Connect with us

Prawo

Dojeżdżając do korka na autostradzie włączasz awaryjne? Słusznie! Ale niezgodnie z polskim prawem

Opublikowano

-

Ostrzeganie innych kierowców przed zatorem na autostradzie przez włączanie świateł awaryjnych jest normą na Zachodzie. W Polsce większość kierowców też to robi. Jednak urzędnicy zapomnieli zmienić prawo i używanie tych świateł jest ograniczone tylko do awarii pojazdu

Wielu kierowców w Polsce włącza światła awaryjne, gdy dojeżdża do zatoru na autostradzie czy drodze ekspresowej. To jednak nie zostało nigdy uregulowane w polskim prawie Fot. Pexels

To jeden z wielu paradoksów polskiego prawa, z którego zmianami nie nadążają urzędnicy resortu infrastruktury. Ostrzeganie przed zatorem na autostradzie poprzez włączanie świateł awaryjnych jest ze wszech miar słuszne – jednak niezgodne z obecnie obowiązującym Prawem o ruchu drogowym.

Awaryjne światła – każdy wie, że coś się dzieje na autostradzie

Zatory na drogach szybkiego ruchu zdarzają się z różnych powodów. Czasem – tak jak przed wczorajszym karambolem na trasie S7 – popsuje się jakiś samochód, zacznie się palić i wówczas inni kierowcy muszą się zatrzymać.

Wówczas dobrą praktyką, którą dawno temu uregulowano w Europie, jest ostrzeganie kierowców na autostradzie. Każdy dojeżdżający do zatoru włącza światła awaryjne. W ten sposób daje wyraźny znak innym nadjeżdżającym, że coś ryzykownego jest na trasie przed nim i powinien się do tego przygotować, zwolnić.

Włączanie świateł awaryjnych przy zatorach propagują u nas nawet policjanci. “Przyjęło się to coraz powszechniej, że kiedy dochodzi do znacznej redukcji prędkości na autostradzie, kierowcy ostrzegają się światłami awaryjnymi. Myślę, że jest to dobra praktyka i przejaw kultury drogowej, związanej z ostrzeganiem innych, że nastąpiła nieprzewidywana sytuacja na drodze” – mówił w Radiu Kraków w 2018 r. podinsp. Krzysztof Dymura.

Problem w tym, że prawo nie przewiduje takiego używania świateł awaryjnych. Ich włączenie dopuszczalne jest tylko w jednej, konkretnej sytuacji.

Prawo: awaryjne tylko na postoju

Polskie Prawo o ruchu drogowym określa sytuacje, w których kierowca ma użyć świateł awaryjnych. I są to wyłącznie sytuacje związane z… postojem pojazdu. Postój, według prawnej definicji za art. 2 PoRD to “unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę”.

Zatem zgodnie z polskim prawem świateł awaryjnych nie można używać wówczas, gdy po porostu staje się w zatorze drogowym – bowiem jest to zatrzymanie wynikające z warunków ruchu.

Jedyne opisane w Prawie o ruchu drogowym użycie świateł awaryjnych wymieniono w art. 50 opisującym sygnalizowanie postoju pojazdu:

“1. Kierujący pojazdem jest obowiązany sygnalizować postój pojazdu silnikowego lub przyczepy z powodu uszkodzenia lub wypadku:
1) na autostradzie lub drodze ekspresowej – w każdym przypadku;
2) na pozostałych drogach o nawierzchni twardej:
a) poza obszarem zabudowanym – w razie postoju na jezdni w miejscu, w którym jest to zabronione, a na poboczu, jeżeli pojazd nie jest widoczny z dostatecznej odległości,
b) na obszarze zabudowanym – w razie postoju na jezdni w miejscu, w którym zatrzymanie jest zabronione.
2.  Postój pojazdu, o którym mowa w ust. 1, należy sygnalizować w sposób następujący:
1) na autostradzie lub drodze ekspresowej – przez:
a) włączenie świateł awaryjnych pojazdu, a jeżeli pojazd nie jest w nie wyposażony, należy włączyć światła pozycyjne,
b) umieszczenie ostrzegawczego trójkąta odblaskowego w odległości 100 m za pojazdem; trójkąt ten umieszcza się na jezdni lub poboczu, odpowiednio do miejsca unieruchomienia pojazdu;
2) na pozostałych drogach:
a) poza obszarem zabudowanym – przez umieszczenie w odległości 30-50 m za pojazdem ostrzegawczego trójkąta odblaskowego i włączenie świateł awaryjnych; w razie gdy pojazd nie jest wyposażony w światła awaryjne, należy włączyć światła pozycyjne,
b) na obszarze zabudowanym – przez włączenie świateł awaryjnych, a jeżeli pojazd nie jest w nie wyposażony, należy włączyć światła pozycyjne i umieścić ostrzegawczy trójkąt odblaskowy za pojazdem lub na nim, na wysokości nie większej niż 1 m.
3.  Sygnalizowanie, o którym mowa w ust. 1 i 2, obowiązuje przez cały czas postoju pojazdu”.

W żadnym innym miejscu Prawo o ruchu drogowym nie wskazuje na używanie świateł awaryjnych w innych sytuacjach np. zatoru na drodze szybkiego ruchu.

Prowadzi to także do pewnego paradoksu związanego z pojazdami, które są homologowane i dopuszczone do ruchu. Wiele z nich jest już wyposażone w system, który podczas gwałtownego uderzenia w hamulec włącza jednocześnie światła awaryjne. I znów – polskie przepisy nie przewidują takiego użycia świateł awaryjnych.

Poseł prosił o takie przepisy w 2012 r. Minister Jarmuziewicz odpisywał: to byłaby deprecjacja

Ten problem – braku regulacji zalecających włączanie świateł awaryjnych podczas dojeżdżania do zatoru na drodze szybkiego ruchu – już 12 lat temu zauważył poseł Krzysztof Brejza. W swojej interpelacji Interpelacji do ministra transportu, budownictwa i gospodarki morskiej w sprawie stosowania świateł awaryjnych przez kierowców podczas zatrzymywania się na drogach krajowych zwrócił uwagę na ten problem.

“Od kilku lat wśród wielu kierowców stosowany jest zwyczaj włączania świateł awaryjnych podczas postoju na drogach, zwłaszcza tych charakteryzujących się wysoką prędkością poruszających się po nich pojazdów. Praktyka ta stosowana jest zwłaszcza podczas postoju w okolicy wzniesienia, zakrętu oraz postoju w korku wymuszonym na przykład remontem odcinka drogi” – pisał wówczas Brejza. I dodawał: “Sam jako kierowca często włączam światła awaryjne, aby ostrzec innych użytkowników ruchu jadących za mną przed zatorem. Praktyka ta pozwala w warunkach tak dziennych, jak i nocnych ostrzec innych kierowców o zatrzymaniu się pojazdu i uniknąć ewentualnego najechania na tył samochodu przez kierowcę, który nie stwierdzi dostatecznie szybko, że samochód znajdujący się przed nim nie jest w ruchu”.

Poseł pytał ministra, czy nie trzeba znowelizować przepisów tak, “aby wprowadzić zalecenia podczas kursów na prawo jazdy dotyczące stosowania świateł awaryjnych w sytuacji zatoru na drogach, zwłaszcza na drogach krajowych charakteryzujących się dużą prędkością poruszających się po nich pojazdów”.

Na tę interpelacją odpowiedział wówczas wiceminister infrastruktury Tadeusz Jarmuziewicz. W odpowiedzi wyliczał przepisy, które obowiązują do dziś – że awaryjnymi światłami sygnalizuje się wyłącznie postój pojazdu po awarii. I uznał, że w prawie nic zmieniać nie trzeba.

“(…) używanie świateł awaryjnych powinno być ograniczone tylko do ściśle określonych sytuacji, o których wyżej mowa. Przedstawioną w interpelacji sytuację powszechnego używania świateł awaryjnych należy więc ocenić jako niewskazaną i prowadzącą do deprecjacji i obniżenia skuteczności świateł awaryjnych w ruchu drogowym” – napisał Jarmuziewicz.

Problem w tym, że po 12 latach mamy dziś w kraju już tysiące kilometrów autostrad i dróg ekspresowych, na których sygnalizowanie zatorów ma jeszcze większy sens niż na drogach krajowych. I nadal urzędnicy nic w prawie nie zmienili.

Oporni w zmianach. Nie chcieli też dodać znaków “STOP. Jazda pod prąd”

W regulacjach dotyczących dróg szybkiego ruchu polscy urzędnicy są często opieszali. Tak było w sprawie dodatkowych znaków ostrzegających przed wjechaniem pod prąd na autostradę czy drogę ekspresową.

Już w 2018 r. po przypadkach jazdy pod prąd na drogach szybkiego ruchu w Polsce, portal brd24.pl zwracał uwagę, że wiele krajów europejskich stawia dodatkowe oznakowanie, które ostrzega kierowców przed omyłkowym wjechaniem pod prąd.

Znak ostrzegający przed wjazdem pod prąd na drodze szybkiego ruchu w Austrii. Fot. Pflatsch/CC-ASA-3.0
W 2018 r. portal brd24.pl pokazywał, że m.in. w Austrii są znaki ostrzegające przed wjazdem pod prąd na drodze szybkiego ruchu. Fot. Pflatsch/CC-ASA-3.0

Okazało się wówczas, że Ministerstwo Infrastruktury nie prowadziło żadnych analiz dotyczących wjazdów pod prąd na autostradach i drogach ekspresowych. Jednocześnie resort w odpowiedzi dla portalu brd24.pl twierdził, że nie ma powodu, by stawiać dodatkowe oznakowanie.

“W obowiązującym stanie prawnym kierujący pojazdem, który dopuszcza się jazdy w kierunku przeciwnym do ruchu odbywającego się na autostradzie lub drodze ekspresowej, nie stosuje się do dyspozycji wynikającej z art. 16 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym (Dz. U. z 2017 r. poz. 1260, z późn. zm.) oraz minimum 3 znaków drogowych (P-7b „linia krawędziowa ciągła”, P-21 „powierzchnia wyłączona z ruchu”, a także C-5 „nakaz jazdy prosto). Wprowadzanie do porządku prawnego kolejnego znaku drogowego – ostrzegającego przed wjechaniem „pod prąd” – nie wydaje się uzasadnione” – pisał nam w 2018 r. ówczesny rzecznik resortu infrastruktury Szymon Huptyś.

Dopiero trzy lata później polscy drogowcy i urzędnicy przełamali się w tej sprawie i uznali, że jednak takie znaki są potrzebne.

“Skorzystaliśmy z rozwiązań stosowanych w Austrii, Niemczech, Słowacji i Chorwacji. Charakterystyczne duże żółte tablice z napisem STOP Zły kierunek i symbolem dłoni z umieszczonym na niej piktogramem znaku zakaz wjazdu, ustawiono już na łącznicy węzła Głogów Południe na S3, a także na węźle Świlcza na S19. Nowe tablice pojawiły się również na autostradzie A4 na węzłach Opole Zachód, Rzeszów Północ i Przemyśl oraz przed granicą Polski z Ukrainą w Korczowej, gdzie zaobserwowano kierowców oczekujących na odprawę i zawracających przed granicą “– tłumaczyli wówczas przedstawiciele GDDKiA.

Krótko potem sama GDDKiA pokazała nagrania, na których widać, że takie dodatkowe oznakowanie ma sens, bo kierowcy jadący pod prąd, zawracali, gdy zobaczyli to dodatkowe ostrzeżenie.

Łukasz Zboralski