Społeczeństwo
Eksperci ostrzegali: nie należy zwiększać kar dla pijanych kierowców. Poprzedni rząd nie posłuchał
Rząd PO-PSL zwiększył sankcje dla kierowców prowadzących pod wpływem alkoholu. Miał w rękach ekspertyzę naukowców, która przemawiała przeciw zaostrzaniu kar. Wynika z niej m.in., że wcześniejsze kary nie były egzekwowane

Opublikowano
9 lat temu-
przez
luzRząd PO-PSL zwiększył sankcje dla kierowców prowadzących pod wpływem alkoholu. Miał w rękach ekspertyzę naukowców, która przemawiała przeciw zaostrzaniu kar. Wynika z niej m.in., że wcześniejsze kary nie były egzekwowane

Rząd PO- PSL dobrze wiedział, że w Polsce nie ma niezwykłego problemu z pijanymi kierowcami i że podwyższanie kar będzie tylko PR-owską zagrywką na pokaz. Na zdjęciu ówczesna premier Ewa Kopacz i minister Maria Wasiak, która odpowiadała za politykę bezpieczeństwa na drogach jako szefowa KRBRD. Fot. KPRM
Nie dość, że w Polsce – głównie przez działania policji – od lat wyolbrzymiano problem pijanych kierowców, to jeszcze rządzący zwalczają fikcję kolejną fikcją. Poprzednia władza zdecydowała o zaostrzeniu prawa, choć otrzymała analizę naukowców, z której wynikało, że takich kroków w Polsce nie należy podejmować. Niektóre z nich bowiem sytuacją mogą jeszcze pogorszyć.
Naukowcy z Instytutu Transportu Samochodowego w raporcie wydanym w 2014 r. podsumowali nie tylko dotychczasową politykę prewencyjną dotyczącą pijanych kierowców w Polsce (streścimy w jednym słowie: słaba) ale przeanalizowali też wszystkie pojawiające się propozycje zaostrzenia kar (większość z nich weszła w życie w maju 2015 r.).
Co napisali o rządowych zakusach na zwiększanie sankcji?
98 proc. kar więzienia zawieszanych
Rząd proponował – a później wprowadził – przepisy, zgodnie z którymi po pierwszym przyłapaniu na jeździe w stanie nietrzeźwości, traci się prawo jazdy na minimum 3 lata (a maksymalnie na 15). Drugie przyłapanie oznacza zaś dożywotnią utratę uprawnień.
Eksperci wskazywali jednak, że w danych Ministerstwa Sprawiedliwości brak informacji na temat tego, jak wykorzystywano w praktyce poprzednie sankcje i czy wykorzystywano je w pełni.
A z dostępnych danych rysuje się obraz fatalnej egzekucji istniejącego prawa. Kierowców nietrzeźwych (a więc 0,5 promila i więcej) można było do tej pory skazywać na karę aresztu w okresie od miesiąca do dwóch lat. W 90 proc. sądy orzekały kary nie wyższe niż rok. W dodatku średnio ok. 98 proc. kar pozbawienia wolności było warunkowo zawieszanych.
Nie inaczej egzekwowano prawo wobec kierowców przyłapanych na wykroczeniu – prowadzeniu po spożyciu alkoholu (0,2 – 0,5 promila). Choć można było wymierzać im grzywnę w dziennych stawkach od 10 do 360 zł, to w 70 proc. wypadków otrzymywali kary grzywny w przedziale 300-1500 zł.
Czy można mówić o dobrym egzekwowaniu istniejących przepisów, gdy w 2012 r. karę pozbawienia wolności otrzymało 43 proc. kierowców przyłapanych na jeździe w stanie nietrzeźwości, a 98 proc. z nich dostało tę karę w zawieszeniu?
Wydłużenie zakazów prowadzenia pojazdów – zły krok
Badacze ITS przytoczyli też badania naukowe. I podnieśli kolejny problem. „Analiza wyników badań naukowych nakazują dużą ostrożność wobec rządowych propozycji wydłużenia zakazu prowadzenia pojazdu dla osób skazanych za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości” – napisali. S. I wyliczyli powody.
Po pierwsze z badań wynika, że skuteczność zakazu prowadzenia pojazdów od pewności kary i szybkości jej zasądzenia, a w mniejszym stopniu od jej dolegliwości. Ale najgorszym jest to, że wydłużenie okresu zatrzymania prawa jazdy zwiększa prawdopodobieństwo podejmowania decyzji o prowadzeniu bez uprawnień. W USA szacuje się, że 25-75 proc. kierowców, którym zabrano licencje (czasowo lub na stałe) nadal siada za kierownicą. A najgorsze wyniki rejestrowano, gdy zakaz prowadzenia pojazdu był dłuższy niż 3 lata. Tymczasem to nowy polski minimalny limit odbierania uprawnień!
Jeszcze w 2010 r. podczas badania SARTRE 4, kiedy nawet nie dyskutowano o tak surowych karach, 15-18 proc. badanych kierowców deklarowało, że naruszyłoby wynik takiego zakazu. W dodatku – jak podkreślają badacze – rosnąca liczba takich recydywistów była już w Polsce obserwowana. W innych krajach dożywotnie odebranie uprawnień jest obligatoryjne, a nie obowiązkowe.
„Wiele więc wskazuje, że wprowadzenie propozycji rządowych raczej wiązać się będzie z pojawieniem nowych problemów, niż rozwiązaniem już istniejących” – ostrzegali eksperci w raporcie. Ale poprzedni rząd, łaknący PR-owskich sukcesów na koniec kadencji, te ostrzeżenia zignorował. Kary zdecydowanie podwyższono.
Kary finansowe – cel tylko fiskalny
Eksperci wskazywali też, że społecznym poparciem będzie się cieszył pomysł montowania blokad alkoholowych w samochodach. Zwracali jednak uwagę, że według pierwotnego pomysłu, byłoby bezsensownym zobowiązanie do tego wszystkich przyłapanych na jeździe po alkoholu (stworzyłoby to za to dla firm świetny rynek – bo według szacunków potrzeba by na rynku co najmniej 120 tys. takich urządzeń). Badacze proponowali, by możliwość montowania blokad wprowadzać stopniowo i jako możliwość skrócenia kary odebrania uprawnień. W tym przypadku władze badaczy posłuchały. Ale pominęły inny ważny aspekt, który w innych krajach ma miejsce – nie uznały, że potrzeba monitorowania zachowań kierowców używających blokad. U nas po prostu policja będzie sprawdzać, czy one są. A diagności na stacjach kontroli za to samo, co policja wyrywkowo, co 12 miesięcy zainkasują na przeglądach dodatkowe 500 zł.
Badacze zastrzegali również, że wprowadzenie wysokich kar finansowych nie przekłada się na poprawę sytuacji z nietrzeźwymi kierowcami. „Dostępne wyniki badań wskazują, że kary finansowe w USA mają niewielki wpływ na obniżenie wskaźnika recydywizmu. Podobne wyniki zebrano w Australii” – napisali.
Wytknęli więc, że zwiększanie kar finansowych dla rządu ma inny cel – fiskalny. „Wiele więc wskazuje, że tworzenie dodatkowych rozwiązań umożliwiających finansowe karanie skazanych kierowców nie przyniesie spodziewanych efektów, zasili natomiast Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej w pieniądze”.
Ocena dotychczasowych działań? Brak
Jest jeszcze jeden problem. Nie tylko podwyższenie kar było niecelowe i nierozsądne, ale też nikt nie będzie wiedział, jak bardzo się nie sprawdzi. Bo w kraju brakuje badań oceniających politykę prewencyjną w tym zakresie.
Przy tak niejasnych statystykach policji wyniki działań prewencyjnych w Polsce traktować należy z dużą ostrożnością. Z danych KGP wynika, że od 2001 r. liczba wypadków z udziałem nietrzeźwych kierowców (w portalu brd24.pl ujawniliśmy, że w takich przypadkach policja zalicza jako nietrzeźwych osoby z jakąkolwiek zawartością alkoholu w organizmie) systematycznie spada. Jak zauważają jednak badacze ITS – nie ma badań, które pozwalałyby stwierdzić, czy tempo tego spadku jest adekwatne do zainwestowanego wysiłku i pieniędzy w kraju. Choć z porównania wykonanego przez Europejską Radę Bezpieczeństwa Transportu wynika, że na pewno w latach 2001-2009 polityka prewencyjna prowadzona w Polsce była mniej skuteczna niż w innych krajach – one notowały szybsze tempo spadku wypadków z udziałem nietrzeźwych kierowców.
Raport wskazuje też, że od 2006 r. do 2013 r. liczba kierowców pojazdów silnikowych uczestniczących w wypadkach drogowych na trzeźwo spadła o 19 proc., a po spożyciu alkoholu – o 40 proc. „Nieprawdziwe są więc wszelkie argumenty o rosnącym zagrożeniu ze strony pijanych
kierowców w Polsce” – piszą autorzy opracowania.
Czy można się dziwić, że w ostatnich latach rozkwitł rynek alkomatów w Polsce i te urządzenia sprzedają się jak świeże bułki, skoro kierowcy muszą odczuwać, że zamiast zostać otoczeni opieką stają się raczej zwierzyną łowną, którą można przyłapać na porannym kacu i w ten sposób zasilić budżet państwa mandatem oraz wykazać, iż „pracuje się” na rzecz społeczeństwa?
Łukasz Zboralski