Społeczeństwo
Emil Rau uniknął kary za wykroczenie. Pomógł mu sąd
Opublikowano
1 rok temu-
przez
luzEmil Rau, znany jako “łowca fotoradarów” jest właścicielem firmy transportowej. Gdy należącym do niego autem popełniono wykroczenie, odmówił policji wskazania danych tego, kto kierował pojazdem. Podał tylko rzekome imię i nazwisko. Sąd w Zielonej Górze uznał, że prawo nie zobowiązuje do ujawnienia innych danych. To pokazuje, że konieczna jest nowelizacja prawa, nad którą od lat “pracuje” rząd PiS
Tę sprawę ujawnił portal Interia.pl. Chodzi o Emila Rau. To właściciel firmy transportowej, który lata temu stał się publicznie znany z tego, że zwalczał fotoradary.
Ktoś zarejestrował, jak kierowca osobowego volkswatena należącego do Emila Rau jechał po buspasie. To wykroczenie zostało zgłoszone policji. Ta postanowiła ukarać sprawcę. Musiała jednak ustalić, kto siedział za kierownicą. Zwróciła się więc do właściciela – by podał dane kierowcy. Rau zasłaniał się ustawą o ochronie danych osobowych i podawał tylko rzekome imię i nazwisko sprawcy. Jak ujawnił na YouTube Paweł Rygas, dziennikarz Interii, Emil Rau wskazał jako sprawcę “Mateusza Nowaka”. Rygas zasugerował, że mogło być to fikcyjne imię i nazwisko.
Rau tak samo postąpił w innej sprawie, w której podania danych kierującego domagało się od niego, jako właściciela pojazdu GITD. Można więc zakładać, że chodziło o wykroczenie zarejestrowane przez automatyczny system nadzoru – fotoradary, odcinkowy pomiar prędkości lub rejestrator przejazdu na czerwonym świetle.
Kara za niewskazanie? Sąd w Zielonej Górze czyni ją niemożliwą do wyegzekwowania
To policji czy GITD oczywiście nie mogło wystarczyć do ustalenia sprawcy. Sprawy ostatecznie trafiły więc do sądu. Ten, jak relacjonuje Interia, w obu przypadkach przyjął bardzo osobliwą interpretację – według niej można bezkarnie podawać zmyślone dane rzekomego kierującego i nie grozi za to zupełnie nic.
Polskie regulacja zakładają bowiem, że można nie wskazać, komu powierzyło się pojazd, którym dokonane zostało wykroczenie. Wówczas sprawca unika punktów karnych, ale – co jest bolesne od momentu podniesienia kar – właściciel pojazdu zapłacić może gigantyczną grzywnę – 8 tys. zł.
Sąd w Zielonej Górze uznał, że wskazanie komu powierzyło się pojazd dotyczy wyłącznie obowiązku podania imienia i nazwiska.
“Jak wskazuje wykładnia językowa, pod słowami >>komu<< i >>osoba<< kryje się co najwyżej wskazanie imienia i nazwiska danego człowieka. Brak jest natomiast podstawy prawnej dla stanowiska GITD, jakoby poprzez znamię ustawowe >>komu<< można by rozumieć także inne dane osoby takie jak jej adres, data i miejsce urodzenia itp.” – cytuje Interia uzasadnienie Sądu w Zielonej Górze.
Nowelizacja od dawna wstrzymywana
Pozostawienie prawa w takim kształcie – jak widać – pozostawi furtkę sędziom, którzy mogą chcieć uznawać, że podanie “komu” właściciel powierzył auto ma się sprowadzać jedynie do nieweryfikowalnego imienia i nazwiska. Jego zmiana jest więc koniecznością, jeśli system automatycznego nadzoru nad kierowcami nie ma się załamać.
Rząd może doprecyzować zapis art. 78 Prawa i ruchu drogowym (“Właściciel lub posiadacz pojazdu jest obowiązany wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub używania w oznaczonym czasie, chyba że pojazd został użyty wbrew jego woli i wiedzy przez nieznaną osobę, czemu nie mógł zapobiec”) i dodać, że określenie “komu” powierzyło się pojazd ma zawierać określenie imienia, nazwiska, adresu itd.
Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby jednak wprowadzenie w życie wstrzymywanej od lat nowelizacji, którą przygotować miał Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Chodzi o przepisanie na nowo tego, co było już gotowe za rządów PO-PSL – projektu nowelizacji, według którego odpowiedzialność za wykroczenie obciąża właściciela pojazdu. Chyba że ten, w ciągu określonego czasu, wskaże osobę, która jego autem wykroczenie popełniła.
luz