Infrastruktura
Za dramat pieszych odpowiedzialni są też urzędnicy, którzy budują niebezpieczne przejścia

Opublikowano
6 lat temu-
przez
luzW sprawie zmiany statusu pieszego przed przejściem – ministerstwo się wypowiedziało, sprawa zamknięta. Coś jednak zrobić trzeba. Każdego dnia dochodzi do ośmiu potrąceń na przejściach dla pieszych. Skoro pozostajemy przy „starym” prawie to należy dokonać głębokiej rewizji infrastruktury przejść dla pieszych, wymusić na urzędnikach to, do czego zobowiązuje ich prawo oraz zmienić niektóre zapisy rozporządzeń
Na łamach brd24.pl opisałem już [czytaj o tym], jak funkcjonuje dobrze zorganizowany system przejść dla pieszych w Niemczech. Nie zobaczymy tam tak ogromnego zagęszczenia zebr jak w Polsce. Nie zobaczymy wytyczonych przejść bez sygnalizacji, gdzie dopuszczalne prędkości są większe niż 50 km/h, gdy w Polsce tzw. przejścia bez sygnalizacji fundowane są nam przy dozwolonych prędkościach 70/90 a nawet 100 km/h.
W Niemczech nie zobaczymy przejścia bez sygnalizacji świetlnej tam, gdzie na jezdni są dwa pasy w tym samym kierunku, bo istniałoby ryzyko, że ktoś na sąsiednim pasie mogły się nie zatrzymać i – nieważne z jakiego powodu – potrącić pieszego. Pojawienie się ryzyka wypadku z powodu infrastruktury drogowej, dyskwalifikuje tam takie przejście jako „bezpieczne”. Dlatego też w Niemczech zarządca drogi robi wszystko, aby takie ryzyko zniwelować, bo to on w pierwszej kolejności jest prześwietlany na okoliczność wypadku.
W Niemczech nie zobaczymy takich przejść – jak na fotografiach poniżej.
W Polsce, nie tylko że takie przejścia funkcjonują i czekają na swoją ofiarę, to na dodatek są niezgodne z obowiązującym prawem. Prawo mówi wyraźnie, że przejście przez min. cztery pasy powinno być wyposażone w azyl dla pieszych.
“Dz.U.2016.0.124 – Rozporządzenie Ministra Transportu i Gospodarki Morskiej z dnia 2 marca 1999 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać drogi publiczne i ich usytuowanie
§ 127 Przejścia dla pieszych
ust.9. Na przejściu dla pieszych powinna być umieszczona wyspa dzieląca jezdnię ograniczona krawężnikami o szerokości nie mniejszej niż 2,0 m, w szczególności:
1) na jezdni dwukierunkowej między skrzyżowaniami, o liczbie pasów co najmniej 4;”
Gdyby nawet takie przejście było uzbrojone w sygnalizacje świetlną, to też powinno być wyposażone w wyspę (sygnalizacja nie zawsze działa, np. w porze nocnej, lub kiedy jest awaria).
Dlaczego więc w Polce funkcjonują przejścia niezgodne z prawem? Należy zapytać zarządców tych dróg – samorządów, które są ich właścicielami i wojewodów, którzy sprawują nadzór nad zarządzaniem ruchem nad drogami wojewódzkimi, powiatowymi i gminnymi. I należy zapytać polityków z władz centralnych, dlaczego prawo nie pozwala dziś ukarać samorządowego zarządcy drogi za niewłaściwe jej wyposażenie czy oznakowanie.
Innym problemem jest to, że całe mnóstwo przejść miedzy skrzyżowaniami w Polsce powinno być wyposażone we wzbudzaną sygnalizację świetlną – a nie są. Reguluje to Rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 3 lipca 2003 r.„W sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach – załącznik nr 3, pkt 6.3 „Pomocnicze kryterium punktowe dla oceny potrzeby zastosowania sygnalizacji świetlnej”.
Nie wystarczy raz namalować zebrę i dalej się nią nie interesować. Co pewien okres należy zmierzyć natężenie ruchu, bo mogła się zmienić zabudowa terenu, doszły nowe potoki pieszych i pojazdów i ogólnie natężenie ruchu wzrosło. Tym samym przejście – z początku bezpieczne, z upływem czasu stało się niebezpieczne.
Co jaki czas należy wykonać owe badanie? To już określa regulamin, przyjęty przez samorząd. Ale taki regulamin, to po pierwsze trzeba sporządzić, a po drugie, to wykonać jego zapisy. I tu też, aż się prosi o kontrolę tego aspektu przez wojewodę, bo niejednokrotnie widzimy na własne oczy, że na to, czy tamto przejście aż strach wejść, a sygnalizacji nie ma.
Można zrobić wiele dla pieszych i w obecnym stanie prawnym
Reasumując – za dramat z liczbą ginących osób na przejściach dla pieszych w Polsce (od trzech lat ta liczba się zwiększa!) odpowiedzialni są nie tylko piesi i kierowcy, ale też urzędnicy samorządowi i rządowi.
Gdy kierowcy i piesi uważani są powszechnie za jedynych winnych całego zła, urzędnicy starają się być w tej całej sprawie jak najmniej widoczni, a najlepiej – niewidzialni. Ale jeśli władza centralna poważnie myśli o poprawie bezpieczeństwa na przejściach dla pieszych, to nie może ukrywać swojej odpowiedzialności za plecami kierowców i pieszych. I nie może tylko bazować na działaniach miękkich, na zaleceniach (vide poradnik dla samorządów dot. oświetlenia przejścia) i medialnych spotach BRD. Odsuwanie się od podejmowania twardych decyzji nie rozwiązuje żadnego problemu.
Tym bardziej, że wiele dobrego dla pieszych można zrobić nawet w obecnym stanie prawnym, poczynając od wzmocnienia nadzoru w kwestii przestrzegania prawa przez administrację samorządową. Jeśli istnieją nieprawidłowości (prawne i budowlane) związane z infrastrukturą przejść, to istnieją też narzędzia administracyjne w geście wojewody, aby temu przeciwdziałać. Można też zmienić przepisy rozporządzenia, nakładając obowiązek instalacji sygnalizacji świetlnej wzbudzanej, wszędzie tam gdzie wytyczono przejście przez min. dwa pasy w jednym kierunku (bez względu na natężenie ruchu) – zamiast okresowych i trudnych wyliczeń o konieczności jej stosowania. Będzie kosztować? Trudno. Utrata życia i ciężkie kalectwo kosztuje więcej. Ktoś powie, że to nonsens. To proszę wyjechać za Odrę (nie trzeba daleko) i obejrzeć sobie jak skutecznie działa ów nonsens w praktyce i… w liczbach wypadków.
Samorządy mogą zadziałać same, bez czekania na rząd
Samorządy nie muszą też czekać na ministerialne decyzje. Mogą same podjąć działania naprawcze. Może się okazać, że jakąś część przejść trzeba będzie zlikwidować. W innych miejscach będą potrzebne pieniądze na dołożenie sygnalizacji wzbudzanej lub innego typu, albo poprawienie widoczności otoczenia przejścia. Oczywiście, pieniądze to zawsze problem dla samorządów, ale od tego jest Krajowa Rada BRD, aby przygotować stosowne programy i zapewnić wsparcie finansowe, zmierzając do poprawy bezpieczeństwa na przejściach dla pieszych.
Ilu pieszych można uratować na pasach poprzez modernizację infrastruktury samych przejść i ich otoczenia? Jeśli przyjrzeć się temu jak to zrobili Niemcy, Austriacy czy Holendrzy to jestem przekonany, że można uratować zdecydowaną większość dzisiejszych ofiar – zarówno pieszych (od śmierci i kalectwa), jak i kierowców (od więzienia). Skoro u nich się udało, to dlaczego u nas miało by być inaczej?
Jeśli rząd i samorządowcy nadal nie będą robić nic, to na przejściach dla pieszych dalej będziemy odnotowywać po 3 tys. potrąceń rocznie. Taką cenę niestety płacimy, aby w XXI w. między Odrą, a Bugiem przekroczyć kawałek asfaltu. I wstyd, i hańba.
Wiesław Migdałek