Społeczeństwo
Sebastian M. wraca z Dubaju. Jest ostateczna zgoda na ekstradycję

Opublikowano
21 godzin temu-
przez
luzMinister sprawiedliwości ZEA wydał zgodę na ekstradycję do Polski Sebastiana M., który uciekł do Dubaju po spowodowaniu tragicznego wypadku na autostradzie

Dwa tygodnie temu Sąd Najwyższy Zjednoczonych Emiratów Arabskich zdecydował, że oskarżony o zabicie trzyosobowej rodziny w wypadku na autostradzie, Sebastian M. może być przekazany polskiemu wymiarowi sprawiedliwości w ramach procedury ekstradycyjnej. Tak uciekinier z Polski wyczerpał sądową drogę wstrzymywania powrotu nad Wisłę.
Jednak ostateczna decyzja leżała w rękach ministra sprawiedliwości Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Sądy tylko stwierdziły, że nie ma przeszkód prawnych co do przekazania polskim organom ścigania podejrzanego o przestępstwo.
Jest decyzja ministra
Dziś minister sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował w serwisie X, że minister sprawiedliwości ZEA wyraził zgodę na ekstradycję Sebastiana M. „Formalna procedura ekstradycyjna została zatem zakończona” – napisał Bodnar. I dodał, że polska Policja we współpracy ze służbami z ZEA „rozpoczyna realizację sprowadzenia ściganego do kraju”.
Pędził 300 km/h, wjechał w rodzinę. Wszyscy spłonęli
Do wypadku na autostradzie A1 doszło w 2023 r. niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego. Osobową Kią podróżowała rodzina – mama, tata i 5-letni synek. Sebastian M., syn łódzkiego biznesmena, kierował BMW, które pędziło co najmniej 253 km/h (odczyt z wraku BMW) i uderzyło w samochód rodziny. Kia stanęła w płomieniach. Świadkowie opowiadali o krzykach, ale nikt nie był już w stanie uratować płonących. Spalili się we wraku. Według niezależnych ekspertów, którzy na własną rękę podjęli się rekonstrukcji wypadku, Sebastian M. miał jechać ponad 300 km/h w momencie wypadku.
Tuż po zdarzeniu policja z Łodzi najpierw wskazywała w mediach, że rozbiło się jedno auto – sam kierowca Kii miał wpaść na bariery. Dopiero strażacy ujawnili, że na miejscu stało też rozbite BMW. Wówczas do sieci społecznościowych trafiło nagranie z momentu wypadku, a użytkownicy portali społecznościowych szybko rozszyfrowali, że BMW prowadził syn biznesmena z województwa łódzkiego.
Prokuratura z Piotrkowa Trybunalskiego nie reagowała nawet, gdy w Internecie dostępne było już nagranie zdarzenia. Śledczy twierdzili, że nie dostali jeszcze oryginału. W tym czasie Sebastian M. uciekł z Polski. Po ujawnieniu ucieczki przez media, polskie służby zorganizowały pościg. Mało brakowało, by złapano Polaka na lotnisku w Turcji, ale zdążył wsiąść do samolotu do Dubaju. Prawdopodobnie nie wiedział, że Polska ma świeżo podpisaną z tym krajem umowę o ekstradycji. Został tam zatrzymany w jednym z hoteli.
Wirtualna Polska ustaliła potem, że pasażerem Sebastiana M. w chwili wypadku był łódzki adwokat. O wypadku nie chciał rozmawiać. Wp.pl zauważyła, że z sieci zniknęły strony internetowe związane z jego działalnością. Na archiwalnych zapisach stron w Google widać, że zachęcał do kontaktu zarówno ofiary wypadków drogowych, jak i oferował pomoc ich sprawcom. Mężczyzna usunął też swój profil z portalu społecznościowego. Nie został ukarany przez izbę adwokacką.
„Rzeczpospolita” ujawniła z kolei, przyznała, że po wypadku na A1 powstały dwie policyjne notatki. Pierwsza, którą sporządzili funkcjonariusze na miejscu zdarzenia, miała być rzetelna. Policjanci mieli wskazać, że w zdarzeniu brało udział BMW prowadzone przez Sebastiana M. Drugą notatkę. z tego wypadku sporządził “wysoki oficer policji”. Ta już wybielała rolę Sebastiana M. w wypadku. Bo według “Rz” informacje w niej zawarte stały w sprzeczności z tym, co napisali w swojej notatce funkcjonariusze zajmujący się wypadkiem na autostradzie.
Niejasności dotyczące działań prokuratury i policji miało wyjaśnić odrębne śledztwo. Prokuratorzy ostatecznie je zamknęli, bo nie dopatrzyli się żadnych nieprawidłowości. Po zmianie władzy śledczy ponownie sprawdzali, czy na pewno policja i prokuratura działały w sprawie Sebastiana M. prawidłowo. Również jednak nie dopatrzono się nieprawidłowości i śledztwa umorzono.
Odpowie tylko za wypadek
Choć sprawa zbulwersowała kraj i politycy mówili o tym, że Sebastian M. powinien odpowiadać za zabójstwo z zamiarem ewentualnym, to w Polsce w rzeczywistości będzie mógł odpowiadać tylko za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Za to grozi mu kara maksymalnie do 8 lat pozbawienia wolności.