Connect with us

Filmy

Fotoradarowa zapaść. Za czasów PiS automatyczny nadzór nad kierowcami się rozsypuje

Opublikowano

-

Służba zajmująca się fotoradarami od początku rządów PiS zdołała zainstalować zaledwie 41 sztuk nowych urządzeń nadzoru nad kierowcami drogach. To szokująca nieudolność. CANARD wciąż ma też problemy z wręczaniem mandatów i tym roku 40 proc. kierowców jeszcze ich nie zapłaciło. Tymczasem już w  2014 r. NIK alarmował, że ściągalność kar w CANARD jest dramatycznie niska
W październiku 2022 r. nowym zastępcą szefa GITD została kierowca rajdowy Klaudia Podkalicka. Jako wiceszef GITD ma nadzorować CANARD. Na zdjęciu z Głównym Inspektorem Transportu Drogowego Alvinem Gajadhurem i ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem Fot. MI

W październiku 2022 r. nowym zastępcą szefa GITD została kierowca rajdowy Klaudia Podkalicka. Jako wiceszef GITD ma nadzorować CANARD. Na zdjęciu z Głównym Inspektorem Transportu Drogowego Alvinem Gajadhurem i ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem Fot. MI

Automatyczny nadzór nad kierowcami w Polsce sprawują na drogach urządzenia zarządzane przez Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), które podlega Głównemu Inspektoratowi Transportu Drogowego.

To obecnie 587 fotoradarów, 58 odcinkowych pomiarów prędkości i ponad 30 kamer rejestrujących wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle.

W kraju takiej wielkości jak Polska, to zdecydowanie niedorozwinięty system. Wystarczy przyjrzeć się samym fotoradarom. U nas jest ich niecałe 600, gdy we Włoszech – 7,5 tys., w Wielkiej Brytanii – 5,3 tys., w Niemczech blisko 5 tys., we Francji 3,6 tys., w Szwecji – ponad 2 tys. Nawet w małej Litwie jest ponad 300 fotoradarów, czyli wielokrotnie więcej na jeden kilometr drogi.

Skalę niedorozwoju polskiego automatycznego systemu nadzoru oddaje trochę lepiej zestawienie liczby fotoradarów przypadających na 1 tys. km kw.

W Polsce na 1 tys. km kw. przypada zaledwie 1,66 fotoradaru (dane za Rankomat.pl), gdy w Belgii jest to 30, we Włoszech – 26, w Wielkiej Brytanii blisko 17, w Austrii – 14, w Niemczech blisko 11, we Francji prawie 5.

Zaledwie 41 nowych urządzeń przez siedem lat

Zapaść polskiego systemu nadzoru nad kierowcami nie jest tak widoczna, gdy media podają liczby wszystkich nowych urządzeń montowanych na polskich trasach. Wydaje się wówczas, że przybywają ich dziesiątki. To jednak nieprawda. Zdecydowana większość urządzeń to po prostu wymiana sprzętu w już istniejących lokalizacjach. Nowych miejsc kontroli prawie nie przybywa.

Jak ustalił portal brd24.pl od 1 stycznia 2016 r. – a więc w zasadzie od przejęcia władzy w Polsce przez rządy Zjednoczonej Prawicy – do 30 listopada 2022 r. zainstalowano na naszych drogach… 41 urządzeń nadzoru nad kierowcami w nowych lokalizacjach. Zatem służba odpowiedzialna za rozwój systemu nadzoru i operująca milionami złotych na ten cel z UE, potrafiła zdobyć się na instalację średnio 6 urządzeń w nowych lokalizacjach rocznie.

Brak nowych urządzeń w nowych lokalizacjach oznacza, że rząd nie ogranicza wypadków w takich miejscach, w których automatyczna kontrola mogłaby na to wpływać. A wpływa bardzo mocno – w Polsce fotoradary ograniczają liczbę śmiertelnych wypadków o 50 proc.

To także poważny problem z wykorzystaniem unijnych środków. CANARD od 2017 r. prowadzi projekt w ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko 2014-2020 (Projekt indywidualny: POIS.03.01.00-00-0040/18). Na instalację nowych urządzeń nadzoru nad kierowcami dostał w jego ramach blisko 160 mln zł z Europejskiego Funduszu Spójności. Projekt ten musi zakończyć się 30 listopada przyszłego roku.

W tym roku 40 proc. wezwanych kierowców nie zapłaciło mandatów

Brak nowych miejsc kontroli kierowców to nie jedyny kłopot. CANARD nie radzi sobie z wystawianiem kar nawet w ramach istniejącej, niewielkiej sieci urządzeń. Wskazywała na to już w 2014 r. kontrola NIK. Inspektorzy wytknęli, że CANARD w ogóle nie przetworzył 72 tys. zdjęć z fotoradarów, przez co nie nałożono na kierowców mandatów sięgających blisko 20 mln zł. Oprócz tego dopuszczano do przedawnienia 11 tys. wykroczeń – odpowiadających kwocie 2,5 mln zł z mandatów.

Najpoważniejszym kłopotem było jednak słabe prawo, które pozwalało odmówić wskazania kierującego, bądź w ogóle nie udzielić odpowiedzi na wezwanie CANARD. “Blisko 40 proc. sprawców ujawnionych przypadków niestosowania się do ograniczeń prędkości nie zostaje ukaranych grzywną za to wykroczenie (tym samym nie dostaje też punktów karnych i unika innych konsekwencji, takich jak np. zatrzymanie prawa jazdy), bo właściciele pojazdów odmawiają wskazania kierującego pojazdem” – pisali kontrolerzy NIK w 2014 r.

Latami urzędnicy zdawali sobie sprawę z prawnej dziury w nadzorze, ale nikt z nich nie chciał tego zmieniać. Dwa lata temu szef GITD Alvin Gajadhur ujawnił, że powstać miał projekt nowelizacji prawa (dla resortu miała przygotować go właśnie ITD).

„Inspekcja Transportu Drogowego wspólnie z ekspertami Ministerstwa Infrastruktury przygotowała propozycję ustawy fotoradarowej, która ograniczy przypadki unikania odpowiedzialności i wpłynie na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego” – napisała wówczas Twitterze ITD. Jednak przez te dwa lata projektu nawet nie pokazano, nie mówiąc o tym, by trafił do konsultacji społecznych.

Tymczasem zapisy takiego prawa nie musiały nawet zostać wymyślone od nowa, są gotowe od czasów rządów PO-PSL. Już w 2013 r. ówczesne Ministerstwo Transportu przygotowało założenia nowelizacji. Zakładano, że w trybie administracyjnym CANARD będzie wysyłał tylko dwie przesyłki (dziś możliwe byłoby to nawet z pomocą ePUAP bez drukowania listów): zawiadomienie o fakcie naruszenia przepisów i decyzję administracyjną o ukaraniu. Po pierwszej przesyłce właściciel pojazdu miał mieć 21 dni na wskazanie sprawcy lub przyznanie się do winy i opłacenie kary (dostawałby wówczas punkty karne, ale też 20-procentowy rabat w wysokości kary). Druga przesyłka nadchodzić miała po 21 dniach, gdy właściciel pojazdu nie podjął żadnych czynności. Wówczas musiałby już bezwzględnie zapłacić wyższą karę (choć bez punktów karnych).

Trudno się więc dziwić, że ściągalność mandatów w CANARD nadal jest na dramatycznie niskim poziomie. Jak sprawdził portal brd24.pl od 1 stycznia do 30 listopada tego roku wszystkie urządzenia nadzoru (fotoradary, odcinkowe pomiary prędkości, urządzenia mobilne zamontowane na pokładzie radiowozów, urządzenia rejestrujące wjazd na skrzyżowanie przy nadawanym czerwonym świetle) zarejestrowały w sumie 944 342 naruszeń, z czego po weryfikacji formalnej i merytorycznej materiału dowodowego, wystosowano do właścicieli pojazdów łącznie 773 534 wezwań do wskazania osoby kierującej pojazdem w chwili odnotowania wykroczenia.

Jak zakończyły się te sprawy? “457 722 spraw zakończono nałożeniem mandatów karnych. W pozostałych sprawach prowadzone są czynności” – poinformował CANARD. Urzędnicy wskazali, że czyn przedawnia się po roku, więc mają 365 na wszczęcie postępowania w każdej z tych spraw. Te dane oznaczają jednak, że nadal w ciągu roku służba nie nakłada mandatów na 40 proc. przyłapanych na wykroczeniach kierowców. To o tyle zła wiadomość, że po urealnieniu mandatów w Polsce, kierowcy znacznie rzadziej łapani są przez fotoradary – GITD podawało, że spadek naruszeń przekroczeń prędkości sięgnął 30 proc. Urzędnicy mając o 30 proc. mniej pracy, nadal wykazują jednak sprawność w nakładaniu mandatów na poziomie 60 proc.

Nowa nadzorująca CANARD przeciwna karaniu kierowców i fotoradarom

O ile CANARD przez lata zainstalował niewiele nowych punktów nadzoru nad kierowcami na drogach, o tyle udało się GITD zainstalować nowy etat w służbie. W październiku tego roku powołana została nowa p.o. zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego, która odpowiadać będzie za nadzorowanie CANARD. Na to stanowisko powołano Klaudię Podkalicką – kierowcę rajdowego, która już wcześniej w 2019 r. dostała pracę w GITD jako zastępca dyrektora Biura Informacji i Promocji GITD.

Trudno było o ciekawszą nominację na osobę mającą zajmować się służbą od fotoradarów. Gdy w 2013 r. wprowadzano w Polsce karę odbierania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h, Podkalicka nazywała to “absurdem”. Twierdziła, że lepiej skupić się np. na dokładnym zapinaniu pasów bezpieczeństwa. “Główny problem nie leży w prędkości, ale w tym, że jesteśmy niedoszkoleni. Brakuje miejsc do szkolenia młodych ludzi, żeby mogli się wyładować za kierownicą”” – mówiła wówczas w TVN24.

Później, w rozmowie z “Rzeczpospolitą” w 2017 r. Podkalicka niechętnie wypowiadała się na temat fotoradarów, których rozbudowę w Polsce teraz nadzoruje. Stwierdziła wprawdzie, że w miejscach, gdzie stoją fotoradary, jest na drogach bezpieczniej. Zaraz jednak zaznaczała: “Jestem zwolenniczką, żeby dobrze uczyć kierowców a nie stawiać fotoradary”.

Łukasz Zboralski