Connect with us
Statystyki 2025
  • Zabici w wypadkach - 686
  • Ranni w wypadkach - 12191
  • Kierowcy po alkoholu - 50505
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 53.15
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.48
  • Średnia liczba rannych dziennie: 61.88
  • Zabici w wypadkach - 686
  • Ranni w wypadkach - 12191
  • Kierowcy po alkoholu - 50505
  • Średnia liczba wypadków dziennie: 53.15
  • Średnia liczba zabitych dziennie: 3.48
  • Średnia liczba rannych dziennie: 61.88

Rozmowy i opinie

Organizacje rowerowe zwalczają obowiązek kasków dla dzieci. W przeciwieństwie do nich przeczytałem badania, na które się powołują

Opublikowano

-

Polskie organizacje rowerowe od lat sprzeciwiają się obowiązkowi kasków. Nawet teraz, gdy obowiązek ma dotyczyć wyłącznie dzieci w podstawówce. Przejrzałem argumenty, które powielają od lat. Chyba sami nigdy nie czytali badań, na które się powołują. Ja przeczytałem. Wnioski przeczą tezom cyklistów z Polski

Łukasz Zboralski, redaktor naczelny brd24.pl Fot. archiwum autora

Niech to jest jasne od początku – nie uważam, że każdy rowerzysta powinien obowiązkowo nosić kask. Wolę, żeby to było zalecenie niż prawo. Nie tu tkwią poważne problemy polskiego BRD. Przecież to ja kilka lat temu wykpiłem kierowców domagających się okaskowienia rowerzystów i pokazałem badania udowadniające, że to głównie kierowcy i pasażerowie samochodów powinni zakładać kaski, bo najczęściej giną od urazów głowy.

W przeddzień nowego polskiego prawa zaznaczę też, że pisałem i wskazywałem na problemy z hulajnogami elektrycznymi i wspierałem głos lekarzy, neurochirurgów, którzy zgłaszali coraz więcej dzieci z rozwalonymi głowami lądującymi u nich na stołach operacyjnych. Pokazywałem też w mediach serię zgonów nastolatków po wypadkach na hulajnogach. Nie podsuwałem rozwiązania. Pokazywałem, że Finowie np. zakazali jazdy hulajnogami elektrycznymi dzieciom do 15. roku życia.

W Polsce minister zaproponował obowiązek kasków na hulajnogach elektrycznych do 16. roku życia. Uważam, że to też może pomóc. Jednocześnie niespodziewanie ten obowiązek w Polsce ma dotyczyć również małych rowerzystów w tym wieku. Tego nie oczekiwałem, ani nie mieliśmy raportów o takich samych problemach, jak w przypadku hulajnóg. Jednak nie widzę w tym żadnego zła. Tymczasem organizacje rowerowe zaczęły istną krucjatę w sieci tak, jakby zobowiązanie dzieci do jazdy w kasku do końca podstawówki miało zniszczyć w ogóle ruch rowerowy.

Przyjrzałem się – szkoda że dopiero teraz – dogłębnie argumentom, jakie podają organizacje rowerowe. Okazało się, przykro to pisać, że tych argumentów nie mają, albo nie potrafią czytać badań naukowych, na które się powołują.

Mity z Antypodów

Zacząłem od tak, od pierwszego z brzegu stanowiska Federacji Rowerowej przeciw wprowadzeniu obowiązku jazdy w kasku na rowerze do 16. roku życia.

Zgadzam się w całej rozciągłości z tym, że w Polsce nie wzrastają wypadki rowerowe z udziałem młodszych dzieci i że więcej z nich ginie jako pasażerowie samochodów osób dorosłych – sam to mówię i piszę od lat przy każdej okazji, gdzie samorządowcy albo inni politycy chcą udawać, że coś robią dla bezpieczeństwa dzieci rozdając im odblaski.

Jest jednak coś, czego nie wiemy. Czego w raportach nie ma. Wypadki indywidualne. Tych w Polsce się nie raportuje policji, nie ma ich opisanych w systemie zdrowia. Nie wiemy o tym nic. Ile dzieci łamie ręce i rozbija głowy jadąc rowerem? Nie mamy w Polsce pojęcia.

Natomiast część argumentów Federacji Rowerowej to albo niewiedza albo manipulacja. W swoim stanowisku straszą, że obowiązek kasków na rowerach spowoduje zmniejszenie liczby rowerzystów na drogach:

„Z danych z krajów, które taki obowiązek wprowadziły, wynika, że po wprowadzeniu obowiązkowych kasków nastąpił drastyczny spadek zainteresowania jazdą na rowerze, szczególnie widoczny wśród dzieci. W Wiktorii w Australii po wprowadzeniu przepisów o obowiązkowych kaskach nastąpił spadek ruchu rowerowego o 44%, największe spadki odnotowano wśród dzieci w wieku od 5 do 16 lat. W Nowej Zelandii spadek wyniósł ok. 22%” – czytamy w stanowisku Federacji Rowerowej.

W przeciwieństwie do Federacji, ja te badania przeczytałem. I teraz będzie boleśnie, jakby ktoś nakład po głowie bez kasku rowerową pompką 🙂

Pierwsze badanie dotyczy Australii – czyli zgódźmy się, miejsca na przeciwnej stronie globu. W dodatku pochodzi sprzed 30 lat, bo z 1995 r. To już dość wiele, by się nim mało przejmować przy podejmowaniu decyzji w Polsce. Najśmieszniejsze jest jednak to, że w tym badaniu w ogóle nie badano zmniejszenia ruchu rowerowego! W tym badaniu tylko marginalnie wspomniano, że „istnieją dowody” – z badań z 1992 i 1993 r. – że obowiązek kasków wpływa na zmniejszenie ruchu rowerowego.

Natomiast tym, co w tym badaniu jest i jest jego esencją, to wnioski, które pokazują, że wprowadzenie obowiązku jazdy w kasku na rowerze spowodowało spadek rowerzystów przyjmowanych z urazami głowy do szpitali aż o blisko 40 proc.! Badacze uznali to za wynik przekraczający oczekiwania regulatorów.

A to nie wszystko. W tym badaniu napisano nawet – coś, co w głowie się polskim organizacjom rowerowym nie pomieści – że obowiązek zakładania kasku zmniejszył nawet o 45 proc. liczbę obrażeń głów u rowerzystów w zderzeniach z innymi pojazdami. A więc jednak kask trochę chroni, gdy samochód w ciebie uderza? No kto by się spodziewał…

Kolejne badanie, oczywiście znów z Antypodów, to badanie z Nowej Zelandii z 1996 roku. Jest miej optymistyczne niż badanie z Australii. Ale zacznijmy od tego, że w jego konkluzjach nie ma tego, co pisze Federacja Rowerowa – nie ma tam ani słowa o zmniejszeniu ruchu rowerowego o 22 proc. w wyniku wprowadzenia obowiązku jazdy w kasku.

Nowozelandczycy odnotowali, że obowiązek jazdy w kasku (dla całej populacji, nie tylko dla dzieci – więc znów adekwatność badania wobec polskiej legislacji jest umowna) prawie nie wpłynął na liczbę obrażeń głów rowerzystów trafiających do szpitali.

Ale, ale… Nowozelandczycy uczciwie przyznają, że ich badanie stoi w dużej sprzeczności z pozytywnymi wynikami, jakie dostrzeżono w Seattle i Brisbane. I zauważają, że oni brali pod uwagę już tylko rowerzystów trafiających do szpitala (czyli bardzo ciężkie urazy), a nie takich, którym wystarczyła pomoc na odpowiedniku SOR – jak to badano w Seattle i Brisbane.

A i tak zakładacie dzieciom?

Rowerzyści z Polski wychodzą na mocno nakręconych, nawet przesadnie, jeśli nie dostrzegają, że podpierają się kulawymi argumentami. I być może obowiązek kasków dla dzieci w podstawówce na rowerach jest na wyrost, ale raczej nie spowoduje tragedii – jak to wieszczą rowerowe środowiska. Argumentu w stylu „moje dziecko dojeżdża do pociągu, tam przypina rower i co wtedy ma zrobić z kaskiem” litościwie pominę…

W obowiązku kasków dla dzieci na rowery i hulajnogi widzę raczej pozytywy. Może poza jednym – obowiązek kasków może uciąć u nastolatków korzystanie z systemów rowerów miejskich. Tu trzeba by jednak sprawdzić, jaki odsetek klientów to dzieci do 16. roku życia. I być może to byłby mocny argument do rozmów o planowanym prawie.

No dobrze, widzę jeszcze coś. Spodziewam się zupełnej jałowości w egzekucji tego obowiązku. Dziecka do 16. roku życia policjant nie może ukarać mandatem. Musi w takiej sprawie ukarać rodzica. I już sobie wyobrażam, jak chętnie policjanci będą zajmować się szukaniem rodziców, gdy przyłapią dziecko same bez kasku.
Choć z drugiej strony obawiam się, że – jak widziałem wielokrotnie w przeszłości – policjanci zamiast uderzać w prawdziwie niebezpieczne zjawiska pójdą na łatwiznę. I tak, jak walili latami mandaty głównie pieszym podczas akcji „Niechronieni uczestnicy ruchu drogowego”, tak zaczną walić mandaty rodzicom dzieci bez kasków.

To są argumentu do dyskusji. Badania z Antypodów sprzed 30 lat nimi nie są.

Może macie inne zdanie? Zapraszam do dyskusji i czekam na Wasze teksty: [email protected]

Łukasz Zboralski