Społeczeństwo
“Jak leży to niech leży”. Pomocnicy drogowego bandyty Łukasza Ż. staną przed sądem

Opublikowano
2 tygodnie temu-
przez
luzZabraniali niesienia pomocy ciężko rannej w wypadku dziewczynie drogowego bandyty. Robili sobie zdjęcia na miejscu tragedii i filmiki. Sześć osób, które pomagało tuszować sprawę i uciec Łukaszowi Ż. po głośnym wypadku w stolicy, stanie przed sądem. Prokuratura zaznacza, że to jeszcze nie wszyscy “poplecznicy”, których namierzyła

W nocy z 14 na 15 września 2024 r. Łukasz Ż. pędził volkswagenem arteonem przez Warszawę, wbił się w auto wracającej do domu rodziny. Zabił ojca, który spał na tylnej kanapie auta między swoimi dziećmi.
Okazało się, że drogowy bandyta pięć razy łamał sądowe zakazy prowadzenia pojazdów. Prawdopodobnie prowadził też wówczas pijany (prokuratura zabezpieczyła monitoring w lokalu, w którym przed wypadkiem bawił się ze znajomymi). Łukasz Ż. uciekł do Niemiec. Tam został schwytany przez polskie służby i ekstradytowany do kraju. Tu czeka w areszcie na swój proces w sądzie.
Po wypadku jego znajomi próbowali wprowadzać w błąd służby i organizowali pomoc dla sprawcy. Dzięki nim wymknął się za granicę. Teraz sześć osób z tego grona stanie przed sądem. Prokuratura Okręgowa w Warszawie przygotowała wobec nich akt oskarżenia. Jego szczegóły potwierdzają to, co brd24.pl ustalił zaraz po tragedii – świadkowie wypadku nie tylko mataczyli w sprawie, ale też przeszkadzali w niesieniu pierwszej pomocy.
Odprowadzili Łukasza Ż. i krzyczeli “spier…, uciekaj!”
Jak podała prokuratura, w chwili wypadku jako pasażerowie Łukasza Ż. volskwagenem jechali także Paulina K. (jego partnerka, która została cieżko ranna), Sara S., Adam K. oraz Maciej O.
Po zderzeniu na miejsce wypadku przyjechał też Kacper K. samochodem cupra formentor. Jego pasażerowie – Damian J. i Mikołaj N. wysiedli z pojazdu i pieszo skierowali się w stronę robzitego arteona. Kacper K. nie wysiadł z samochodu. Choć miał telefon komórkowy nie wezwał służb ratunkowych na miejsce wypadku i odjechał.
Na nagraniu zarejestrowanym przez jednego ze świadków widać Macieja O., Mikołaja N. i Damiana J., którzy popychają Łukasza Ż. w kierunku zjazdu z ul. Aleja Armii Ludowej po prawej stronie jezdni. Krzyczeli do niego: „sp….., uciekaj!”. Wówczas Łukasz Ż. zniknął z pola widzenia kamery.
Mikołaj N. i Damian J. zawrócili w kierunku wraku samochodu, zbliżyli się do siebie, poklepując nawzajem po ramionach.
Gdy świadkowie wypadku próbowali nieść pomoc Paulinie K., Mikołaj N. i Damian J. im tego zabraniali. Dziewczyna leżała już wówczas wyciągnięta z wraku na asfalcie. Mężczyźni nie chcieli, by ktokolwiek do niej podchodził. “Jak leży to niech leży” – mówili.
Mikołaj N. był agresywny. Obrażał świadków wypadku i groził im. Wszystkich przekonywał, że przyjechał w to miejsce taksówką, a leżącej na drodze dziewczyny w ogóle nie zna. Tak samo kłamał najpierw policjantom, którzy przyjechali na miejsce wypadku. Potem zmienił wersję – przyznawał, że był pasażerem arteona. Twierdził jednak, że nie wie, kto kierował pojazdem. p
Także Damian J. próbował przekonywać świadków, że przyjechał taksówką oraz że nie zna żadnego z obecnych na miejscu uczestników wypadku. Zwłaszcza zaprzeczał, by znał Mikołaja N., z którym chwilę wcześniej klepał się po plecach.
Obaj mężczyźni wykonywali wtedy wiele połączeń telefonicznych do znajomych i wysyłali esemesy. Żaden z nich jednak nie zadzwonił po pomoc na 112.
Robił zdjęcia miejsca wypadku. “Na pamiątkę” – tłumaczył.
Maciej O. do przyjazdu służb ratunkowych pozostawał przy barierach ochronnych. On także wmawiał świadkom, że przyjechał na miejsce wypadku taksówką. Jednocześnie prosił, by wyciągnęli jego telefon z rozbitego arteona… Gdy mu go przekazano, zaczął robić zdjęcia miejsca wypadku. “To na pamiątkę” – mówił.
Po przyjeździe służb przekonywał, że sam jest ofiarą wypadku, że „przechodził przez barierki i wówczas potrącił go samochód”. Dopytywał nawet funkcjonariuszy o to, czy będzie mógł uzyskać odszkodowanie za traumę doznaną na skutek wypadku.Policjantom podawał kilka sprzecznych ze sobą wersji dotyczących swojego udziału w zdarzeniu i tożsamości osób podróżujących volkswagenem arteonem. Oświadczał, że nie zna Pauliny K. i pozostałych osób.
Pirat drogowy z cupry, jechał pijany
Wiadomo też, co robił dalej Kacper K., kierowca cupry. Po tym, jak wysadził na miejscu wypadku Mikołaja N. i Damiana J., zabrał do wnętrza Adama K. i Sarę S. Tych pasażerów Łukasza Ż. zawiózł do ich mieszkania. Ale po drodze wstąpili na stację benzynową. Zadniem prokuratury chcieli w ten sposób zapewnić sobie alibi – że będą widoczni na kamerach mniej więcej w czasie, w którym rozgrał się dramat z ich udziałem.
Na podstawie nagrań z restauracji, gdzie bawiła się cała grupa, prokuratura twierdzi, iż Kacper K. jeździł tej nocy po Warszawie pijany. Spożył bowiem 200 ml wódki, zatem według biegłych w godzinach 1.00-3.00 miał w organizmie zawartość alkoholu pomiędzy 0,6 promila a 1,1 promila.
Kacper K. nie pierwszy raz łamał prawo na drodze. Jak ustalili śledczy w przeszłości wielokrotnie był notowany za popełnione wykroczenia w ruchu drogowym. Tylko w pierwszej połowie września 2024 r. (czyli tuż przed wypadkiem) trzykrotnie został ukarany za niezastosowanie się do znaków B-36 – B-39 oraz za spowodowanie dwóch kolizji.
Ustalanie wersji w mieszkaniu
Kacper K. przekazał potem cuprę formentora wraz z kluczykami Aleksandrowi G., który przejechał do mieszkania Adama K. i Sary S.
Do tego mieszkania dotarł potem Łukasz Ż. twierdząc, że przyszedł tam pieszo z miejsca wypadku. Wtedy korzystał z telefonu, m. in. odbył rozmowy z Aleksandrem G. i matką Pauliny K. Dzwonił też z telefonu stacjonarnego oraz z telefonu komórkowego udostępnionego mu przez Aleksandra G. -Wyszukiwał wówczas, co w Internecie media piszą o jego wypadku. Kontaktował się także w różnymi osobami za pośrednictwem aplikacji Instagram, ustalając plan swojej ucieczki.
Tylko jeden się przyznał
Mikołaj N., Damian J., Maciej O., Kacper K., Aleksander G. nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im przestępstw. Adam. K. przyznał się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw oraz złożył wniosek o skazanie go bez przeprowadzania rozprawy. Wszyscy oskarżeni, poza Maciejem O., złożyli obszerne wyjaśnienia.
Kacper K., Maciej O. i Aleksander G. nie byli dotychczas karani.
Damian J. był uprzednio karany za to, że brał udział w bójce, w której narażono człowieka na śmierć lub ciężkie obrażenia (art. 158 § 1 k.k.) oraz za groźby karalne (art. 190 § 1 k.k.).
Mikołaj N. był wcześniej karany za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem narkotyków (art. 178a § 1 k.k.).
Adam K. był wielokrotnie karany, m. in. za przestępstwa z ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o przeciwdziałaniu narkomanii oraz za prowadzenie pojazdów po pijanemu lub pod wpłwyem narkotyków (art. 178a § 1 k.k.) i za udział w bójce (art. 158 § 1 k.k.).
Mikołajowi N., Damianowi J. Maciejowi O. i Adamowi K. prokuratura oskarża o nieudzielenie pomocy ofierze wypadku (art. 162 § 1 k.k.), za co grozi do 3 lat pozbawienia wolności, oraz o poplecznictwo – czyli utrudnianie postępowania karnego (art. 239 § 1 k.k.), za co grozi do 5 lat więzienia.
Kacper K. oskarżony został o te same przestępstwa i dodatkowo o prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości.
Aleksander G. oskarżony jest o poplecznictwo.
podejrzanemu o przestępstwa z art. 162 § 1 k.k., z art. 239 § 1 k.k. oraz z art. 178a § 1 k.k., a także Aleksandrowi G. podejrzanemu o przestępstwo z art. 239 § 1 k.k.
Wkrótce akt oskarżenia wobec Łukasza Ż.
Materiał dowodowy przeciwko Sarze S. został wyłączony do odrębnego postępowania.
Jeszcze w marcu ma zakończyć się śledztwo przeciw sprawcy wypadku Łukaszowi Ż. “Spowodowane zostało to długotrwałym oczekiwaniem na istotne opinie kryminalistyczne i lekarskie w sprawie” – poinformował Piotr Antoni Skiba, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie
Śledczy dali do zrozumienia, że ustalili więcej osób, które pomagały w ucieczce Łukasza Ż. do Niemiec. I prowadzą wobec nich “dalsze czynności procesowe”.
Łukasz Zboralski