egzaminu – ale wcale nie muszą.
Teraz egzaminatorzy będą mogli działać jak automaty, co w sumie powoli podważa sens istnienia tej grupy zawodowej. Sztywne błędy wypisane w tabeli będzie potrafiła wychwycić sztuczna inteligencja na postawie obrazu z kamer samochodu.
Oczywiście nie sposób zauważyć jeszcze jednego tła tych zmian. I tu po części można zrozumieć, że egzaminatorzy skłaniając ministra do nowelizacji zadziałali w samoobronie. Bowiem mając z jednej strony duże pole do oceny podczas egzaminu, sami podlegają kontrolom urzędów marszałkowskich. A te – niestety – czasem kontrole przeprowadzają w kuriozalny sposób i niesłusznie deprecjonują pracę egzaminatorów.
Tylko sposobem na fatalny nadzór nad egzaminatorami powinna być poprawa tego nadzoru, a nie uwolnienie się od niech poprzez zasłanianie zerojedynkową listą błędów kończących egzamin. Takiego głosu egzaminatorów – wymierzonego w zły nadzór – nie było jednak wyraźnie słychać w mediach.
To nie koniec złych zmian?
Ci, którzy optowali za cofnięciem polskiego systemu szkolenia i egzaminowania o dekadę, przeprowadzenie nowelizacji przyjęli z zachwytem. Tego pomysłu w branżowych mediach broni obecnie Tomasz Dziuganowski, Prezes Rady Głównej Krajowego Stowarzyszenia Egzaminatorów.
Swoje zachwyty opublikował też lobbujący w tej sprawie Robert Dorosz, egzaminator z WORD w Tarnowie. „Dziękujemy Panie Ministrze!!!” – pisał w portalu Prawodrogowenews.pl. I cieszył się z tego, że teraz każdy błąd wymieniony w tabeli, który popełni kursant, będzie skutkował negatywnym wynikiem egzaminu.
Jak ustalił portal brd24.pl to m.in. Robert Dorosz został powołany do specjalnego zespołu ministra Klimczaka, który ma zajmować się reformą systemu szkolenia i egzaminowania kierowców. Zespół ten powołano bez rozgłosu i bez komunikatu w mediach.
W jego skład weszli:
Robert Dorosz – Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów,
Janusz Stachowicz – Krajowe Stowarzyszenie Dyrektorów WORD,
Michał Szypura – Polska Izba Gospodarcza OSK,
Katarzyna Kordiuk – Polska Federacja Stowarzyszeń Szkół Kierowców,
Maria Dąbrowska-Loranc – Instytut Transportu Samochodowego,
Maciej Kulka – z głosem doradczym, w charakterze eksperta.
W środowisku zajmującym się w Polsce zagadnieniami szkolenia i egzaminowania taki skład budzi zdumienie. Jedyną rozpoznawalną w nim postacią jest przedstawicielka nauki z Instytutu Transportu Samochodowego.
To nie zwiastuje niczego dobrego. Jeśli w składzie takiego ciała zasiedli ludzie, którzy forsowali zabetonowanie obecnego systemu, trudno spodziewać się, by nagle zapragnęli takiego szkolenia i egzaminowania kierowców, jaki mają Brytyjczycy czy Szwedzi. Przedstawiciele egzaminatorów i WORD – jak widać po nowelizacji rozporządzenia – skłonni są raczej bronić swoich interesów nawet kosztem kursantów i bezpieczeństwa na drogach.
Likwidacja placu – czy resort nagle pogrąży własne badanie?
W tak niezdrowy kontekst wpisuje się kolejne niepokojące zachowanie Ministerstwa Infrastruktury dotyczące placów manewrowych na egzaminach na prawo jazdy. Plac to dziś w UE relikt. Oprócz Polski do jazdy między liniami na asfalcie zmusza kursantów jeszcze tylko Łotwa. Organizacja zajmująca się BRD i egzaminowaniem kierowców – CIECA – już w 2009 r. wskazywała, że wymaganie wykonywania zadań na placu manewrowym w egzaminie podczas egzaminu na prawo jazdy jest nieuzasadnione i nie wpływa na jakość jazdy kierowców. Zdaniem CIECA lepiej spędzić z kursantami godziny w realnym ruchu i tam ich uczyć również manewrów.
W pewnym momencie pojawiło się otwarcie resortu infrastruktury na taką zmianę. Jak ujawnił brd24.pl w ubiegłym roku, 7 listopada 2024 r. na stronach Ministerstwa Infrastruktury pojawiło się zamówienie publiczne na wykonanie opracowania „Analiza istniejących rozwiązań w wybranych obszarach bezpieczeństwa ruchu drogowego w niektórych krajach członkowskich UE”.
Z opisu zamówienia wynikało, że resort zamierza kupić m.in. opis rozwiązań egzaminacyjnych na kategorie praw jazdy A i B z wykorzystaniem placów manewrowych. Kraje, które ministerstwo ujęło do zbadania w analizie, nie prowadzą egzaminów na placu. Wniosek z badania był więc przesądzony – plac jest elementem zbędnym dla procesu egzaminowania przyszłych kierowców.
Dziś link do tego zamówienia nie działa. Nie sposób go znaleźć na stronach internetowych Ministerstwa Infrastruktury. Takiego zamówienia nie ma też w oficjalnym planie zamówień publicznych resortu na rok 2025.
Z nieoficjalnych informacji brd24.pl wynika, że ktoś w resorcie nagle zrozumiał, iż badanie naukowe pokaże bezcelowość egzaminowania kierowców w Polsce na placach manewrowych. Dlatego postanowiono pozbyć się tego zamówienia publicznego. Według naszych informatorów wpływ na taką decyzję ministerstwa znów mogli mieć wpływ przedstawiciele wojewódzkich ośrodków ruchu drogowego. Tajemnicą Poliszynela jest to, że bardzo większość egzaminów praktycznych na prawo jazdy w Polsce kończy się na placu – to najtańszy sposób zarobkowania dla WORD-ów.
Niechętni likwidacji placów manewrowych są też niektórzy przedstawiciele branży ośrodków szkolenia kierowców. Z innych powodów – wielu z nich zainwestowało w place i nie są mentalnie gotowi na zmianę. Czasem podają też kuriozalne argumenty o tym, że plac pozwala bezpiecznie sprawdzić, czy kursant w ogóle powinien wyjechać na egzamin na ulicę – tymczasem powinni sprawdzić to oni na egzaminie wewnętrznym i takich, którzy stanowią zagrożenie, nie dopuszczać do zapisywania się na egzamin państwowy. Jak świadczy o OSK to, że wysyłają na egzaminy ludzi, którzy mogą być niebezpieczni na drodze?
Łukasz Zboralski