Filmy
Znów zderzenie z karetką. Tym razem w Bydgoszczy. Przewróciła się na bok

Opublikowano
4 lata temu-
przez
luzTo, jak jeżdżą kierowcy pojazdów uprzywilejowanych w Polsce, każe zastanowić się nad tym, jak są szkoleni. Kolejny znów uczestniczył w kolizji jadąc na sygnałach przez skrzyżowanie
Zaledwie tydzień temu publikowaliśmy nagranie z Bielska-Białej, gdzie kierowca karetki przejeżdżał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle i uczestniczył w kolizji, bo wjechał w niego kierowca pojazdu osobowego. I po kilku dniach do podobnej sytuacji doszło w Bydgoszczy.
Do tego zdarzenia doszło 4 listopada w południe. Jak wynika z relacji policji. Kierowca karetki jechał na sygnałach ul. Kamienną. Wjechał na skrzyżowanie z ul. Wyszyńskiego na czerwonym w świetle. Tam w karetkę uderzył kierowca osobowego volvo, który z ul. Wyszyńskiego chciał skręcić w ul. Kamienną.
Po zderzeniu karetka się przewróciła. Wiadomo, że nie wiozła pacjentów. Nikt nie doznał obrażeń. Ranni nie zostali też kierowca i pasażerowie osobowego volvo.
W Norwegii kierowcy karetek mają poważne kłopoty po takich zdarzeniach
Niedawno w wywiadzie dla brd24.pl ratownik Jacek Borowiak, który pracuje w Norwegii, opowiadał o ogromnej różnicy w prowadzeniu pojazdów uprzywilejowanych w Polsce i Skandynawii.
– Przyjechałem z Polski. Zacząłem przygotowanie do zdania egzaminu na kierowcę pojazdów uprzywilejowanych. Mój instruktor zapakował mnie do takiego pojazdu, żeby sprawdzić, jak ja jeżdżę. Ruszyłem, ale po kilku minutach zatrzymał pojazd. Był blady, przerażony i powiedział, że mam natychmiast wyjść z samochodu, bo on nie chce tak jeździć! – wspominał w rozmowie z Łukaszem Zboralskim. Dlaczego jego instruktor tak zareagował? – Przewiozłem go tak, jak nauczyłem się w polskim systemie, co w zderzeniu z innymi standardami okazało nie do przyjęcia i instruktor skwitował to tak: „jak chcesz zaliczyć kurs, zdać tu egzamin i bezpiecznie poruszać się pojazdem uprzywilejowanym w Norwegii, to musisz zapomnieć o tym, jak wcześniej jeździłeś” – tłumaczył Borowiak.
Opowiadał też o tym, jak szkoli się kierowców pojazdów uprzywilejowanych w Norwegii.
– Logika w tym podejściu jest następująca: to osoba prowadząca pojazd uprzywilejowany ponosi główną odpowiedzialność za to, co się dzieje na drodze. Jeśli ja swoją jazdą powoduję zagrożenie w ruchu drogowym, jeśli nieumiejętnie prowadzę swój pojazd i kierowca przede mną nie odczytuje moich sygnałów i znaków, nie podejmuje reakcji, to ja w dużym stopniu za to odpowiadam. Jest tu wiele wyroków skazujących kierowców pojazdów uprzywilejowanych, wiele mandatów za to – te sprawy są przytaczane w materiałach do kursu na kod 160. Każdy się zapoznaje też z tym, zanim zacznie jeździć. Jest to pewien bat i straszak dla takich przyszłych kierowców, ale jednak przynosi to bardzo dobre, prewencyjne efekty – mówił Borowiak. – Poziom przeszkolenia i mentalnego nastawienia kierowców pojazdów uprzywilejowanych w Norwegii jest zupełnie inny niż w Polsce. Najlepszym dowodem jest właśnie wspomniane używanie sygnałów dźwiękowych. Jak już wspomniałem wcześniej, włączamy je dopiero w konkretnych sytuacjach np. wtedy, gdy nie wystarczą sygnały świetlne, wczesne dobre pozycjonowanie pojazdu uprzywilejowanego na drodze lub wczesne zakomunikowanie kierowcy przed nami, czego my chcemy. Mam lusterka boczne, wsteczne u innych użytkowników dróg oraz światła o zmiennym natężeniu z których korzystamy, by właśnie w tych lusterkach pokazać innemu kierowcy na drodze moje intencje. Jest to ważne do tego stopnia, że jeśli nie widzę, że ten przede mną zwolnił, nie zapalają się jego światła stop, nie naciska na hamulec, nie zjechał na bok etc. to w 80 proc. sytuacji nie mam prawa go wyprzedzić. Jeśli inny kierowca mnie na drodze nie widział i nie słyszał – mógł być głuchy, mieć głośno muzykę itd. – to ja muszę utrzymywać od niego bezpieczną odległość. Nie ma zmiłuj – dodawał.
Czytaj całą rozmowę z ratownikiem Jackiem Borowiakiem
ai