Connect with us
Statystyki 2025
  • Zabici w wypadkach - 462
  • Ranni w wypadkach - 7801
  • Kierowcy po alkoholu - 34356
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 47.04
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.23
  • Średnia liczba rannych dziennie: 54.55
  • Zabici w wypadkach - 462
  • Ranni w wypadkach - 7801
  • Kierowcy po alkoholu - 34356
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 47.04
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.23
  • Średnia liczba rannych dziennie: 54.55

Rozmowy i opinie

Neurochirurg: coraz częściej trafiają do nas dzieci po urazach głowy. To przez hulajnogi

Opublikowano

-

Upadki z dużą siłą na hulajnogach elektrycznych, uderzenia głową o asfalt, kończą się tomografią, obserwacją, a czasem operacją. Kiedyś takich urazów u dzieci widzieliśmy mniej. Dziś to już codzienność – mówi brd24.pl dr Łukasz Rákász, neurochirurg, ordynator dziecięcego szpitala w stolicy. I podkreśla: – Nikt nigdy nie żałował, że miał na sobie kask w chwili wypadku, a wielu żałowało, że go nie miało

Dr Łukasz Rákász, ordynator oddziału neurochirurgii Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie Fot. Robert Kowalewski

TOMEK BODYŁ: Panie Doktorze, jaki był najtrudniejszy moment w Pana pracy lekarza?

DR ŁUKASZ RAKASZ RÁKÁSZ: Najtrudniejszy przypadek, który zapadł mi w pamięć na zawsze, wydarzył się, gdy byłem młodym lekarzem i jeździłem w karetce pogotowia ratunkowego. Zostaliśmy wezwani do wypadku, w którym młody motocyklista uległ poważnym obrażeniom w pobliżu swojego domu na wsi. Na miejscu była jego mama, która próbowała mu pomóc. Niestety, obrażenia okazały się zbyt poważne i mimo naszych wysiłków nie udało się go uratować. Połączenie tragedii z widokiem zrozpaczonej rodziny i silnych emocji towarzyszących tamtej chwili to coś, co zostaje z człowiekiem na zawsze. Choć ratownicy medyczni, strażacy i policjanci często stykają się z takimi sytuacjami, to ten przypadek szczególnie utkwił mi w pamięci i ukształtował moje podejście do pracy w medycynie.

Co się dzieje z głową człowieka podczas wypadku?

Mechanizm urazu głowy podczas wypadku komunikacyjnego wynika z dużej prędkości i nagłej deceleracji, czyli zatrzymania. Gdy pojazd gwałtownie się zatrzymuje, energia kinetyczna musi zostać rozproszona. W samochodzie część tej energii pochłaniają poduszki powietrzne i strefy zgniotu pojazdu. Natomiast na motocyklu czy hulajnodaze, gdzie brak takiej ochrony, energia uderzenia przenosi się bezpośrednio na ciało. W rezultacie tkanki, w tym delikatny mózg, ulegają uszkodzeniu. Nawet stosunkowo niewielki uraz może prowadzić do poważnych konsekwencji, ponieważ mózg jest wyjątkowo wrażliwy na tego rodzaju siły.

Czy są jakieś istotne różnice w urazach głowy w zależności od używanego pojazdu (np. pieszego, rowerzysty, użytkownika hulajnogi czy kierowcy samochodu). Które są najgorsze i dlaczego?

Najcięższe urazy głowy mają zazwyczaj piesi, użytkownicy hulajnóg i motocykliści – bo nie mają żadnej ochrony wokół siebie.. Z badań wynika, że to w tej grupie, pieszych i motocyklistów, jest najwięcej poważnych urazów głowy. Z tym że ci ostatni zwykle mają kaski – i to lepsze oraz obowiązek ich noszenia. Gdy kask jest dobrej jakości i dobrze założony, potrafi uratować życie. Ale jeśli motocyklista uderzy w coś przy dużej prędkości, nawet kask może nie wystarczyć. Kierowcy i pasażerowie samochodów mają większe szanse wyjść z wypadku bez urazu głowy – dzięki pasom, poduszkom powietrznym i samej konstrukcji auta. Ale jeśli uderzenie jest bardzo silne albo boczne, to i tak może dojść do poważnego urazu głowy. Dlatego tak ważne jest noszenie kasku, uważna jazda i – niestety – świadomość, że w ruchu drogowym nie wszyscy mają równe szanse.

Jakie są skutki takich urazów głowy w wypadkach komunikacyjnych?

Skutki urazów głowy w wypadkach komunikacyjnych można podzielić na trzy główne okresy. W fazie ostrej, bezpośrednio po urazie, mogą wystąpić wstrząśnienie mózgu, krwiaki wewnątrzczaszkowe, złamania kości czaszki i obrzęk mózgu. W okresie podostrym, kilka dni lub tygodni po urazie, mogą pojawić się powikłania takie jak krwiaki przewlekłe, infekcje, czy zaburzenia neurologiczne. W dłuższej perspektywie, w okresie przewlekłym, mogą wystąpić trwałe zmiany, takie jak przewlekłe bóle głowy, zaburzenia poznawcze, czy padaczka pourazowa. Każdy z tych okresów wymaga odpowiedniego leczenia i rehabilitacji, aby zminimalizować długoterminowe skutki urazu.

Czy na pana pracę wpłynęło upowszechnienie się hulajnóg elektrycznych?

Zdecydowanie wpłynęło. Od kilku lat widzę wyraźną zmianę w profilu pacjentów. Coraz częściej trafiają do nas dzieci i młodzież po wypadkach na hulajnogach elektrycznych. To dzieci młodsze niż kiedyś — czasem mają 8, 9 czy 10 lat, a jeżdżą pojazdami, które osiągają prędkość nawet 25 km/h. Problem polega na tym, że hulajnogi nie są technicznie przystosowane do bezpiecznej jazdy w rękach dziecka. Mają małe kółka, przez co łatwo wpadają w dziury, zatrzymują się na kamyku, krawężniku czy nawet mokrej nawierzchni. Nie mają też dużego efektu żyroskopowego jak rower — nie „prowadzą się same”, tylko bardzo łatwo tracą równowagę. A dzieci, niestety, często nie mają jeszcze zdolności, by przewidzieć, co się stanie przy dużej prędkości albo jak zareagować w nagłej sytuacji.
Efekt? Upadki z dużą siłą, często głową o asfalt. A to kończy się tomografią, obserwacją, a czasem operacją. Kiedyś takich urazów u dzieci widzieliśmy mniej. Dziś to już codzienność. Dlatego potrzeba tu rozsądku, edukacji i – być może – zmian w przepisach, które będą chronić najmłodszych przed zbyt szybkimi, niedostosowanymi do ich wieku pojazdami.

Z pana obserwacji – ilu pacjentów neurochirurgii to w ogóle ludzie z wypadków komunikacyjnych (różnych, auta, samochody) wśród innych przypadków?

W mojej codziennej pracy jako neurochirurga zauważam, że urazy głowy spowodowane wypadkami komunikacyjnymi stanowią istotną część przypadków trafiających na oddział. Choć dokładny odsetek może się różnić w zależności od regionu i szpitala, dane europejskie wskazują, że w niektórych krajach aż 44% przypadków urazów mózgu jest związanych  z wypadkami drogowymi. W Polsce, mimo ogólnego spadku liczby wypadków drogowych w ostatnich latach, nadal odnotowuje się znaczną liczbę poważnych urazów głowy wymagających interwencji neurochirurgicznej. Szczególnie niepokojące są przypadki dotyczące niechronionych uczestników ruchu drogowego, takich jak piesi, rowerzyści czy użytkownicy hulajnóg, którzy stanowią znaczną część ofiar wypadków.
Warto również zauważyć, że w Europie urazy mózgu są jedną z głównych przyczyn hospitalizacji i zgonów, a ich leczenie stanowi duże obciążenie dla systemów opieki zdrowotnej Dlatego tak ważne jest nie tylko skuteczne leczenie, ale przede wszystkim działania profilaktyczne, takie jak edukacja społeczeństwa, poprawa infrastruktury drogowej oraz promowanie używania kasków ochronnych. Podsumowując, wypadki komunikacyjne mają znaczący wpływ na obciążenie oddziałów neurochirurgii, a ich skutki często są tragiczne. Dlatego kluczowe jest podejmowanie działań mających na celu zmniejszenie liczby takich wypadków i ich konsekwencji.

Czy skutki takich urazów głowy są „wyleczalne” czy też ich skutki są mogą być/są odczuwalne do końca życia?

To zależy od tego, jak poważny był uraz. Lekkie uderzenie w głowę, np. wstrząśnienie mózgu po upadku czy uderzeniu, zazwyczaj się goją i nie zostawiają trwałych śladów. Czasem przez kilka dni boli głowa, można mieć zawroty czy trudniej się skupić, ale to zwykle mija. Poważniejsze urazy, takie jak krwiaki w mózgu, obrzęk czy uszkodzenia nerwów, mogą już niestety zostawić trwałe konsekwencje — problemy z pamięcią, mową, ruchem albo zmianę zachowania. Zdarza się też, że po takich urazach pojawia się padaczka albo przewlekły ból głowy. Dzieci mają tę zaletę, że ich mózg potrafi się „przebudować” i odzyskać część funkcji — to się nazywa neuroplastyczność. Ale nawet u dzieci nie zawsze da się wrócić do stanu sprzed urazu. Dlatego niektóre skutki można całkowicie wyleczyć, a inne mogą zostać z człowiekiem na dłużej — czasem na całe życie. Ważne, żeby jak najszybciej wdrożyć leczenie i rehabilitację, bo wtedy szanse na powrót do zdrowia są największe.

Jak w takim razie chronić głowę przez urazami?

Najskuteczniejszym sposobem ochrony głowy jest unikanie wypadków, jednak gdy do nich dojdzie, kluczowe jest noszenie kasku. Z punktu widzenia neurochirurga, noszenie kasku to jedna z najprostszych i najskuteczniejszych form ochrony życia i zdrowia. Kask działa jak amortyzator, pochłaniając energię uderzenia i rozpraszając ją, zanim dotrze do czaszki i mózgu. Dzięki odpowiedniej konstrukcji i materiałom, kask zmniejsza siłę uderzenia, chroniąc delikatne struktury mózgu przed urazami. To proste, ale niezwykle skuteczne rozwiązanie, które może uratować życie i zapobiec poważnym konsekwencjom urazów głowy. Kask działa jak tarcza – w momencie wypadku pochłania część energii uderzenia i chroni mózg przed bezpośrednim urazem. To może być różnica między lekkim potłuczeniem a poważnym krwiakiem wewnątrzczaszkowym czy trwałym uszkodzeniem mózgu.
Badania pokazują jasno: użycie kasku zmniejsza ryzyko śmierci o około 40%, a ciężkiego urazu głowy nawet o 60%. Dotyczy to zarówno motocyklistów, rowerzystów, jak i użytkowników hulajnóg. Mimo to wiele osób nadal rezygnuje z kasku, traktując go jako zbędny dodatek – aż do momentu, gdy jest już za późno.
Warto podkreślić: kask musi być dobrze dopasowany i prawidłowo zapięty. Po każdym poważnym uderzeniu powinien być wymieniony, nawet jeśli z zewnątrz wygląda na cały – bo jego wewnętrzna struktura może być już nieskuteczna. Z naszej perspektywy – lekarzy, którzy codziennie widzą skutki urazów głowy – nie ma żadnych wątpliwości. Kask ratuje życie. I naprawdę nie warto z niego rezygnować.

Czy z pana obserwacji wynika, że ludzie mają świadomość konieczności używania kasków czy raczej to lekceważą?

Z mojego doświadczenia wynika, że świadomość rośnie — ale bardzo nierówno. W miastach coraz częściej widuje się dzieci i dorosłych w kaskach, zwłaszcza na rowerach i hulajnogach. Ale na wsiach czy w mniejszych miejscowościach sytuacja wygląda gorzej. Tam wciąż panuje przekonanie, że „kask to obciach”, a rówieśnicy potrafią wyśmiewać dzieci, które go noszą. W efekcie wiele dzieci rezygnuje z ochrony, byle tylko się nie wyróżniać. To smutne, bo właśnie tam, gdzie dzieci jeżdżą po drogach bez chodników, obok ciągników i ciężarówek, ryzyko wypadku jest ogromne. A przecież kask może zdecydować o tym, czy po takim zdarzeniu dziecko wstanie i pójdzie dalej — czy trafi na stół operacyjny, albo gorzej.
Dlatego potrzebujemy nie tylko edukacji dzieci, ale też rodziców, nauczycieli i całych społeczności. Kask nie może być powodem do wstydu — powinien być powodem do dumy. Tak jak pasy w samochodzie czy fotelik dla dziecka. Jako lekarz mogę tylko dodać nikt nigdy nie żałował, że miał na sobie kask w chwili wypadku — ale wielu żałowało, że go nie miało.

Czy powinniśmy coś zrobić, np. w sferze prawa, żeby tych urazów było mniej?

Zdecydowanie tak. Coraz więcej osób — zarówno wśród społeczeństwa, jak i wśród polityków — zaczyna dostrzegać, że kask to nie dodatek, ale realna ochrona życia. Badania są jednoznaczne, a codzienna praktyka lekarska to potwierdza: kask często decyduje o tym, czy po wypadku ktoś wróci do domu o własnych siłach, czy trafi na stół operacyjny. Warto rozważyć zmiany w przepisach — np. obowiązek noszenie kasku, nie tylko na rowerze, ale także na hulajnodze. To nie musi być represyjne — może i powinno iść w parze z edukacją, kampaniami społecznymi i dostępem do tanich kasków dla rodzin. Sam z chęcią dołączę do każdej grupy, która będzie pracowała nad takim rozwiązaniem. To szlachetny cek, który przy niewielkich nakładach może uratować życie wieli ludzi, zwłaszcza dzieci. Jeśli chcemy mówić, że zdrowie i bezpieczeństwo są dla nas ważne, to nie możemy zostawiać takich tematów „na później”.

Dr Łukasz Rákász – jest lekarzem medyny z tytułami: doktorskim (PhD), a także FEBNS (Fellow of the European Board of Neurological Surgery – tytuł specjalisty neurochirurga w Europie). Jest ordynatorem oddziału neurochirurgii Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie